Można dopatrzeć się ich wszędzie. Twarze – czasem należące do świętych, czasem do demonów czy też zupełnie nieznane, widywane są miejscach, w których nie powinny się pojawić to dla wielu zdumiewające a zarazem lekko przerażające zjawisko. Stykamy się z nim bardzo często nie wiedząc, że jesteśmy na nie skazani, bo wynika ono z naszej natury. Podobnie historie pojawiały się wielokrotnie. Tak też było w przypadku pani Karoliny.
Pani Karolina przesłała nam ostatnimi czasy niezwykle intrygującą relację, która początkowo budzi mieszane uczucia i ciekawość każdego, kto tylko się z nią zapozna. Choć zjawisko, którego doświadczyła jest w pełni wytłumaczalne, w pewien dziwny sposób twarze (to świętych, to demonów czy „duchów”), wciąż zaprzątają umysł wielu osób, jako zjawisko nieznane i umykające ludzkiemu poznaniu. Tak jednak nie jest. Pareidolia (bo właśnie to zjawisko psychiczne odpowiada za widzenie twarzy w kamieniu, drewnie czy innych przypadkowych układach) jest częścią naszego życia i tworem mózgu. Czasem powoduje jednak wiele bardzo wyrazistych, choć złudnych doznań…
Demon z San Giovanni Rotondo W kwietniu tego roku ja z mężem i synem pojechaliśmy na wycieczkę objazdową do Włoch. W ciągu tygodnia zwiedziliśmy m.in. Asyż, Watykan, Monte Cassino, Pompeje, Wezuwiusza…. i San Giowani Rotondo, potem Loretto, Wenecję…
Zagadkowa sytuacja miała miejsce właśnie w San Giovanni Rotondo (chcę dodać, że termin wycieczki to 21- 28 kwietnia 2008) – mówi pani Karolina. W tym właśnie czasie ciało o. Pio było wystawione na widok publiczny. Tak więc 26 kwietnia wraz z 30-osobową grupą z autokaru czekaliśmy na wejście do sanktuarium w San Giovanni. Trwało to jakieś dwie godziny, ponieważ jak wiadomo chętnych do zobaczenia zakonnika było sporo. Mieliśmy jednak szczęście, że był to pochmurny i chłodny dzień i nie było tak wielkiego tłumu, jak poprzedniego dnia. Do środka bazyliki wpuszczano po ok. 20 osób naraz.
Przechodziliśmy wraz z grupą pod czujnym okiem umundurowanego Włocha do miejsc szczególnie bliskich dla o. Pio, aż doprowadził nas do środkowej części bazyliki i kazał czekać. Była to jakby boczna nawa kościoła. Staliśmy przed figurą św. Franciszka a po prawej stronie był przepiękny obraz przedstawiający moim zdaniem niebo – raj .
Panowała cisza i skupienie, wszyscy wyczekiwali niecierpliwie chwili kiedy wejdziemy dalej.
Obok mnie stał mój syn a za mną mąż. Czekając przyglądałam się figurze św. Franciszka i pstryknęłam fotkę, potem przyglądałam się obrazowi i zrobiłam następną. Gdy znów popatrzyłam na św. Franciszka (a dokładnie na jego stygmaty na dłoniach) poczułam, że ktoś na mnie patrzy.
Nikt przed nami nie stał! Byliśmy ustawieni w pierwszym rzędzie a za nami reszta grupy. Poczułam niepokój – było to znane mi uczucie. Wtedy ze stygmatów na dłoniach mój wzrok powędrował na marmurową kolumnę obok postaci świętego. Zobaczyłam… no właśnie, co?
Zobaczyłam przerażającą twarz na tej kolumnie która gapi się na mnie. Ciarki przeszły po moim ciele, ale ponieważ jestem osobą racjonalnie myślącą postanowiłam zapytać syna, czy coś widzi na tej kolumnie. Poprosiłam, aby przyglądnął się dokładnie górnej części lewej kolumny i powiedział, co widzi. Stwierdził, że tam zupełnie nic nie ma, tylko biała plama na marmurze.
Byłam trochę zaskoczona tą odpowiedzią, bo wyraźnie czułam na sobie wzrok tej postaci z kolumny. Poprosiłam więc męża aby popatrzył w to samo miejsce i powiedział co widzi. Odpowiedź była taka sama jak syna – mąż widział plamę na marmurze niepodobną zupełnie do niczego.
Dla mnie też było oczywiste że jest to biała plama na czarnym marmurze, tylko dlaczego ta niby plama gapi się na mnie w dziwny sposób? Postanowiłam pstryknąć fotkę tej twarzy, aby móc się przyjrzeć potem ponownie i ocenić czy to aby nie gra światła lub coś takiego. Gdy przyglądałam się kolumnie poniżej dziwnej twarzy zobaczyłam twarz Jezusa, ale bardzo rozmytą, tak jakby odbicie z Całunu turyńskiego… byłam przerażona.
W owej nawie staliśmy ok. 5 minut, nie było zbyt dużo czasu na przemyślenia i dokładną analizę tego, co widziałam, ale wiem jedno – ta twarz była jak żywa! Gapiła się „złymi oczami”. Nikt z grupy oczywiście nic nie zauważył (co prawda nie pytaliśmy wszystkich), ale wracając autokarem potwornie bolała mnie głowa. Wzięłam lek przeciwbólowy, ale nie pomogło. Znajoma z autokaru zawołała mnie żebym przysiadła się do nich do przodu autokaru to pogadamy. Powiedziałam, że źle się czuje i mam straszny ból głowy. Dała mi jakąś tabletkę i pytała o przyczynę bólu. Opowiedziałam co widziałam. Osoby te były zaskoczone.
Ale wracając do tamtych wydarzeń. Po kilku minutach wprowadzono nas do kolejnego pomieszczenia w którym wyświetlono nam kilku minutowy film o życiu Ojca Pio i o jego pogrzebie. Następnie doszliśmy do miejsca gdzie w Ojciec Pio był wystawiony na wizerunek publiczny. Tam też pstryknęłam fotkę, choć służby porządkowe goniły ludzi z aparatami . Po wyjściu czułam niepokój i dziwny lęk . Kolejnym miejsce do zwiedzenia było Loretto gdzie mieliśmy nocleg u polskich zakonnic. następnego dnia rano nadal czułam dziwny niepokój i poprosiłam jedną z zakonnic żeby mi dała jakiś obrazek (nie miałam przy sobie nic poświęconego, ale czułam, że potrzebuje jakiejś „opieki” – to może za dużo powiedziane, ale coś w tym rodzaju). Zapytała czy coś się stało. nie opowiedziałam jej co mi się przytrafiło! powiedziałam że byliśmy wczoraj w San Giovanni Rotondo i poczułam tam coś dziwnego… – twierdziła pani Karolina.
INNE PRZYKŁADY
Niestety (dla tych, co chcą wierzyć w twarz diabła przy obrazie świętego), zjawisko to posiada naturalne wytłumaczenie, którego źródło kryje się głęboko w mózgu człowieka. Mimo to pareidolia od dawna jest i była czymś, co podsyca ludzką wyobraźnie, a czasem nawet umacnia wiarę. Przykładem tego są nie tylko liczne podobizny Maryi, Jezusa czy imienia Allacha widziane w zupełnie przypadkowych (a czasem kuriozalnych miejscach), ale też ciągła wiara wielu ludzi w „ukryte” twarze. W ostatnich latach dobrym ich przykładem były np. internetowe doniesienia o twarzy demona, która wyłoniła się to z ognia, to z pyłu w czasie ataków na WTC czy np. postać papieża, której dopatrzono się w płonącym ogniu. Podobnie jako pareidolię wyjaśnić można m.in. legendę o marsjańskiej twarzy (która jak przypominamy okazała się zwyczajną skalną formacją) i wiele „objawień” religijnych, gdzie postaci świętych dopatruje się w słojach drzew, zaciekach na szybach i innych miejscach. Nie ma w tym nic nadnaturalnego, tym bardziej świętego.
Pareidolia może przybierać różne formy i mieć nie tylko religijne konotacje. Swoistym rodzajem pareidolii „dźwiękowej” może być w niektórych przypadkach nadawanie sensu dźwiękom nagranym podczas sesji EVP, co jest jednym z głównych argumentów sceptyków przeciwko temu zjawisku.
Pareidolia to typ apofenii – doświadczenia odnajdywania związków i podobieństw w nich nie znaczących zjawiskach, zdarzeniach etc. Takie dopatrywanie związków prowadzi często do odczuć „nienormalnej” znaczeniowości a czasem innych niecodziennych odczuć. Dlaczego tylko zjawisko to powoduje nieprzerwanie emocje i zdziwienie, skoro właściwie wiemy, w czym rzecz? Wydaje się, że już tak jest stworzona natura człowieka, że bez owych dziwów nie potrafi się obejść…
INFRA
Fot. w nagłówku: Archiwum infra.org.pl