Wiele osób zastanawia się, czy spotkania z UFO są niebezpieczne? Czy mogą mieć widoczne negatywne skutki? Choć wydaje się to być dość nietypowy, a nawet sensacyjny temat, warto przyjrzeć się kilku przypadkom z Brazylii, która znana jest jako kraj, gdzie pod względem ufologicznym dzieje się bardzo wiele. Więcej szczegółów, faktów, pytań i rozważań znajdziecie w tym wyjątkowym artykule znanego badacza Boba Pratta. Niektórych może on szokować.
O autorze: Bob Pratt (1926-2005) – Urodził się w 1926 roku jako Robert Vance Pratt. Był dziennikarzem I badaczem UFO – swoistą ikoną na tym polu. Studiował na Uniwersytecie w Berkeley oraz American University, w czasie 22-letniej kariery dziennikarskiej pracował w licznych pismach. W czasie II Wojny Światowej służył w lotnictwie. Początkowo do tematu UFO podchodził sceptycznie, jednak zainteresował się nim w 1975 roku, rozmawiając z licznymi świadkami obserwacji z wielu krajów świata. Szczególnie zainteresowany był szokującymi przypadkami spotkań z UFO w Brazylii, do której podróżował wielokrotnie (ostatni raz na dwa lata przed śmiercią) a także napisał na ten temat jedną ze swych książek. Za swe zasługi otrzymał tytuł honorowy od brazylijskich badaczy zjawiska. Mimo, że zajmował się UFO przez wiele lat, pracując m.in. z takimi osobami, jak J.A.Hynek, nigdy sam nie widział UFO. Zmarł w 2005 roku.
Nikt nie wie, do jak wielu obserwacji doszło w Brazylii w czasie ostatniego półwiecza, ale liczba ta musi iść w dziesiątki tysięcy. Większość z nich miała raczej niewinny lub nieco przeraźliwy charakter. Jednak względnie niewielka ilość niebezpiecznych dla świadków spotkań, które odnotowano miała raczej spektakularny charakter. Owe niebezpieczne bliskie spotkania zdarzały się w Brazylii na tyle często, że kraj ten stał się miejscem, w którym UFO często wykazuje nieprzyjazne, a nawet i okrutne nastawienie względem ludzi.
W czasie wielu lat badań spędzonych na analizie przypadków z USA, Kanady i innych krajów zauważyłem, że Brazylia jest niezwykle intrygująca ze względu na charakter niektórych tamtejszych przypadków.
Między 1978 a 1981 byłem w Brazylii czterokrotnie jako reporter „National Enquirer”, gdzie przyglądałem się relacjom o UFO. W tym czasie słyszałem wiele o abdukcjach, przypadkach lewitacji czy urazów, do jakich dochodziło w czasie spotkań z UFO, jak i mrocznych przypadków śmiertelnych.
W wielu przypadkach bliskie spotkanie zaczynało się wraz z tym, jak obiekt UFO pojawiał się niespodziewanie nad głową rybaka czy rolnika, objawiając się w postaci błysku jaskrawego światła. Istniały przypadki, w których ludzie byli poddawani działaniu niewidzialnej siły, która miała być może za zadanie wciągnąć ich do środka obiektu. Były także przypadki, w których ludzie byli zabierani przez pojazdy, zaś w innych tymczasowo paraliżowani. Byli też tacy, którzy starali się uciec przed obiektami, dla których przeszkody właściwie nie istniały. Pojawiały się bowiem opowieści, w których dachy wiejskich domów były przebijane przez „światło”, jakie emitowały obiekty.
Od połowy 1981 roku nie pracowałem już w „Enquirerze” i zacząłem na własną rękę zajmować się przypadkami obserwacji UFO, początkowo tylko aby zaspokoić swą ciekawość. Szczególnie zainteresowany byłem tymi dziwnymi doniesieniami z Brazylii. Właśnie to doprowadziło do faktu, że to tego kraju wracałem jeszcze dziewięciokrotnie.
Wciąż zastanawiałem się też, dlaczego dochodzi do nich w Brazylii, a nie w innych krajach. Mimo to nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na te pytania. W Brazylii jest wielu wybitnych specjalistów, ale i tak w kraju, który rozciąga się niemal na połowie Ameryki Południowej, znajdą się miejsca, gdzie badaczy nie ma wcale. Dlatego też istnieją przypadki sprzed lat, o których niewiele wiadomo.
Brazylijscy badacze jako pierwsi badali dziwaczne incydenty, o których napisałem w swej książce „UFO Danger Zone”. To właśnie oni zaznajamiali mnie ze świadkami i pokazywali miejsca, gdzie doszło do tych wydarzeń. Będę im za to do końca wdzięczny, jednak dla ofiar tych incydentów nie zawsze wszystko kończyło się szczęśliwie.
Moises Campelo – lewitacja
Pewnej majowej nocy roku 1991 obiekt UFO spowodował…, że Moises Campelo zawisł w powietrzu i to dwukrotnie. Jest on rolnikiem i mieszka w miejscu oddalonym o ok. 6 km od miasta Campo Redondo w stanie Rio Grande do Norte. Wszystko zaczęło się, kiedy w czasie niewielkiej ulewy wchodził na wzgórze. Niespodziewanie pojawiło się światło, które zawisło tylko kilka metrów nad nim. Obiekt obracał się powoli wokół własnej osi, ale nie wydawał z siebie żadnych dźwięków.
Nagle jego ciało stało się jakby sparaliżowane, po czym mężczyzna zaczął powoli unosić się w powietrzu tkwiąc ciągle w pozycji wyprostowanej. Dostał się w ten sposób na odległość ponad metra od ziemi, zaś intensywne ciepło dochodzące od strony obiektu sprawiło, że stawał się coraz bardziej przerażony.
W pozycji tej tkwił przez ok. 5 minut. Było mu gorąco, ale nie był w stanie zawołać pomocy. Potem jednak został powoli opuszczony na ziemię, zaś obiekt oddalił się o ok. 20 metrów. Pozostał tam oświetlając okolicę.
Moises czuł się niedobrze i był zdezorientowany. Nie mógł też utrzymać się na nogach. Zaczął powoli pełznąc w stronę swego domu, jednak gdy przebył ok. 100 m., UFO powróciło. Kiedy znajdował się pod drzewem, ponownie uniósł się w powietrze w pozycji w jakiej się znajdował, tym razem na wysokość ok. pół metra.
UFO znajdowało się tuż nad drzewem, zaś plecy Moisesa zahaczały o nisko rosnące gałęzie, co być może zapobiegło dalszej podróży w górę. Znowu opanowało go uczucie paraliżu, jednak tym razem zamiast ciepła pojawił się chłód [szczegół ten przewijać się będzie też w innych przypadkach]. W powietrzu pozostał tym razem znacznie dłużej, bo około kwadrans. W tym czasie nie był w stanie się poruszyć ani mówić.
Ostatecznie obiekt oddalił się na dobrze, a Moises upadł na ziemię. Postanowił doczołgać się do domu, mowę odzyskując dopiero po jakimś czasie. Był też w takim szoku, że nie potrafił opowiedzieć swej żonie, co właściwie się stało.
Kiedy zaczął się uspokajać, wyjrzał przez okno widząc dziwny obiekt unoszący się nad miejscowym kościołem. Miał jednak czerwony kolor i wykonywał ruchy niczym wahadło.
Francisca Assis – lewitacja
Był to pierwszy przypadek lewitacji, o którym usłyszałem. Dotyczył Franciscy Assis – żony rolnika, która pewnej ciemnej nocy wracała do domu ze swą 13-letnią córką Josefą. Obiekt, który się pojawił uniósł Franciscę w powietrze na wysokość ok. 20 m. a następnie przeniósł ją przez ok. 40 m.
Wszystko zaczęło się, kiedy obie kobiety zaobserwowały znacznej wielkości świetlista kulę, która pojawiła się nad szczytem wzgórza i wysłała ku nim promień światła. Kiedy ten zbliżył się do nich wyglądał jak „rozłożony parasol”.
Matka i córka starały się uciec, jednak światło w pewien sposób „pochwyciło” Francisce. Jak mówi, przypominało to wirujący zimny wiatr, który poderwał ją w górę. Wszystko odbywało się w ciszy.
Josefa chwyciła matkę za rękę i pociągnęła, jednak tamta nie mogła się wyswobodzić i krzyknęła córce, aby uciekała. Dziewczynka pobiegła w stronę domu.
– Kiedy odeszła, pojawił się podmuch wiatru – mówiła Francesca. Było to jak tornado i poczułam przejmujący chód. Wiatr jakby zrywał moje ubranie. Wkrótce też poczułam, że nie stoję już na ziemi. Znajdowałam się jakieś 20 m. w powietrzu, a moje ciało było jakby sparaliżowane. W dole mogłam dostrzec swój cień. Całe ciało spowijało światło, zaś ja czułam strach. Było to jak wielkie tornado, a ja byłam sztywna. Płakałam i byłam śmiertelnie przerażona.
Wkrótce wiatr zelżał i Francisca stopniowo opadała ku ziemi. Choć płakała, nie odczuwała bólu w czasie całego zajścia. Jak dodaje, wkrótce potem obiekt poruszył się w tył i przód, a potem zniknął.
Rozmawiałem z nią o tym 12 dni po zdarzeniu. Wydawało się, że reaguje niemal histerycznie na wspomnienia o nim. Wszystko miało miejsce w styczniu 1979 w tym samym wielkim gospodarstwie rolnym, na terenie którego mieszkał Moises, jednak do incydentu z udziałem Francesci doszło kilkanaście lat później.
Januncio Souza – próba porwania
Januncio był ojcem dużej rodziny i właścicielem sporego rancza niedaleko Santa Cruz w stanie Rio Grande do Norte. Kiedy rozmawiałem z nim w 1979 roku miał 78 lat, ale nadal bał się nocami wychodzić na podwórze z racji tego, co mu się kiedyś przytrafiło.
Pewnej nocy po odwiedzinach u sąsiada wracał on do domu. Zapalając papierosa zauważył jednak, że niespodziewanie z nieba dosłownie „zwaliło się” coś, co zawisło kilka metrów nad nim. W spodniej części obiektu otworzyły się drzwi, zaś w środku zobaczył on mężczyznę i kobietę.
– Pojawiło się wiele światła i poczułem, jakbym był wciągany do środka – mówi. Powietrze stało się bardzo gorące. Byłem przerażony.
Januncio pochwycił niewielkie drzewo, wokół którego się owinął. Rozmawiałem z nim miesiąc po zdarzeniu, po czym (po zdanej relacji) odtworzył on dla mnie przebieg zdarzenia. Powiedział, że trzymał się drzewa tak mocno, jak tylko mógł, bowiem „przyciąganie” od strony obiektu było niezwykle silne. Potem jednak siła grawitacji ponownie odstawiła go na ziemię. Powtórzyło to się jednak jeszcze kilka razy, zaś unoszenie go to w górę, to w dół spowodowało liczne rany na klatce piersiowej wskutek tarcia o korę. Januncio krzyczał zarówno z bólu, jak i z powodu ciepła, które stawało się nie do zniesienia.
– Potem, kiedy mężczyzna i kobieta zobaczyli, że trzymam się drzewa, zrzucili na mnie coś w rodzaju kropli gorącego oleju. Paliły one mnie w ramiona i było to bardzo bolesne, ale byłem za bardzo przerażony, aby puszczać się drzewa – twierdził.
Całe zdarzenie trwało mniej-więcej dwie minuty. Januncio był przekonany, że zmarłby z powodu nie dającej się znieść temperatury, jeśli zajście potrwałoby dłużej. Jakiś czas potem, kiedy wciąż kurczowo trzymał się pnia, drzwi obiektu zamknęły się, zaś ten wystrzelił gwałtownie w kierunku nieba.
Luis Serra – porwany
W kolejnym z przypadków abdukcji, ofiara zaginęła na trzy dni. Nastolatek pamiętał z tego okresu jedynie kilka początkowych chwil.
Wszystko zaczęło się w marcowy piątek 1978 roku, kiedy Luis szukał w dżungli owoców guava w pobliżu swej wioski Penalna w stanie Maranhao. Niespodziewanie usłyszał głośny dźwięk, który wprawił go w przerażenie. Patrząc w górę ujrzał światło unoszące się nad palmami, które było tak jasne, że patrzenie na nie sprawiało ból.
– Niespodziewanie upadłem na plecy i nie mogłem się ruszyć. Byłem sparaliżowany – mówi.
Minutę potem chłopiec zaczął podnosić się w górę, w pozycji leżącej. Wciąż mógł widzieć nad sobą okrągły obiekt, który znajdował się ponad drzewami. Gdy się do niego zbliżał zobaczył, że wieńczy go kopuła, zaś wokół niej znajdują się trzy „okna”, z których jedno było otwarte. Wkrótce znalazł się na pokładzie.
Wewnątrz obiektu znajdowały się istoty o wzroście około metra, które miały na sobie metaliczne stroje z wizjerami. Rozmawiały między sobą, ale Luis ich nie rozumiał. Jakiś czas później poczuł, że obiekt się porusza a następnie zatrzymuje się. Wydostał się z niego w taki sam sposób, w jaki do niego przybył i w stanie ciągłego paraliżu „wylądował” na pobliskiej skale. Widział nad sobą tylko wysokie trawy, zaś niebo stanowiła bezkresna i nieprzenikniona czerń.
Wkrótce istoty umieściły w jego ustach jakiś płyn, po czym stracił przytomność. O tym, co zaszło przypomniał sobie dopiero po 10 dniach.
W poniedziałkowy wieczór Louisa w dżungli odnalazł miejscowy rybak. Chłopiec leżał na ziemi i nie był w stanie się poruszyć, ani wydobyć głosu. Wkrótce potem zabrano go do szpitala, gdzie miejscowa lekarka próbowała ocucić go i poruszyć jego kończynami, lecz nie była w stanie. Chłopiec nie reagował nawet na ukłucia szpilką. Wydawało się, że głowa Louisa jest gładko ogolona, jednak po przyjrzeniu się stwierdzono, że jego włosy zostały opalone, choć skóra głowy była nietknięta (za wyjątkiem zaczerwienienia na koniuszkach uszu). Brakowało mu także czterech zębów trzonowych, po których pozostały wciąż krwawiące ślady. Mimo wszystko na jego ciele nie odnaleziono znamion, siniaków czy zadrapań. Lekarze byli w kropce.
Dwa dni później Louisa przewieziono drogą lotniczą do większego szpitala w stolicy stanu, gdzie dopiero po tygodniu doszedł do siebie. W tym czasie karmiony był dożylnie oraz cewnikowany.
Choć Louis był przytomny, nie reagował na nic, wpatrując się jedynie przed siebie. Badało go co najmniej 8 lekarzy, z czego ja rozmawiałem z czterema z nich, w tym z neurologiem i dwoma psychiatrami. Nikt nie mógł wyjaśnić przyczyn tego dziwnego stanu.
Kiedy Louis doszedł do siebie opowiedział swej rodzinie historię i choć czynił to nieraz, brzmiała zawsze tak samo.
Louis Barroso – trwałe uszkodzenie
Dowiedziałem się o trzech przypadkach, w których świadkowie doznali trwałych urazów ciała po kontakcie z UFO. Najbardziej przejmujący z nich stał się udziałem przedsiębiorcy i ranczera Luisa Barroso w 1976 roku.
Pewnego ranka wyruszył on z miasta Quixada w stanie Ceara na swą posiadłość. Miał udać się tam dwukołowym wozem zaprzężonym w osła. Trzy godziny później jeden z jego pracowników odnalazł go w wozie przy drodze w odległości ok. 4 km od gospodarstwa. Zarówno 52-letni Barroso, jak i zwierzę wydawali się być w nie najlepszym stanie.
Kiedy Barroso doszedł do siebie powiedział swej żonie, że tego dnia około godziny 4 rano niespodziewanie pojawił się nad nim wielki oświetlony obiekt, który zawisł nad wozem. W jego spodniej części pojawiło się otwarcie, z którego wydostały się promienie światła, które uderzyły w niego i w zwierzę. Wkrótce potem stracił przytomność i nie wiedział, co działo się dalej.
Jednak pod koniec dnia Barroso poczuł się bardzo źle. Cierpiał z powodu nudności, wymiotów, biegunki i bólu głowy. Lekarz próbował zająć się nim, jednak bóle utrzymywały się przez kilka dni, więc postanowiono wysłać go do Fortalezy – jednego z największych miast w regionie, które leżało w odległości 170 km.
Przez następne kilka miesięcy Barroso wędrował od lekarza do lekarza. Było ich w sumie 12, ale nikt nie był w stanie określić, na co choruje. Ponadto żaden z medyków nie wierzył w jego opowieść o UFO, więc mężczyzna przestał o tym mówić.
Po powrocie do domu stało się jednak coś dziwnego – u Barroso zaczęła szwankować zarówno pamięć, jak i mowa. Trzy miesiące później niespodziewanie osiwiał, zaś po 6 miesiącach stał się niezdolny od wykonywania jakichkolwiek czynności. Od tego czasu jedyną osobą, którą rozpoznawał była jego żona, która sprawowała nad nim niemal całodobową opiekę do czasu jego śmierci 17 lat później.
Kiedy wykonałem jego zdjęcie, zacząłem tego natychmiast żałować, ponieważ przestraszyłem go.
Jeśli chodzi o zwierzę, było przez pewien czas otępiałe, jednak po jakimś czasie doszło do siebie, bez dalszych efektów ubocznych, choć pozostawało żywiołowe i płochliwe.
Jerinaldo Dantes – incydent z ogniem
W wielu przypadkach widzący UFO Brazylijczycy starali się ukryć pod drzewem, jednak w tym przypadku o mały włos nie skończyło się to tragicznie.
W 1981 roku 18-letni pomocnik w gospodarstwie rolnym Jerinaldo mieszkał w okolicach Acari w stanie Rio Grande do Norte. Pracował w gospodarstwie swego wuja, skąd co noc wracał do domu rowerem.
Kiedy znajdował się na polnej drodze w odległości kilkuset metrów od sąsiedniego gospodarstwa, ujrzał przed sobą kulę światła.
– Mieniła się wszystkimi kolorami: niebieskim, czerwonym, zielonym – relacjonuje. Leciała ku mnie. Byłem tak przerażony, że odrzuciłem rower na bok i schowałem się pod drzewo, przykucając i obejmując pień.
Światło zatrzymało się tuż nad drzewem, zaś Jerinaldo, którego widok kuli przeraził do tego stopnia, że starał się on nawet na nią nie patrzeć wspomina, że nagle temperatura stała się tak wysoka, że drzewo zaczęło się palić.
Stawało się coraz cieplej, zaś po ok. 20 minutach temperatura była nie do niesienia. Drzewo zaczęło się tlić, zaś chłopiec zrozumiał, że musi szybko się od niego oddalić. Jerinaldo szybko przemknął się pod ogrodzeniem w kierunku zagród.
– Gdy przechodziłem pod ogrodzeniem, usłyszałem trzask. Potem następny! Następnie czubek drzewa spadł na ogrodzenie i zniszczył je – mówił.
Jerinaldo siedział na ziemi trzęsąc się ze strach przed UFO, które unosiło się nad dymiącym drzewem. Kilka sekund później ujrzał on błysk światła, po czym po mniej-więcej minucie ujrzał jak obiekt oddala się.
Cecilio Pereira – tragiczny koniec
Zebrałem 9 relacji o zgonach, które nastąpiły rzekomo w czasie spotkania z UFO, lub wkrótce po nim. Wśród nich znajdują się cztery przypadki poronienia po spotkaniu z obiektem i próbą ucieczki przed nim.
Ale jedną z najbardziej przerażających jest historia Cecilio Pereiry, który zmarł w 1976 roku w wieku 30 lat, na dwa lata przed moją pierwszą podróżą do Brazylii. Wszystkie informacje o nim pochodzą od Hulvia Aleixo – jednego z czołowych brazylijskich badaczy UFO.
Cecilio był ubogim niepiśmiennym rolnikiem, który mieszkał w regionie Vale do Rio das Velhas w stanie Minas Gerais. Region ten jest rzadko zaludniony i przeważają w nim niewysokie góry, pośród których Hulvio i jego grupa badawcza z Belo Horizonte zajmowali się badaniem niezliczonej liczby obserwacji UFO od końca lat 60-tych.
Pewnego ciemnego wieczora Cecilio wracał do domu z miejscowości Jaboticatubas wraz ze swymi dwoma sąsiadkami. Znajdowali się na polnej drodze, kiedy niespodziewanie obok nich pojawiło się jasne światło. Przerażeni zaczęli uciekać, jednak Cecilio zgubił but i nie mógł kontynuować biegu z racje na ostre kamienie na drodze. Kobiety uciekły do swych domów, które znajdowały się w pobliżu, a do poszukującego buta Cecilia zbliżył się tajemniczy obiekt. Był tak blisko ziemi, że niemal jej dotykał. Jak stwierdził mężczyzna, miał on kształt parasolki i oświetlał wszystko wokół.
Cecilio krzyczał i starał się uciec od obiektu. Niespodziewanie jednak został sparaliżowany, jak gdyby poraził go prąd. Potem zaś, jak mówił, odczuł obok siebie działanie „przeraźliwie zimnego wiatru”.
Chwilę później zziębnięty mężczyzna ujrzał dwie niewysokie cieniste postaci, które znajdowały się w obiekcie. Uważał, że zginie, jednak potem obiekt szybko oddalił się, zaś Cecilio padł na ziemię.
Ledwie chodził. Kilka minut później zaczął wymiotować, zaś kiedy dotarł do domu poczuł silne pragnienie i wyczerpanie psychiczne i fizyczne [objawy typowe dla osób, które przyjęły silną dawkę promieniowania]. Nigdy już miał nie wyzdrowieć.
Hulvio Aleixo dowiedział się o sprawie parę dni później, zaś dzięki pomocy przewodnika dotarł do domu w lesie, gdzie znalazł ciężko chorego Cecilio. Był w złym stanie, jakby w letargu, ale mimo to zdążył opowiedzieć, co stało się tamtej nocy.
Kilka dni potem wstał z łóżka, ale nie mógł zdziałać wiele. Zmarł dwa miesiące później. Ponadto nigdy nie udzielono mu pomocy lekarskiej, ani nie istnieją dokumenty, które mogłyby powiedzieć nam coś o przyczynie jego zgonu.
INFRA
Tekst i zdjęcia: Bob Pratt
Źródło: mufon.com
Zdjęcie w nagłówku: H. da Silva, fot. B.Pratt / MUFON