Scott Corrales prezentuje niezwykłą historię o wydarzeniach, które miały miejsce ponad dekadę temu na karaibskiej wyspie Portoryko, która stała się celem inwazji tajemniczej istoty. Artykuł opowiada nie tylko o wstrząsających opisach spotkań z Chupacabras, ale i tych, którzy starali się dotrzeć do sedna tajemnicy…
Niewielki tłum zgromadził się w wąskim pomieszczeniu sklepu z odzieżą na Ponce de Leon Avenue w San Juan przyglądając się jak ekspedienci z nieoznakowanych pudeł wyjmują naręcza koszulek. Kolorowe znaki i naszywki przedstawiające przypominającego gargulca paranormalnego drapieżnika zwanego przez media El Chupacabras, zdobią przód każdej sztuki: Chupacabras jako ratownik, Chupacabras jako szef kuchni, Chupacabras jako wampir ssący przez słomkę. Kobieta z delikatną nadwagą delikatnie podnosi jedną z koszulek, spoglądając na nią sceptycznie. „Eso no puede ser” – mówi na głos, nie zwracając się do nikogo. Nie może być…
Dlatego w grudniu 1995 na Portoryko – gwieździe Karaibów był to główny temat rozmów: nikłe zaprzeczenia co do fizycznej niemożliwości. Od początku roku ową czerwonooką nocną istotę wielu uważa za przyczynę śmierci niezliczonej liczby małych zwierząt w wiejskich obszarach Portoryko. Co z początku uważane było za sielską opowieść wiejskich kuzynów, stało się teraz tematem poważnej debaty już w zupełnie miejskim wysublimowanym San Juan. Kongresmeni z obydwu stron sceny politycznej zaproponowali wspólne uchwały wzywające do podjęcia formalnego śledztwa na temat problemu, który wpływa nie tylko na ich wyborców, ale którego sami doświadczyli na swych wiejskich posiadłościach.
Szaleństwo wkrótce rozszerzyło się na Florydę, potem Meksyk, potem Środkową Amerykę… teoria domina paranormalnego, którego zasięg rozszerzyć się miał na południe aż do Brazylii i poprzez Atlantyk do Hiszpanii i Portugalii. Stany Zjednoczone, sceptyczne i cyniczne, jeśli idzie o nadnaturalne zdarzenia poza ich granicami, również muśnięte zostały ciemnymi skrzydłami Chupacabras.
ANATOMIA PARANORMALNEJ PANDEMII
POSZUKIWANY: Chupacabras – Kozodój – różnie opisywany przez świadków, mierzący między 4 a 5 stopami wzrostu [1.2 – 1.5 m] ; pokryty zielono-brązowym lub czerniawo-siwym futrem; krótkie ręce zakończone pazurami; mocne tylnie nogi pozwalające przeskakiwać mu nad ogrodzeniami; cienka membrana pod ramionami, opisywana też jako „skrzydła„; lśniące, czerwone oczy; ma rząd lśniących wyrostków biegnących wzdłuż kręgosłupa; waga szacowana na około 100 funtów; znane z używania swych paranormalnych zdolności przeciw ludzkim świadkom. Przypuszczalnie jest nieuzbrojone, jednak uważane za groźne. Skontaktuj się z najbliższym komisariatem policji.
Te opisy, zebrane z dziesiątek przypadków z różnych krajów, zgadzają się ze szczegółami, które czynią tą niezwykłą istotę fascynującym tematem badań. Stajemy twarzą wprost z chimerą: stworzeniem opisywanym jako posiadające zdolność lotu lub unoszenia się, ale ze stosunkiem ciała/masy przewyższającym rozmiary przypominających skrzydła wyrostków; samoświecące oczy i być może, co najbardziej zadziwia z tego wszystkiego, podobieństwo głowy i oczu do tzw. „Szarych„, którzy są stałym elementem współczesnej ufologii, przyłączone są do pozbawionego ogona korpusu budową swą przypominającego ciało kangura. Ten wizerunek uczyniono jeszcze straszniejszym poprzez dodanie wyrostka wychodzącego z ust stworzenia, używanego przez nie do wysysania krwi z ofiar.
Stworzenie z Portoryko przedstawiano pod różnymi postaciami, najczęściej jako silnie umięśnioną człowiekopodobną istotę z dużymi oczyma i biegnącymi wzdłuż grzbietu kolcami (rys. Inexplicata)
Historia portorykańskich okaleczeń zwierząt przenosi nas do lat 70 – tych, kiedy to badacz Sebastian Robiou z nieistniejącej dziś organizacji CENOVNI zagłębił się w zniszczenia dokonane przez tak zwanego „Wampira Moca” – istoty, której aktywność rozpoczęła się w mieście Barrio Rocha w Moca, gdzie zabiło ono wiele zwierząt w sposób tak okrutny, jakiego nie widziano jeszcze nigdy. Piętnaście krów, trzy kozy, dwie gęsi i świnie znalezione zostały martwe z punktowymi ranami na ciele wskazującymi, że jakieś ostre narzędzie – naturalnie lub sztuczne, zostało umieszone w ciałach nieszczęsnej trzody. Raporty z autopsji regularnie wykazywały, że nawet jedna kropla krwi nie pozostała w zwierzętach, jak gdyby została skonsumowana przez jakiegoś drapieżcę. Policjanci byli niewzruszeni, co do przypisywania tych śmierci psom, gdyż poprawnie wierzyli, że nawet najdzikszy z dzikich psów może wspiąć się na ogrodzenia otaczające zagrody zabitych zwierząt.
7 marca 1975 roku krowa należąca do Reya Jiméneza znaleziona została martwa w Barrio Cruz nosząc głębokie kłute rany na czaszce i zadrapania wokół innych ran na ciele. Krowa Jiméneza dodana została do powiększającej się listy ofiar, która teraz liczyła ich już ponad 30.
Wraz z tym jak liczba ofiar wzrastała, Wampir Moca uzyskiwał swą osobowość, tak samo jak w dwadzieścia lat później Chupacabras. Spekulacje, co do jego natury były rozpowszechnione: wielu wierzyło, że jest nadprzyrodzonym „ptakiem„, jak ten widziany przez Maríę Acevedo, mieszkankę Moca która zauważyła jak dziwne zwierze ląduje w środku nocy na cynkowym dachu jej domu. Zgodnie z jej zeznaniem, ptak dziobał w dach i w okna, zanim nie wzbił się z przeraźliwym krzykiem w powietrze.
Fenomen UFO nie czekał zbyt długo przed zamanifestowaniem się na ciemnym niebie nad Moca: 12 marca 1975 Luis Torres wraz ze swym synem i synową, byli świadkami obserwacji obiektu, który wyglądał jak „światła policyjnego patrolowca” obracające się na niebie na krańcach miasta. Torres i jego rodzina przypuszczali, że obiekt ten przelatywał nad polami, na których znajdowano okaleczone zwierzęta. Kilka dni później, 15 marca, rolnik Cecilio Hernandez poinformował władze, że pewnej nocy w jego gospodarstwie nieuchwytny Wampir Moca zabił 34 kury. Teraz niezwykła istota odpowiedzialna była za śmierć 90 zwierząt w ciągu zaledwie dwóch tygodni.
Zwodna chwila nadziei rozjaśniła krytyczny okres w kryzysie Moca: Luis Torres, ten sam, który widział UFO w rejonach poza Moca, znalazł się chwilowo w centrum uwagi po zabiciu dwóch ogromnych węży [portorykańskich boa] o niespotykanych rozmiarach, bo mierzących aż 6 stóp [1.8 m.]. Torres schwytał je, gdy szykowały się do ataku na 600-funtową jałówkę. Media okrzyknęły ten akt heroizmu „rozwiązaniem zagadki okaleczeń” – mieszkańcy wspólnie mogli wreszcie odetchnąć z ulgą.
Jednakże i Wampir Moca miał swój własny plan. 18 marca 1975 dwie kozy należąca do Hectora Vegi, mieszkańca Barrio Pueblo w Moca, znalezione zostały całkowicie pozbawione krwi. Punktowe rany znalezione na kozich karkach były niezaprzeczalnych znakiem, że nieznane stworzenie będące przyczyną tych śmierci ciągle jest na wolności i to jeszcze głodniejsze niż kiedykolwiek, bo już następnej nocy powróciło na farmę Vegi, aby skończyć z jeszcze dziesięcioma kozami i zranić kolejne siedem. Przerażony rolnik odkrył także, że kolejnych dziesięć kóz zaginęło.
Ten ostatni akt wampirzej aktywności ostatecznie sprowokował oficjalną akcję w formie wizyty ze strony senackiej komisji rolniczej, pod przewodnictwem senatora Miguela A. Deynesa, pułkownika policji Samuela Lópeza i licznej grupy funkcjonariuszy. Po rozmowie z dotkniętymi osobami i reprezentantami miejscowej policji, senator Deynes zażądał, aby Astol Toledo, komisarz policji „podwoił swe wysiłki docieraniu do sedna sprawy„, gdyż według niego nie było wątpliwości co do tego, że żadne zwierzę nie może spowodować tak wielu śmierci. (Co do jeszcze jednej dziwnej paraleli miedzy Wampirem Moca a Chupacabras – komisarzem policji w 20 lat później będzie Pedro Toledo).
Zwolenników teorii o „wężu zabójcy„, która znalazła wyznawców po wyczynach Luisa Torresa, jeszcze raz czekało rozczarowanie, tym razem ze strony dr Juana Rivero, herpetologa z Mayagüez, który stwierdził z nie niepewnego punktu widzenia, że portotykański boa, niejadowity gad, nie jest fizycznie w stanie zabijać tak dużych zwierząt jak koza, znacznie przecież mniejszych od krowy. Herpetolog dodał, że pysk węża nie jest przystosowany do ssania krwi.
Felix Badillo nie wierzył swym oczom, kiedy rankiem 23 marca 1975 znalazł w zagrodzie martwego 10-funtowego prosiaka. Prosięciu brakowało ucha, z tyłu głowy zaś miało znacznych rozmiarów dziurę. Badillo był zaniepokojony faktem, że takie coś przytrafiło się jednemu z jego zwierząt, gdyż jego groźny pies nie szczekał ani nie warczał nocą, nie było także śladów walki. Hodowcę świń ucieszyć bez wątpienia musiała opinia eksperta, którym był dr Angel de la Sierra , specjalista z Uniwersytetu Portoryko, który zauważył, że cięcie na świńskim uchu podobne było do pewnych cięć w chirurgii eksperymentalnej dokonywanych w badaniu głuchoty.
Wampira Moca zmęczyła najwyraźniej dieta i gotowy był na nowe wyzwania. O godzinie 10 w nocy, 25 marca, robotnik Juan Muniz został domniemanie zaatakowany przez „straszliwą istotę pokrytą piórami„, jak to opisał potem. Muniz wracał do domu w Barrio Pulido w Moca, gdy ujrzał obrzydliwą istotę. Robotnik rzucał kamieniami, by ją odstraszyć, lecz zdołał jedynie sprowokować jej gniew: istota podleciała ku niemu, zmuszając Muniza do szukania schronienia za krzakami, przed dobiegnięciem do sąsiedniego domu. Uzbrojona grupa miejscowych szukała dziwnej istoty, jednak żaden jej ślad nie został znaleziony.
W kwietniu 1975 „wampir” przekroczył poza wąskie granice Moca, zaczynając zabójstwa zwierząt na całej wyspie. Między pierwszymi jego szkodami dokonanymi poza miejską okolicą San Juan było zabicie świni w gospodarstwie należącym do Benigno Lozada w Guaynabo na Portoryko. W międzyczasie najwyższy wysiłek aby schwytać podejrzany ludzki element stojący za okaleczeniami został powzięty przez policję, gdy z drugiej strony media skłaniały się ku znalezieniu „racjonalnego” lub „naukowego” wyjaśnienia, które rozwiać mogłoby aurę nadnaturalności, jaka spowijała nieznanego drapieżnika. Kiedy odkryto „dziwne nietoperze” w wapiennych jaskiniach w pobliżu Moca, nastroje na wyspie polepszy się. Jednakże wkrótce wykazano, że nietoperze były w rzeczywistości przedstawicielami znanego gatunku, który żywi się owocami i nie atakuje ludzi.
2 kwietnia drapieżnik złożył wizytę na farmie należącej do Isauro Melgara w Barrio Nego w Corozal. Wampir Moca zabił tam osiem kóz i kilkanaście królików. Strata owa była szczególnie bolesna dla drobnego rolnika, gdyż rasowe króliki były dość cenne.
Bojąc się, że nieznana istota powrócić może następnego wieczora, Melgar trzymał straż przez całą noc, rozkładając na ziemi truciznę, aby wyeliminować to co interesowało się jego królikami, czymkolwiek było. Wsparty przez grupę uzbrojonych sąsiadów, Melgar pełnił straż do trzeciej nad ranem. W momencie, gdy mężczyźni rozeszli się, to, czymkolwiek było, powróciło z powzięciem zamordowania większej ilości zwierząt. Wzmocniło to jedynie determinację rolników, aby jeśli zajdzie potrzeba, czuwać przez całe noce.
Spotkanie z Chupacabras (rys. za: Inexplicata)
Piętnaście minut po północy, 5 kwietnia, Isauro Melgar i jego towarzyszy wprawił w zdziwienie ogłuszający dźwięk, jaki przez chwilę zagłuszył ciszę panującą wokół. Wśród nieziemskiego hałasu, farmerzy ujrzeli cienistą postać przebiegającą zwinnie między drzewami, z daleka od otwartego pastwiska. Odkryli potem, że zabite zostały cztery kozy. Ze stoickim spokojem, pomimo poniesionych strat, Melgar powiedział prasie, że „cokolwiek zabiło moje kozy, nie było z pewnością człowiekiem. Nie wierzę w wampiry oczywiście, ale nie mogę doprawdy powiedzieć, jakie stworzenie zabiło moje zwierzęta.”
Tak jak miało to miejsce z Chupacabras w 1995, większość ataków Wampira Moca miała miejsce w nocy lub we wczesnych godzinach przed świtem. W dużej liczbie przypadków, właściciel budzony był przez dźwięki przypominające zawodzenie, trzepot, buczenie czy nawet ogłuszające ryki. W przypadkach, w których świadkowie widzieli stworzenie, opisywali je zwykle jako dziwacznego ptaka lub przypominającą psa istotę.
Śmierć zwierząt zdaje się zachodzić za pomocą kłującego organu lub instrumentu posiadanego przez nieznane stworzenie, które to niszczy tkanki, wewnętrzne organy i kości, kiedy zanurza się do wnętrza zwierzęcia. Te punktowe rany miały w większości przypadków ćwierć cala szerokości.
OKALECZENIA PRZED CHUPACABRAS
Portorykański ufolog, Willie Durand Urbina prezentuje informacje dotyczące minifali okaleczeń zwierząt, która miała miejsce we wczesnych latach 1990 – tych, poprzedzając pojawienie się Chupacabras. Wydarzenia zaczęły się w marcu 1991 i skoncentrowały w okolicach Lares na Portoryko: mieszkańcy Barrio Pezuelas składali na policję skargi dotyczące śmierci świń, gęsi, kurcząt i innych zwierząt, które były zupełnie pozbawione krwi i nosiły na gardłach ślady zębów. Wielu spośród właścicieli zwierzą powiedziało policji, że widzieli „dziwne zwierzę” kryjące się za roślinnością na zboczu wzgórza; niektórzy świadkowie opisali domniemanego drapieżnika jako małpę, w czasie gdy inni upierali się, że swym rozmiarem znacznie przewyższał psa i był zupełnie czarny. Jakkolwiek, Wilfedo Cubero, dyrektor Cuerpo de Investigación Criminal albo CIC, stał przy tym, że jego agencji nigdy nie przekazano żadnej relacji o tych przypadkach. Oficjalne agencje nie zebrały także żadnego przypadku okaleczeń zwierząt do poddania ich formalnej autopsji. Gdy znaleziono dziewięć świń na obrzeżach Camuy na wybrzeżu Atlantyku, dyrektor Obrony Cywilnej Aníbal Román natychmiastowo odrzucił ten przypadek jako „wynik działania głodnych psów„.
Bierność władz skłoniła poruszoną społeczność do wzięcia sprawy we własne ręce: jak statyści z horroru wędrowali przez noc z latarniami, mieszkańcy Barrio Pezuelas uzbroili się w maczugi i wyruszyli aby odnaleźć i zlikwidować „wampira„, który zawzięcie niszczył ich trzodę. Strach szerzył się w wiejskich górskich okolicach. Starsi zabronili dzieciom chodzić samemu wiejskimi drogami i przebywać poza domem po siódmej wieczorem.
Héctor Colón, nauczyciel w szkole publicznej, stać się miał wkrótce rzecznikiem przerażonych mieszkańców Barrio Pezuelas. Sam jako rolnik pojawił się w programach radiowych i gazetach jako najważniejszy punkt podkreślając, że sytuacja w jakiej znalazła się społeczność jest wysoce niezwykła.
– Jestem rolnikiem i mogę stwierdzić, że te śmierci są anormalne – powiedział w radiowym wywiadzie dla stacji WGDL z Lares dnia 4 kwietnia 1991.
Przeszedł potem do opisu znalezienia pewnego ranka wielkiego wieprza, który całkowicie pozbawiony był krwi i nosił ślady zębów na karku. Rozzłoszczeni miejscowi wkrótce oskarżać zaczęli policję o brak chęci zagłębienia się w sprawę by uniknąć prezentowania raportów na temat wysoce nieprawdopodobnych zgonów.
Gdy niezauważalnie wiosna przeszła w lato, wampirza aktywność przeniosła się z Lares do Aguada nad Kanałem Mona oddzielającym Portoryko od wyspy Hispaniola. Plantatorzy i właściciele trzody w Barrio Lagunas zaczęli doświadczać strat w czerwcu 1991, z zabijaniem zwierząt przez drapieżnika jak i rozdzieraniu bananowców by pożywić się ich soczystym i delikatnym wnętrzem. Media na wyspie ochrzciły wkrótce istotę mianem „Comecogollos” – Zjadacz Bananowców.
Imię nadane dla żartu nie pomniejszyło jednak demonicznego charakteru. Wystraszeni świadkowie opisali to jako człowiekopodobne, owłosione stworzenie, mogące ważyć około sześćdziesięciu funtów, wystarczająco silne, aby zabić psa i kozę i utorować sobie drogę wśród zarośli. Manuel Riveira, plantator i biznesmen z Lagunas, skarżył się prasie, że ani jedna z agend rządowych nie zwróciła uwagi na sprawę i że policja odmawia przyjmowania telefonów dotyczących dziwnej istoty. Duża liczba zabitych przez owłosioną istotę kóz musiało zostać pogrzebanych, gdy nikt z rządowych agencji nie zgłosił się, aby przeprowadzić ich autopsję.
W lipcu 1991, biurokracja zaczęła doznawać przemiany serca. Juan Morales, regionalny dyrektor Obrony Cywilnej w okolicach Arecibo, wskazał, że utrzymująca się seria zabójstw zwierząt i obserwacji stworzenia zasługuje na uważne śledztwo, w tym samym czasie wahając się zaryzykować jakichkolwiek opinii z racji ich możliwych skutków. Przyczyna jego przemienienia było prawie na pewno niewyjaśnione zabicie dwudziestu kóz w sektorze Quebradas w Camuy. Każde z dwudziestu nieżywych zwierząt nosiło te same ślady kłów na gardłach i pozbawione było krwi. Ich zainteresowanie nadeszło za późno. Z czasem gdy elementy Obrony Cywilnej stawiły się w Quebradas, martwe kozy posunęły się za daleko w procesie rozkładu, aby poddać można je było naukowej analizie. Ale zadziwiające wyznanie, że żadna z kóz nie została zabita przez psa zostało wydane przez regionalne biuro Obrony Cywilnej.
Aby przyćmić dziwne wydarzenia z 1991, agencje rządowe na wyspie Culebra, na zachód od Portoryko, wyszły naprzeciw „tajemniczego kota” – stupięćdziesięciofuntowego kota w kolorze szarym, widzianego przez personel Departamentu Surowców Naturalnych i Agencji Konserwacji i Rozwoju w Playa Flamingo na Culebra. Władze wyraziły swe zadziwienie, jak tak duży kot mógł pojawić się „znikąd„. Rezultatu ich wysiłków opinii publicznej nigdy nie udostępniono.
HORROR MANIFESTUJE SIĘ
Pozostając w ukryciu przez okres czterech lat, okaleczenia zaczęły się na nowo, tym razem w mieście Orocovis, w sercu portorykańskich gór. Przykre odczucie dejavu zagościło w sercach rolników, którzy natykali się na milczące ciała swych zwierząt. Nowa runda w potyczce z nieznanym zaczęła się.
21 marca 1995 słowa o dziwnych wydarzeniach powtarzających się w centrum wyspy rozpowszechniane były przez media. Uwaga skupiona była na obszarze zwanym Saltos Cabra, leżącym w obrębie Orocovis. Badacze José A. Rodríguez i Federico Alvarez Frank szybko, bo już 22 marca 1995, odwiedzili okolice, aby zbadać posiadłość pana Enrique Barreto, właściciela martwych zwierząt. Po odwiedzeniu komendy miejskiej policji w poszukiwaniu informacji, badacze dotarli wreszcie do celu. Pan Barreto, przez całe życie mieszkający w Orocovis, pracownik administracji miejskiej, cieszył się nienaganną opinią.
Zeznanie Barreto wskazywało, że zabójstwa zwierząt zaczęły się 10 marca, kiedy to uświadomił sobie podczas karmienia, że brakuje kilku owiec. Zdziwiony tą sytuacją, był później zszokowany, kiedy odkrył, że znaczna część jego stada jest martwa. Był co prawda przygnębiony ale nie nazbyt zaniepokojony i nie myślał o sporządzeniu policyjnego raportu, przypisując swe straty krwiożerczym poczynaniom dzikich psów. Kiedy w następnych dniach zwiększyła się liczba zabitych zwierząt, rolnika zaintrygowały niezwykłe punktowe rany na ich szyjach. W tym momencie zdecydował się wnieść skargę do miejskiej policji.
Badacze szybko odnaleźli najbardziej zauważalny ślad na posesji Barreto – dziwne trójpalczaste odciski stóp, jakie pokrywały ziemię. Ten fakt wykluczał atak psa lub dzikiego kota, gdyż zarówno psy jak i koty mają po cztery palce. Dalsze analizy wykazały, że odległość pomiędzy śladami wynosiła 18 cali, co sugerowało, że do jakiegokolwiek stworzenia należałyby one, było ono raczej dwu niż czworonożne. Jego wagę oszacowano na między 120 a 140 funtów.
Alvarez i jego grupa wykonali licznikiem Geigera badanie owiec. „Poszkodowana owca – odnotował w swym raporcie Alvarez – dała odczyt .011 w skali 1000 [inaczej 110 radów], co jest wskaźnikiem raczej wysokim […] Kręgosłup kolejnej owcy także dał odczyt .011. Po stosownych analizach przez jednego z naszych ekspertów w medycynie nuklearnej, wydany został wniosek mówiący, że promieniowanie emitowane przez owce nie było wynikiem napromienienia, ale wprowadzone zostało dożylnie, sądząc po wynikach uzyskanych z analizy odcinka kręgosłupa. Stąd też wynika powolny proces rozkładu zwłok.”
Choć nie znaleziono ani śladu napastnika lub napastników, wielce nieprawdopodobne wydarzenie wkrótce stało się udziałem jednego z badaczy, José A. Rodrígueza, a miało miejsce w pobliżu jaskini, którą uważa się za schronienie istot powodujących okaleczenia. Rodríguez wyjaśnił, że miał uczucie, że ktoś obserwuje go, po czym poczuł dziwny przymus udania się w kierunku pobliskiego wąwozu, do którego następnie wpadł, raniąc się w głowę. Policjanci zabrali Rodrígueza do pobliskiego szpitala, by przyjrzano się jego obrażeniom.
W czasie gdy przez resztę wiosny i lata trwały masakry zwierząt, ukazała się istota zwana Kozodojem, za miejsce swego debiutu wybierając nie położone w głębi lądu Orocovis, lecz nadmorskie Canovanas.
Canóvanas prosperuje dobrze i czerpie korzyści ze swego położenia przy drodze nr 3, kontrolując ruch między San Juan na jednym końcu i Fajardo na drugim. Majestatyczne, otoczone mgłą wierchy El Yunque są stąd jedynie o rzut kamieniem. Także plaże Liqillo przyciągają tysiące krajowych, jak i zagranicznych gości. Canóvanas szczyci się także El Comandante – jednym z najznamienitszych torów wyścigowych na całym świecie. Właśnie ten szczęśliwy skrawek ziemi istota zwana Chupacabras wybrała jako swój.
Madelyne Tolentino i jej mąż, José Miguel Agosto, mieli przywilej bycia pierwszymi świadkami obserwacji stworzenia. W czasie drugiego tygodnia sierpnia roku 1995, około godziny czwartej popołudniu, dnia powszedniego, pani Tolentino wyjrzała z okna swego domu i zobaczyła młodego człowieka idącego chwiejnie z wyrazem niezwykłego przerażenia na twarzy, jakby coś zamierzało rzucić się na niego. Zauważyła potem, że dziwna istota lekkim krokiem zbliża się do domu, co pozwoliło dokładnie i przez długi czas przypatrywać się tej niewątpliwej niesamowitości. Czymkolwiek było, mierzyło cztery stopy wzrostu zaś skórę pokrytą miało mieszaniną barw od brązowego do czerni i popielatego, tak jak gdyby była spalona. Tolentino dodała, że istota miała galaretowate, ciemnosiwe oczy i krótkie ręce zakończone pazurami.
– Dla mnie nie było to nic z tego świata – miała potem powiedzieć to dziennikarzy.
Jej chwilowa fascynacja istotą minęła, gdy uświadomiła sobie dziwną naturę tego doświadczenia. Krzycząc, zawołała swą matkę, aby i ta była świadkiem niezwykłego zdarzenia. Jej matka miała wkrótce dodać, że miało ono miedzianego koloru upierzenie biegnące wzdłuż pleców i poruszało się w krótkich skokach, jak kangur, było jednakże bez ogona, tak charakterystycznego dla tego torbacza. Istota pobiegła na zarośnięte pole zaś mąż pani Tolentino wraz z innymi mieszkańcami ulicy udali się pościg za nim. Nie znaleziono go.
Nadnaturalny drapieżnik, jak się zdawało, w okolicach Canóvanas znalazł dla siebie obfitość łatwej zdobyczy i właśnie na tym obszarze w ciągu następnych sześciu tygodni skoncentrował swoje ataki.
29 września 1995 zabiło króliki, koguty i kury na farmie należącej do Felixa Rivery w Barrio Santa Rosa w Guaynabo. W tydzień potem świadkowie widzieli bestię „owłosioną jak niedźwiedź”, która kolejny raz pojawiła się w Canovanas. Młody człowiek zwany Misael Negrón rzekomo przez dziesięć minut obserwował istotę z balkonu swego domu. Dodał, że istota zdawała się być zajęta czymś i niespodziewanie wstała, gdy zorientowała się, że Negrón obserwuje ją. Zarówno stworzenie, jak i człowiek, szybko zniknęli sobie nawzajem z oczu. Brat Misaela, Angel, miał stwierdzić, że następnego dnia stworzenie goniło go, po tym, jak zobaczył je stojące przy martwej kozie.
Bojąc się nieproszonego gościa, ludność Canóvanas, znalazła sobie niespodziewanego obrońcę – ich własnego burmistrza, José „Chemo” Soto. 29 października organizując milicję składającą się z ponad dwóch setek ludzi, Soto poprowadził następnie serię nocnych łowów na nieuchwytną istotę, wyposażając swą grupę w sieci, broń obezwładniającą i inne środki unieszkodliwiające. Niektórzy skrytykowali to posunięcie, jako bezużyteczne w konfrontacji z siłami, jakie przypisuje się stworzeniu, inni zaś wyśmiali dzielne poczynania burmistrza, była to jednakże pierwsza odpowiedź oficjalnego szczebla skierowana przeciw krwiopijnemu przybyszowi.
Plan burmistrza zakładał schwytanie stworzenia przy użyciu kozy jako przynęty. Ochotnicy wykonali sporych rozmiarów klatkę, stworzoną z połączonych elementów metalowego ogrodzenia, jakiego to powszechnie używa się na wyspie, która następnie umieszczona została w naturalnym środowisku. Jednakże Chupacabras nie dało się tak łatwo ogłupić. O jej wyczynach donoszono a to z jednej części wyspy, to z drugiej i to właśnie skłoniło wielu do zastanowienia się z narastającym przerażeniem, że Chupacabras nie jest jedna, jest ich zaś wiele. W jednym przypadku znana firma farmaceutyczna na wyspie poradzić musiała sobie z brakiem stróża, który zgodziłby się pełnić służbę na nocnej zmianie, gdyż jeden ze strażników widział trzy podobne do Chupacabras istoty na tym terenie. Przerażająca obserwacja spowodowała rezygnację dozorców.
Połowa 1995 wypełniona była bezsensownymi mordami zwierząt i dławiącym uczuciem terroru, jakie nasilało się wśród mieszkańców wiejskich obszarów. Policjant José Collazo miał się stać jednym z rosnącej grupy mieszkańców, która doświadczyła swego własnego bliskiego spotkania z nieludzkim napastnikiem. O jedenastej w nocy, gdy nie będący na służbie policjant wraz z żoną szykowali się do spania, Collazo usłyszał charakterystyczny dźwięk alarmu jego samochodowego, jaki rozległ się w garażu. Bojąc się, że złodzieje chcą ukraść jego nową Toyotę, zbliżył się do drzwi garażu ze swym Magnum w ręce. Wolałby rzeczywiście spotkać się z kimś takim jak zwyczajny złodziej samochodowy, sądząc po tym, jaki widok go tam spotkał.
Collazo zauważył, ze jego pies warczy i szamoce się, zmagając się z czymś, co na pierwszy rzut oka zdało mu się być innym psem. Zobaczył potem, że przedziwne stworzenie przemogło jego chow-chowa i zatopiło swoje kły w grzbiet nieszczęsnego psa. Wystrzeliwując z bliskiej odległości w istotę, Collazo zdumiał się jeszcze bardziej, gdy zwinęła się ona w kulkę, wsuwając swą noszącą ludzkie cechy głowę między nogi a następnie uderzyła w jedną ze ścian garażu, odbijając się od niej. Pytany przez reporterów, że gdyby przecież wystrzelił raz jeszcze mógłby zabić istotę, odparł że obawiał się, że może przypadkiem uszkodzić swój nowy samochód.
Przelotne spotkanie z niewiadomym pozostawiło jednak obfitość fizycznych dowodów. Otóż istota pozostawiła kłębki sierści i plamy krwi na podłodze garażu i jego ścianach. Mdły fetor przez wiele dni pozostawał w powietrzu.
FIZYCZNE DOWODY I NAUKOWE „NIE”
Rosnąca liczba obserwacji Chupacabras na wyspie zaczęła przynosić znaczną liczbę fizycznych dowodów, które zostały zebrane i zanalizowane, nie przynosząc jednak satysfakcjonujących wyników. Dr Hector García, weterynarz z Karaibskiego Laboratorium Weterynaryjnego z Departamentu Rolnictwa, pozostał przy wierze, że „bezpańskie psy i małpy” były ostatecznie odpowiedzialne za występowanie okaleczeń zwierząt. Po przeprowadzeniu dwudziestu sekcji w ciągu ostatnich trzech miesięcy roku 1995, upierał się, że ani jedno ze zwierząt, jakie dostarczono mu do analizy, nie nosiło żadnych perforacji w naczyniach krwionośnych, co mogłoby być najdogodniejszym dla drapieżnika miejscem do wysysania krwi. Martwe zwierzęta, jak wskazał, miały tyle krwi, ile możnaby spodziewać się znaleźć w padlinie a także zwrócił uwagę na szerzącą się panikę związaną z wykrwawianiem. Zapalenie płuc czy i ukąszenia zwierząt były bardziej prawdopodobnymi przyczynami śmierci.
García wkrótce miał znaleźć swego ideologicznego oponenta w osobie dr Carlosa A. Soto, weterynarza, który nie czuł oporów przed mówieniem, że jego koledzy znajdowali się w całkowitym błędzie. Przyznając, że wyspa rzeczywiście boryka się z problemem bezpańskich psów i małp, szybko zauważył, że istota dokonująca okaleczeń nieznana jest weterynarii. Dokonując autopsji wielu okaleczonych królików, Soto zaobserwował, że punktowe rany na ich ciałach były idealnymi kółkami o średnicy wynoszącej jakieś trzy do czterech cali. Jeśli ślady wykonane byłyby skalpelem, jak dowodził, powinny być nieregularne na końcach, czego nie było. Jeśli powodem były psy lub małpy, musiałyby wystąpić podarcie tkanek mięśni, co wiąże się z atakami tychże. Weterynarz przeszedł do obserwacji, że rany na tamtych królikach zdawały się być skutkiem przyżegania, co wskazywało na źródło ciepła. Jeden nieszczęsny królik pozbawiony był przełyku i tchawicy, choć skóra wokół gardła zdawała się być nienaruszona.
Nie mógł też Soto wytłumaczyć jednej z najbardziej charakterystycznych rzeczy należnych atakom Chupacabras, tzn. braku stężenia pośmiertnego u jej ofiar. Zwłoki psa zabitego przez niezwykłego drapieżnika pozostawały w niezmiennym stanie jeszcze w pięć godzin po rzekomym ataku. Nie miała także miejsca koagulacja krwi.
Dr Aracelis Ortiz, specjalista sądowy w Szkole Nauk Medycznych Uniwersytetu Portorykańskiego, podkreślał, że żadnej odpowiedzialności przypisywać nie można ani obcym agresorom ani też bezpańskim zwierzętom, aż do ustalenia układu ukąszeń na ofiarach. Z drugiej strony, Jose Luis Chabert, kierownik Wydziału Surowców Ziemskich z Departamentu Surowców Naturalnych, zauważył, że nie wszystkie rany znalezione na martwych zwierzętach były takie same, dodając, że nie było prawidłowym twierdzenie, że zwierzęta znajdowane były zupełnie pozbawione krwi. Wyjaśnił, że wiele ofiar w rzeczywistości zostało zagryzionych przez „pit-bulle”, których hodowcy prezentowali zalety psów ich ewentualnym nabywcom, poprzez organizowanie nocnych ataków na odległych polach.
Podczas gdy eksperci nawzajem darli sobie pióra, fizyczne dowody wciąż były zbierane. 16 listopada 1995, pani Santa Ramos Reyes przerażona była widząc kościstą i owłosioną rękę, która przez żelazne żaluzje okna sypialni, przedostała się do wewnątrz. Pazury na końcach ręki uchwyciły pluszowego misia leżącego na komodzie i na oczach jego przerażonej właścicielki podarły go na strzępy. Intruz zostawił po sobie kawałek białego mięsa i gęstą ciecz, którą jej mąż, Bernardo Gómez, szybko zapakował i umieścił w lodówce. Następujące analizy wykazały, że mięso „nie było wołowiną”. Okoliczności tego nie wyjaśniono nigdy.
O „ślinie” Chupacabras donoszono i mówiono w wielu przypadkach. 23 listopada 1995, kundel należący do Demetrio Rivery zaatakowany został na podwórzu domu. Nagła reakcja ze strony jego właścicieli spowodowała, że napastnik wycofał się w ciemność. Rivera i jego córka Ivette odnaleźli ślady gęstej i jasnej cieczy, którą potem łatwo zmyli. Wiele dogorywających królików, należących do Joel Carrillo i jego żony Yolandy, również pokrytych było tłustą substancją, co miało miejsce podczas ataku w Barrio Celada. Przedstawiciele Departamentu Surowców Naturalnych pobrali próbki substancji do analizy, ale nigdy nie ogłoszono ich wyników. Eksperci spekulowali, że intruz połknął pokryte śluzem króliki zaś potem zwrócił je.
Silny i nieznośny odór, który dochodził od istoty został odnotowany w wielu przypadkach. W przypadku Collazo, hiszpański dziennikarz, który powąchał próbkę obrzydliwego smrodu zebraną do plastikowej torby, pozostawał fizycznie chory przez następnych sześć dni. Madelyne Tolentino – pierwszy świadek w Canóvanas, scharakteryzowała nienaturalny odór jako przypominający pestycyd Malathion. Efraín Arce, który starł się z istotą w Meksyku, opisuje, że jej zapach przypomina ten, jaki właściwy jest wściekłemu zwierzęciu. Wszechobecny zapach siarki, o którym donoszono w kwietniu 1996, był tak silny, że grupa pracowników Obrony Cywilnej i dziennikarzy prasowych czuła się niedobrze. Nawet burmistrz „Chemo” Soto mówił o natykaniu się na niezwykły smród podczas nocnych eskapad w poszukiwaniu stworzenia.
KOZODÓJ – FENOMEN MIĘDZYNARODOWY
Przypadek ten zwróciłby zapewne mniejszą uwagę, gdyby aktywność Chupacabras ograniczyła się wyłącznie do wysp Portoryko. Ale w 1996 Chupacabras (i jego kuzynostwo) zdecydowało, że nadeszła odpowiednia pora, aby zwiedzić trochę świata.
Miami na Florydzie miało być następnym przystankiem drapieżnika. W lutym następnego roku, zabiło czterdzieści dwa zwierzęta należące do Barbary Martínez i czternaście kurcząt należących do Luisa Martina. Świadkowie w północno-zachodnim Miami donosili o obserwacji istoty o wyprostowanej sylwetce, pokrytej gęstym, zmierzwionym futrem. Dr Virgilio Sánchez Ocejo, który zajmował się przypadkiem oraz innymi podczas „florydzkiej odnogi” aktywności dziwacznego drapieżnika, zauważył, że wszystko zaczęło się w lutym i trwało do lipca 1996.
Następny miał być Meksyk. 2 maja znaleziono sześć martwych kóz wzdłuż biegu Rio Grande. Ich gardła nosiły charakterystyczne dla Kozodoja ślady. W północnym stanie Taumalipas, kierowca taksówki mówił o obserwacji istoty mierzącej pięć stóp wzrostu, która przeszła przez drogę tuż naprzeciw niego i bez wysiłku przeskoczyła przez mur Szkoły Agronomicznej, gdzie potem odnaleziono dwa tuziny martwych owiec i kóz.
10 maja 1996, meksykański „Primier Impacto” ogłosił, że mieszkanka wioski Alfonso Genaro Calderón w Sinoala, Teodora Ayala Reyes, stał się pierwszą ludzką ofiarą Chupacabras. Nosiła ona „wypalone znamiona” na plecach, dokładnie w tym miejscu, gdzie pochwyciła ją istota.
– Była wstrętna – twierdziła. Miałam włosy upięte w kok a to nieomal zdarło ze mnie skalp.
Wioski nad wybrzeżem ogarnął mrok, po tym, jak rozszerzyły się doniesienia o olbrzymiej nietoperzo-podobnej istocie, która nawiedza okolicę. Właściciele zaczęli odnajdywać martwe zwierzęta wszelkich rodzajów.
Miasteczko Tlaliscoyan [Veracruz], położone w sercu regionu hodowli kóz, również dotknięte zostało tajemniczymi atakami spod znaku Chupacabras. Odsetek śmierci szybko wzrósł do sześćdziesięciu zabitych owiec. Dr Rafael Lara Palmeros, dyrektor badań meksykańskiego CEFP, odwiedził wydział Nauk Weterynaryjnych Uniwersytetu Veracruz, aby dowiedzieć się, jakie czyny przedsięwzięto w celu poradzenia sobie z okaleczeniami. Odkrył, że gdy „świadomość sytuacji” władz opiera się głównie na doniesieniach radia i telewizji, środowisko medyczne nie planowało podjęcia jakichkolwiek kroków w celu przeprowadzenia swego własnego śledztwa.
W Meksyku zaczęło pojawiać się coraz więcej ofiar ataków wśród ludzi. Jose Angel Pulido został przykro obdarowany przez Chupacabras ukąszeniem na prawym przedramieniu. Dwie głębokie, rany, zadane zostały przez istotę opisaną jako „bezwłosą i galaretowatą w dotyku”. Pulido pokazał dwie poważne rany na swym prawym przedramieniu meksykańskiej TV Azteca.
– Skoczyło na mnie, gdy zobaczyłem je. Uderzyłem je i odwróciłem się, aby uciec do domu. Nie jestem pewny, czy biegło czy też leciało [za mną]. Nie wierzyłem w to z początku. Teraz, mogę wam powiedzieć, że widziałem i wierzę w to – wyjaśnił.
Gdy 23 owce José Linaresa z Guazguaro [Michoacan] okazały się martwe i nosiły dziwne ranki, przykuty do wózka farmer był tak wstrząśnięty, że mógł jedynie powiedzieć, że coś o dwóch kłach wybiło jego trzodę. Gdy odnaleziono zabitą w podobnych okolicznościach sześciofuntową krowę, meksykańskie władze federalne zleciły władzom miejskim wykonanie niezbędnej autopsji.
Rzecznik meksykańskiej Krajowej Komisji Rolniczej, Francisco Gurría, pytany przez media o oficjalny komentarz w sprawie szerzących się okaleczeń:
– Nie we wszystkich przypadkach mówimy o tym samym stworzeniu. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok ustaliliśmy, że mięsożerne atakują populacje owiec i kóz z racji suszy, jaka nawiedziła nasz kraj. To zjawisko zupełnie naturalne.
Raporty stały się jeszcze bardziej niezrozumiałe, gdy Chupacabras, czy czymkolwiek było, przedłużyło swój pobyt w Meksyku. Czterej kierowcy ciężarówek, pragnęli zająć miejsce w historycznych książkach poprzez schwytanie istoty, która upadła na ziemie po tym, jak wplątała się w druty wysokiego napięcia. Kierowcy próbowali ukamienować ją na śmierć, ale istota zdołała odpełznąć, zostawiając za sobą mokry ślad. Funkcjonariusze policji odpowiadając na wezwanie orzekli, że opis stworzenia podany przez świadków, odpowiada Chupacabras.
Władze Meksyku utrzymywały się przeciwko wierze, że coś nienaturalnego stać może za tymi atakami. Julia Carabias, Sekretarz Środowiska, potępiła zniszczenie habitatu nietoperzy przez farmerów, którzy stawiali jaskinie w płomieniach, mając nadzieje zabić Chupacabras. Jak na ironię, opinia publiczna wierzyła, że to rząd sam z siebie podtrzymuje ludzi przy wierze w stworzenie, aby odciągnąć ich uwagę od innych spraw.
Plaga stała się szybko nie do opanowania, gdyż doniesienia nadchodziły z Gwatemali, Kostaryki, Hondurasu a nawet dorzecza Amazonki. Południowe Stany Zjednoczone wkrótce wydały swój obfity plon obserwacji Chupacabras. W połowie maja 1996, Sylvia Ybarra wyszła na swe podwórze w teksańskim mieście Donna, jedynie po to, aby odkryć, że jej koza została zabita i posiada na szyi trzy punktowe i zaognione rany. Zwierzę straciło życie w pobliżu swej szopki.
Historia rozeszła się po Donnie lotem błyskawicy, choć miejscowi weterynarze zapewniali właścicielkę kozy, że ta zaatakowana została po prostu przez psa, zaś rany zostały zaognione. Jak to miało miejsce na Portoryko, oficjalne wytłumaczenie nie pojawiło się, ale tym razem był ku temu dobry powód: dorzecze Rio Grande doświadczyło przez dziesięciolecia sporadycznych obserwacji „ptaków gigantów”, których pojawienie się zbiegało się w tajemniczy sposób z okaleczeniami zwierząt. Ranczer z Donna znalazł jednego ze swych wołów w podobnych okolicznościach już w 1970.
1 maja 1996, policja z Tucson otrzymała telefon z domu José Espinoza położonego w zachodnim Tucson. Najprawdopodobniej, coś włamało się do domu. Pan Espinoza miał potem opowiedzieć tę historię mediom, mówiąc, że widział w obrębie swego domu istotę o dużych czerwonych oczach, szpiczastym nosie i drobnej posturze. Chupacabras weszło do środka, trzasnęło drzwiami i przed wyskoczeniem przez okno, wskoczyło, wedle opowiadania, na piersi siedmioletniego syna Espinozy. Odciski rąk i stóp rzekomo pozostały na ścianach (większość z nich odpowiada trzyletniemu synowi Espinozy).
Kierując się ku zachodowi, fala niepokojących okaleczeń dodarła aż do Kalifornii, gdzie robotnik Roberto García twierdził, że rana na zewnętrznej stronie jego dłoni powstała po tym, jak zasnął przy otwartym oknie.
Mieszkaniec Orange County powiedział prasie, że z głębokiego sny obudziło go uczucie, że coś ciągnie go za prawą rękę. Odciągając ją, zauważył pokaźną, cienistą postać, odchodzącą bardzo szybko. Dodatkiem do „wysokiego współczynnika dziwności” jego relacji był fakt, że mieszkanie na trzecim piętrze otwarte jest jedynie na ulicę poniżej.
YO QUIERO GOATSUCKER!
Fenomen Chupacabras przeszedł z względnego cienia podczas fazy portorykańskiej do światowego formatu po odbyciu kontynentalnej trasy w swej niechlubnej podróży. To dało powód do następnego dziwnego zjawiska: wpływu obserwacji na społeczeństwo.
W grudniu 1995, przeciętny widz nie mógł obejrzeć godzinnego programu w telewizji portorykańskiej, nie natykając się na odniesienia do Chupacabras. Niezapomniana reklama na stacji ukazywała uśmiechniętą wyspę, wypowiadając słowo „Chupacabras” na koniec trzydziestosekundowego segmentu.
Potem nadeszły koszulki, które starały się wtłoczyć paranormalnego drapieżnika w ramy kultury popularnej – istota w szarym kolorze stoi przy ogłoszeniu, czytając SE BUSCA (Poszukiwany) z wyszczególnionymi charakterystycznymi cechami sprawcy; porotrykańska rodzina opuszczająca w pośpiechu dom, gdy pojawia się Chupacabras; pulchni, kreskówkowi Kozodoje uprzejmie powstrzymują się od beknięcia po jedzeniu; umięśnione, potworne przedstawienie istoty przypominającej Balroga z tolkienowskiego Śródziemia.
Bardziej trwałe materialne dobra aniżeli koszulki, można było także z łatwością odnaleźć: duża liczba punktów gastronomicznych, nawet sklep z cukierkami, nosiły imię albo Chupacabras albo El Chupa Cabras i wyłoniły się wśród hiszpańskojęzycznej społeczności w USA. Nawet kanapki nazwane zostały imieniem nieznanego stworzenia. „Nieznana linia” Chupacabras także pojawiła się na krótko.
Meksyk, dotknięty defraudacjami skorumpowanej administracji, wydał wielką liczbę przedmiotów ukazującą niesławnego prezydenta Salinasa w ciele Chupacabras. Na azteckiej ziemi stale odnoszono się do faktu, że żadne ssanie krwi nie może być bardziej niszczycielskie i dziwne, niż to spowodowane przez zdeprawowanego polityka.
Przemysł muzyczny, zawsze czujny na najnowsze trendy, które to potem uwiecznia w piosenkach, podchwycił złą sławę Chupacabras. New York Band dostał się na fale kilku stacji, z hitem Chupacabras, rubaszną piosnką. Oto jej fragment: „Elegancka Chupacabras/ pasuje do każdej kozy/ całując ich ciała i szyje/ z zewnątrz, od środka/ Pocałuję jedną kozę, dwie kozy/ trzy kozy, pięć albo więcej/ Nigdy nie stracę na nie smaku/ na śliczne, małe kózki, mmm!”.
Fani muzyki rap także się doczekali. Piosenka [w hiszpańskim] autorstwa rapera Gaby Meléndeza, mówi: „W El Yunque z mą dziewczyną jednej ciemnej nocy/ robiliśmy swoje, wiesz/ Gdy to się pojawiło/ ciemny stwór o wielkich o czach i jeszcze większych pazurach/ Chupacabras pojawiło się znikąd/ Otoczył nas jego gang…” Okres trwania Chupamanii najbardziej dał o sobie znać w letnich miesiącach roku 1996 ale już w grudniu tego samego roku zaczął zamierać.
NO TAK, ALE CO TO?
Od początku istniały trzy szkoły wyjaśniające czym ten drapieżnik w rzeczywistości jest. Jedna utrzymuje, że istota jest żyjącym dowodem zaawansowanej natury badań genetycznych i że została wypuszczona na świat, aby zobaczyć jak funkcjonuje. Inni twierdzą, że była pozaziemską istotą, albo pozaziemską sondą do magazynowania krwi z ziemskich stworzeń, bądź też „zwierzątkiem” pozostawionym przez załogę odlatującego NOL. Wciąż są tacy, którzy wierzą, że Chupacabras związana jest z czarną magią. Z tymi trzema punktami widzenia, dyskutują oczywiście sceptycy.
Pierwszym impulsem było przypisywanie mordów na wiejskich obszarach Portoryko aktywności Santerii czy nawet praktykantom czarnej magii, których to rytuały wymagają krwi ofiarnej. Jednakże skala zabójstw spowodowała wkrótce, że teoria ta legła pod swym własnym ciężarem. Przeciwnie, meksykański Departament ds. Nadużyć Religijnych wskazał, że wielka liczba okaleczeń miała miejsce w częściach kraju, które zamieszkuje duża liczba satanistów i praktykantów Santerii. Hector Elizondo, rzecznik tej agencji wskazał, że okaleczenia te mogły być „perfekcyjnie dokonane” przez grupę ludzi oddanych tym praktykom religijnym.
Źródła prasowe uwiarygodniły te przekonania. Mario Landeros w wywiadzie dla meksykańskiej gazety El Sol Veracruzano (17.05.96) orzekł, że Chupacabras w rzeczywistości to gigantyczny krwiopijny nietoperz, które to sprowadzane są do Ameryki przez satanistyczny kult znany jako „Złoty Lucyfer”. Wypadek ciężarówki, w które przewożono zwierzę, spowodował, że klatka otwarła się, pozwalając mu wyfrunąć w gęstą roślinność pokrywającą okolicę. Wybuchy aktywności Chupacabras zgadzały się z tym zdarzeniem.
Wiejska ludność Karaibów i kontynentu wierzyła, że jedynie nadnaturalne stworzenie może być zdolne do czynów dokonywanych przez istotę terroryzującą ich własne okolice. Niektórzy widzieli w nim zapowiedź zbliżającego się końca świata lub dzieło szczególnie biegłego w sztuce czarownika. Religijne władze były całkiem pewne w twierdzeniu, że nie jest to jedyna wersja, do jakiej się przychylają. Wielebny Sergio Obeso, biskup Xalapy, wskazał, że Kościół „stanowczo wyklucza jakiekolwiek ponadnaturalne przyczyny”, jeśli idzie o Chupacabras. Co ciekawe, rosyjska Cerkiew Prawosławna, odcięła się od zdarzeń, wskazując, że wirus Ebola, choroba wściekłych krów i Chupacabras, nie powinny być brane za boską karę, ale „zaproszenie do refleksji” nad człowieczymi wypaczeniami boskiego świata.
Najwięcej uwagi poświecono pozaziemskiej hipotezie o pochodzeniu stworzenia, szczególnie na Portoryko, gdzie Chupacabras łączono z dużą aktywnością przypadków UFO. Jednakże zdaje się to być wyjątkiem, gdyż nadnaturalnej aktywności tego rodzaju, jak zdaje się nie odnotowano w żadnych innych miejscach, w których miały miejsce okaleczenia zwierząt i obserwacje Kozodoja. Dr Rafael Lara Palmeros stanowczo podkreślił, że żadne obserwacje UFO nie zdarzyło się na miejscu ataków Chupacabras.
Teoria o eksperymencie genetycznym przyciągnęła publiczną uwagę z powodu dużej liczby wydarzeń w mediach, które jednak niewiele miały do czynienia z samą istotą. Jednym z nich była fotografia laboratoryjnej myszy z ludzkim uchem na grzbiecie, która pojawiła się w wydaniu Time Magazine z 6 listopada 1995. Tekst Anastasii Toufexis wskazywał, że ta dramatyczna fotografia to „najnowsza i najdramatyczniejsza demonstracja postępu w inżynierii tkanek”. Projekt U. Mass/M.I.T. obejmował wprowadzenie syntetycznej struktury z ludzkimi komórkami chrzęstnymi pod skórę myszy. Odżywiana krwią gryzonia komórki chrzęstne miały dzielić się i tak uformować ludzkie ucho. Odcinek popularnego programu na temat UFO i zjawisk paranormalnych pt.: „Encounters: The Hidden Truth”, poświęcony był możliwości stworzenia hybryd małp i człowieka w wyniku łączenia genów. Stworzenie „plantimals” – zespolenia komórek zwierząt i roślin, tzw. „hupigs” – rasy świń z ludzkimi genami, aby minimalizować ryzyko odrzucenia zwierzęcych organów przez człowieka, powiodło wielu do przekonania, że niezwykle krwiożercza Chupacabras może w rzeczywistości być połączeniem ludzkich [albo nieludzkich] genów z tymi należącymi do torbacza, zważając na charakterystyczny wygląd istoty.
Hipoteza o genetycznym eksperymencie opanowała umysły ekspertów weterynaryjnych z Meksyku. Dr Alfred Villanueca otwarcie wyraził swe przekonanie, że Chupacabras jest niczym innym, jak genetycznym eksperymentem wypuszczonym przez przypadek lub celowo ze stacji badawczej w Stanach Zjednoczonych albo Meksyku. Dr Villaneuva użył ultradźwięków, by zbadać rany pozostawione na ofiarach. Jego odkrycia potwierdziły te dokonane przez jego portorykańskich odpowiedników – ślady sięgały głęboko do zewnątrz. Następne analizy udowodniły, że organy zupełnie pozbawione były krwi.
Wiarę w genetyczne manipulację podsyciło potem odkrycie w Meksyku królika „mutanta”. Nowonarodzone zwierzę odkryte w okolicach Ortiz Rubio w Veracruz, prezentowało w pełni wykształcone pazury a także mięśnie, które weterynarze uznali za zalążki skrzydeł. Czyżby jakiś projekt miał na celu skrzyżowanie ze sobą królików i nietoperzy? Desiderio Aguiar, sekretarz Ochrony Cywilnej w stanie Sinoala (północny Meksyk), wskazał, że naukowcy badający atak okaleczeń w jego stanie wierzą, że mają do czynienia z „mutacjami na poziomie komórkowym”.
INFRA
Autor: Scott Corrales,
Źródło: Inexplicata – Journal of Hispanic Ufology
Rys. w nagłówku: Chupacabras, autor nieznany, za: Inexplicata
Opublikowano za zgodą autora