Czy w kulturze rdzennych mieszkańców Australii odnaleźć można podobieństwa do współczesnych opowieści o kontaktach z UFO czy uprowadzeniach przez rzekome istoty pozaziemskie? Zbieżności te mają często niezwykły charakter, zaś ceremonie inicjacyjne szamanów przypominają przebiegiem scenariusz abdukcji. Kim są „ludzie wyższego rzędu” i czy duchowe podróże szamanów rzeczywiście mogą w jakiś sposób łączyć się ze współczesnymi relacjami o UFO?
Prehistoria
Mity aborygenów często zawierają w sobie wątek istot z nieba, zaś Wandjina są tutaj najbardziej interesującym przykładem. Wandjina przetrwał zarówno w tradycji ustnej, jak i dużej kolekcji malowideł naskalnych rozsianych po regionie Kimberley. Rysunki te były interpretowane na różne sposoby, od złożonych systemów wierzeń po czasem nieco naiwne teorie o starożytnych astronautach.
Mimo to fascynuje fakt, że rdzenne plemiona Australii widziały w Wandjina „ducha chmur”. Rzeczywiście – styl w jakim powstały rysunki ukazuje logiczne przejście od figur ludzkich po stylizowane przedstawienia chmur. Ten dualizm antropomorficznych form oraz chmur jest szeroko rozpowszechniony wśród prymitywnych kultur i jest interesujący w porównaniu do szczegółów zawartych w „Księdze Wyjścia”.
Wierzenia związane z niebiańskimi istotami z pewnością odgrywają i odgrywały znaczną rolę dla tych społeczeństw. Należy wskazać jednak, że porównując treści mitologiczne natrafić można na wiele kontrowersyjnych zbieżności, jednakże są to w zasadzie nie dające się jednoznacznie udowodnić spekulacje.
Dawne ślady
Aborygeni z Bathurst
(1939, za: Wikimedia Commons)
W kulturze Aborygenów istnieje wiele zadziwiających szczegółów, które można porównywać ze współczesnymi doniesieniami czy doświadczeniami związanymi z UFO. Oczywiście powiedzieć możemy, że to jedynie przypadkowe podobieństwo, nie dające się w żaden sposób udowodnić, lecz część z tych relacji rzeczywiście zdumiewa. W grę wchodzić mogą oczywiście prozaiczne wyjaśnienia, lecz najpierw przyjrzymy się poniższym faktom.
Plemię Bad zamieszkujące okolice Zachodniego Kimberley w zachodniej części kontynentu mówi o „nadrzędnej istocie” o imieniu Djamar. Zgodnie z tradycją manifestuje się on w postaci wskazującej na „lądowanie” czymś, po czym pozostaje dający się zauważyć ślad. Oczywiście to kontrowersyjna kwestia, bowiem Aborygeni często nadają nadnaturalny wymiar wielu naturalnym cechom krajobrazu.
W plemieniu tym chłopcy w okresie inicjacji byli prowadzeni nad potok, gdzie pokazywano im dziury, w które Djamar wetknął swój „bullroarer” – rodzaj używanego przez lud instrumentu. W aborygeńskiej kulturze jego dźwięk symbolizował przybycie bóstwa.
Relacja E.A.Worms mówi: „Starsi mężczyźni wskazywali młodym straszliwą siłę bóstwa uświadamiając im surowość tamtejszego krajobrazu, jak i zniszczenia drzew, których dokonał Djamar.”
Po takiej manifestacji istoty, która pozostawiała po sobie poważne zniszczenia, ona sama pojawiała się na niebie raz jeszcze ze swą „czuringą”, która u Aborygenów jest wykonanym z drewna lub kamienia płaskim owalnym lub okrągłym obiektem, w którym manifestuje się moc duchów.
To tylko jedna z wielu opowieści, w których dopatrzeć możemy się pewnych zbieżności z dzisiejszymi relacjami o UFO.
Zgodnie z tradycją plemienia Bundjalung, okolice Słonej Laguny leżącej na północ od Parku Narodowego Broadwater były domem dla istoty znanej jako Gaungan. „Wysoka i szczupła kobieta o długich włosach, pięknych dłoniach i długich paznokciach” często pojawiała się w towarzystwie jasnego światła. Legendy wskazują, że próbowała ona zwodzić mężczyzn do laguny lub morza. Tradycja mówi również, że Gaungan przyleciała z Woodenbong i lądując na plaży niedaleko laguny przekształciła się w czarny kamień.
Ludzie wyższego poziomu
Wizerunki Wandjina na obrazie Lilly Karadada
(za: aboriginalarts.co.uk)
Aborygeńscy szamani – „oświeceni ludzie”, albo też „ludzie wyższego poziomu” opisują „wzięcia do nieba”, gdzie spotykają się z bogami takimi jak Baiame, Biral, Goin czy Bindjil. Wiele relacji o rytualnej inicjacji nosi uderzające podobieństwa do współczesnych opowieści o spotkaniach z UFO oraz relacjach osób rzekomo uprowadzonych przez istoty pozaziemskie.
Szczególnie podobne do opowieści o abdukcjach są relacje z „doświadczaniem śmierci i zmartwychwstania” związane z inicjacją „ludzi wyższego poziomu”. Wybrana osoba (także ochotnik) jest rytualnie „zabijany” a następnie odbywa cudowną podróż (zwykle do dziwnego „królestwa”), gdzie spotyka „niebiańskich bogów”. Następnie po powrocie jest na nowo przywracany do życia, stając się szamanem.
Symboliczna śmierć i zmartwychwstanie, porwania przez potężne istoty, usuwanie części ciała, wszczepianie porwanym pewnych tworów, podróże do nieba oraz dziwnych królestw, pobieranie nauk oraz oświecenie, nabieranie sił oraz transformacja osobowości – to tylko część z powtarzających się w tradycji aborygeńskich szamanów elementów.
Ponad wiek temu antropologowie Spencer i Gillen w swej książce poświęconej plemionom Środkowej Australii zawarli niezwykle szczegóły dotyczące szamanów.
Aborygen o imieniu Kurkutji został upatrzony przez dwa duchy, Mundadjiego oraz Munkaninjiego. W jaskini „Mundadji rozciął go, wyjął jego wnętrzności i zamienił na swoje, umieszczając w jego ciele. Włożył tam również wiele świętych kamieni.
Po tym, jak wszystko było skończone, młodszy z duchów, Munkaninji, przywrócił mężczyznę do życia mówiąc mu, że jest od teraz znachorem pokazując mu również kości i inne złe formy, jakie z niego usunęli. Następnie zabrał on go ze sobą do nieba, po czym odstawił go z powrotem do jego obozu, gdzie znajdowali się ludzie opłakujący go myśląc, że nie żyje.
Przez długi czas pozostawał on nieco oszołomiony, ale stopniowo dochodził do siebie, zaś współplemieńcy wiedzieli już, że przekształcono go w człowieka, który leczy. Gdy to robił, nadzorował go obecny zawsze obok duch Mukaninji, który dla innych pozostawał niewidoczny.”
Jest to niezwykle ciekawy opis inicjacji młodego szamana. A.P. Elkin odnosi się do takich osób jako do „mężczyzn wyższego poziomu”. Istnieje wiele innych relacji zarówno z przeszłości, jak i czasów bardziej współczesnych, w tym teraźniejszych.
Pierwszy raz wskazałem na możliwe zbieżności między opowieściami osób porywanych przez UFO a relacjami szamanów na konferencji, która miała miejsce w listopadzie 1977 roku. Zauważyłem wówczas, że „podczas gdy relacje te odzwierciedlają wiele aspektów współczesnego zjawiska związanego z uprowadzeniami przez istoty pozaziemskie, znacznie więcej zadziwiających szczegółów odnaleźć można w udokumentowanej tradycji.”
Wspomniany już Elkin przywołuje tutaj szczególnie ciekawe przypadki.
„Wśród cudownych mocy uzdrowicieli Mara znajduje się możliwość wspinania się po linie niewidzialnej dla innych śmiertelników do nieba, gdzie rozmawiają oni z gwiezdnymi ludźmi.” W książce A.W. Hewitta poświęconej plemionom Południowej Australii znajduje się relacja o inicjacji mężczyzny z plemienia Wiradjuri: „Udaliśmy się do obozu Baiame. […] Przechodziliśmy przez chmury, zaś po drugiej stronie znajdowało się niebo. Przeszliśmy przez miejsce, przez które przechodzą uzdrowiciele a ono zamykało się i otwierało bardzo szybko. Ojciec powiedział mi, że gdyby uzdrowiciel został dotknięty przezeń, jego dusza doznałaby ran i zmarłby on po powrocie do domu. Po drugiej stronie w swym obozie widzieliśmy Baiame.”
We współczesnych relacjach przejawiają się bardzo podobne wątki: „uderzył mnie promień białego światła, przeszył moje oczy, po czym poczułem, że wznoszę się do góry przy okazji cały czas się obracając. […] Potem po zdaje się jedynie chwili obudziłem się. Leżałem na podłodze w pomieszczeniu, które było słabo oświetlone. Spojrzałem w górę i zobaczyłem jakąś postać.” Oto opis doświadczeń Franka Lavery’ego opublikowany w 1977 roku.
Przyglądając się relacjom widzimy wspólne mianowniki między współczesnymi relacjami a przeżyciami szamanów, takie jak spotkania z niezidentyfikowanymi istotami, okres dezorientacji, podróż do nieba, a w niektórych przypadkach „doświadczanie śmierci i zmartwychwstania” dające się porównać ze stanami bliskimi śmierci (NDE).
Ponieważ współczesne społeczeństwa nie doceniły znaczenia doświadczeń szamanów w interpretacji zjawisk związanych z UFO i rzekomymi istotami pozaziemskimi, osoby doświadczające niezwykłych zdarzeń nie zawsze zdają sobie sprawę z długiej tradycji tych zjawisk. Należy podkreślić także, że wielu badaczy zjawiska abdukcji nie akceptuje tej interpretacji preferując wyjaśnienia związane z rzeczywistymi spotkaniami z pozaziemskimi porywaczami.
Nie trzeba dodawać również, że zwykle odrzuca się możliwość prawdziwości podobnych relacji. Jakiekolwiek jednak nie byłoby wyjaśnienie, nie sposób ignorować podobieństw między doświadczeniami inicjacji aborygeńskich szamanów a współczesnymi relacjami o spotkaniach z ET.
Opowieść o ogniu
Płonąca Góra
(fot.: australiantraveller.com)
Jakieś 6 kilometrów na północ od Wingen od około 5000 lat płoną podziemne pokłady węgla. Początkowo mieszkańcy tych regionów widząc wydobywający się dym uznali, że w okolicy znajduje się wulkan. Dopiero późniejsze badania ujawniły, że w grę wchodzi płonący pokład węgla.
Rezerwat Burning Mountaing (Płonącej Góry) został stworzony, aby ujawnić jej istnienie. Lokalni Aborygeni nazywali to miejsce „wingen” (co oznacza „płonącą górę” lub „ogień”). Wśród opowieści związanych z górą znajduje się m.in. relacja o dziwnym obiekcie, który wylądował na Płonącej Górze.
Człowiek o imieniu Ted, mówił: „Dziadek mawiał, że był to obiekt w kształcie cygara, który miał srebrzysty kolor. Gdy lądował, wzniecał ogień i zabijał bydło. Pojawieniu się obiektu towarzyszyła seria głośnych dźwięków. Dziadek wspominał także o wysokich przybyszach, którzy nie mówili, jednak wskazywali na rzeczy, które chcieli zabrać. Często znikali ludzie, zaś z nimi psy i inne domowe zwierzęta. Uznawaliśmy opowieści dziadka za ciekawe, a on zapewniał, że były prawdą”.
Elf w Mandurah
W 1982 roku 67-letnia kobieta ujrzała po raz pierwszy w życiu wizerunek ET – bohatera filmu Spielberga. Wskutek tego zaczęła przypominać sobie istotę, którą spotkała w okolicach Mandurah na zachodzie Australii. W raporcie, który złożyła Grupie Badań UFO z Perth napisała: „W 1930 roku siedziałam w szałasie z moimi rodzicami czytając. Wnętrze oświetlane było lampą, zaś wejście częściowo otwarte. Było około 20, zaś my położyliśmy się wcześniej.
Niespodziewanie do środka weszła mała różowa postać. Mierzyła ok. 24 cali wzrostu (60 cm), miała duże uszy i wybałuszone oczy pokryte błoną, niewielkie ręce, duże stopy, szparę w miejscu ust, nie posiadała też włosów, a jej skóra lśniła jakby była mokra lub tłusta. Byliśmy przerażeni, zaś mój ojciec pobladł ze strachu mówiąc, że to robota diabła. Chwytając sieć rzucił ją na istotę, zaś ta wydała z siebie dźwięk przypominający „EE…EE”, zaś mój ojciec wyciągnął ją na zewnątrz.
Nigdy nie widzieliśmy jej znowu, ale poszliśmy spać wystraszeni. Był to 1930 rok i nikt więcej o tym nie myślał aż do czasu, gdy zobaczyłam wizerunek ET.”
Dodajmy jeszcze do tej dziwnej historii ze starych czasów to, co w swej książce poświęconej ludom Australii napisał dr Charles Mountford. Według niego mityczne stworzenie zwane pod postacią dziecka znane jako „mulu-kuranti czy też mamu (złośliwa istota) posiadało skręcone palce, uszy jak u kangura, duże oczy przypominające oczy sowy, groteskową twarz oraz wystające zęby.”
Porwanie aborygeńskiej kobiety
Australijski badacz tajemnic, Rex Gilroy, trafił na ślad ciekawego wydarzenia z 1933 roku, które opowiada o incydencie związanym z uprowadzeniem przez UFO, które przytrafiło się pewnej ciężarnej kobiecie w okolicy Discovery Well na północnej krawędzi Wielkiej Pustyni Piaszczystej na zachodzie kraju. W historii tej odbijają się legendy i mity mówiące o uprowadzeniach mężczyzn i kobiet przez „niebiańskich bogów” podczas snu, jak i doświadczenia „mężczyzn wyższego poziomu” czy szamanów.
Wedle Gilroya, Aborygenka twierdziła, że członkowie jej plemienia rozpierzchli się widząc „wielkie lśniące jajo”, które niespodziewanie osiadło na ziemi. W świetle dnia obiekt ten przeleciał nad nimi. Kilka istot opisywanych jako dziwne człekopodobne istoty o szarej skórze wyszły z obiektu. Kobieta opowiadała, że zdumiał ją obiekt, który jedna z istot trzymała w dłoniach.
Jej historia wskazuje, że została zabrana na pokład obiektu, którego wnętrze było oświetlone. Kobieta następnie przywiązana została do lśniącego stołu, a następnie przeprowadzano na niej eksperymenty. Aborygenka opowiedziała o zdarzeniu współplemieńcom, ale została wyśmiana.
W opowieści z 1933 roku przewijają się zatem elementy znane ze zjawiska, które zdominowało ufologię w latach 90-tych ub. wieku. Pierwsze relacje o uprowadzeniach i eksperymentach to m.in. przypadek Antonia Villas Boasa z 1957 czy abdukcja Hillów z 1961. Widzimy zatem, że opowieść aborygeńskiej kobiety wyprzedza je o kilka lat.
„Szybkonodzy” oraz zagadkowe ciąże
John Kernott słyszał o dziwnych historiach od Aborygenów zamieszkałych w okolicy Kimberley. O abdukcjach, które dokonywane są często na kobietach aborygeńskich z obszarów pustynnych dowiedziałem się jeszcze przed tym, jak Gilroy przedstawił mi opowieść z 1933 roku.
Od 1986 roku zebrał on wiele relacji od kobiet mówiących mu o duchach, które charakteryzuje głównie to, że nie chodzą po ziemi, lecz unoszą się w powietrzu, będąc w stanie także przenikać przez przedmioty. Spotkania z nimi łączą się z sytuacjami przypominającymi scenariusze niektórych abdukcji.
W opowieściach tych przejawiają się m.in. kontakty płciowe z tymi istotami, jak też „fantomowe ciążę”. Mimo, że ofiara wykazuje oznaki bycia w błogosławionym stanie, na świat nie przychodziły dzieci. Co ciekawe, porywacze często opisywani byli w sposób podobny do „ludzi w czerni”. Należy zauważyć, że przypadki tajemniczych ciąż to element również często przejawiający się w opowieściach o uprowadzeniach.
Około 1989 roku teść Kernotta, aborygen, opowiedział mu o zdarzeniu z czasów jego młodości, które rozegrało się w latach 30-tych. Przebywający w obozie mężczyźni zauważyli na niebie zielone wirujące światło, które wylądowało między drzewami. Stamtąd wyłoniło się wkrótce wielu małych ludzi również lśniących zielonym światłem. Obeszli oni grupę Aborygenów, przyglądali się im, potem zaś na powrót poszli w kierunku obiektu, który wystartował w górę.
Współczesne opowieści o UFO Dr Hannah Wolfe – nauczyciel oraz członek Towarzystwa Antropologicznego Zachodniej Australii, która przeprowadziła intensywne badania nad Aborygenami, w 1992 roku wybrała się wraz z Paulem Normanem – badaczem UFO z organizacji VUFORS do Terytorium Północnego, aby przyjrzeć się relacji o obserwacjo dokonanej przez grupę zamieszkującą jedną z wysp okolic Ziemi Arhnema, na zachód od Parku Narodowego Kakadu.
Po rozmowach z Aborygenami oraz analizie dzieł ich sztuki dr Wolfe doszła do wniosku, że jest możliwe, że w biegu historii któreś z plemion mogły rzeczywiście zetknąć się z istotami pozaziemskimi. Wolfe sugerowała, że dowodów na to można dopatrzeć się m.in. w tradycji Wandjina oraz malowidłach naskalnych z południa, które przedstawiały okrągłe obiekty, z których wydobywały się promienie.
W historii pojawia się także wątek jaskini, w której zamieszkiwać miał przybysz z Księżyca, który następnie powrócił na satelitę. Dr Wolfe nie udało się zlokalizować jaskini, jednak antropolodzy Spencer i Gillen zanotowali w 1899 roku, że Aborygeni z plemienia Aranda wierzyli wówczas w „księżycowego człowieka”, który żył na Ziemi. Za miejsce, w którym miał zamieszkiwać uważano głaz kształcie dysku znajdujący się na zachód od terytorium plemienia.
Plemię Ngatadjara z Centralnej Australii posiada mit, w którym opisane jest to, jak grupa kobiet była chroniona od nadmiernego zainteresowania ze strony „człowieka z Księżyca” zwanego „Kula”.
Na granicy Ziemi Arnhema z Parkiem Narodowym Kakadu Wolfe dowiedziała się o jednym z członków starszyzny o imieniu Joseph, który niegdyś zmuszony został do ucieczki w czasie spotkania z niezidentyfikowanym obiektem latającym. W innej przytoczonej przez siebie opowieści wspomniał on o porwaniu przez obiekt małego chłopca. Dwulatka nie widziano już nigdy.
Wolfe i Norman zdecydowali się odwiedzić odizolowaną społeczność, w której dojść miało do tego zdarzenia. Jeden z miejscowych opowiedział im o innej przygodzie z dzieciństwa, kiedy to był świadkiem lądowania UFO. Wówczas jedna z aborygeńskich kobiet otrzymać miała także myślową wiadomość mówiącą, że istoty kierujące pojazdem chcą, by z nimi poleciała. UFO miało zniknąć, gdy jeden z uzbrojonych mężczyzn pojawił się na miejscu. Zdarzenie pozostawiło po sobie fizyczny ślad w postaci kręgu na ziemi, który według świadków był wciąż widoczny.
Perspektywy
Jedno z najsłynniejszych malowideł naskalnych przedstawiających istoty zwane w mitologii Aborygenów jako Wandjina.
Przywołane tu przypadki niemalże idealnie wskazują na ich pozaziemski rodowód, jednak pamiętać należy również, aby na siłę nie rozpatrywać je na sposób zachodni, czasem przepełniony fascynacją dotyczącą zjawiska UFO, jak i jego związku z przybyszami z obcych planet.
Szczególną ostrożność należy zachować w wypadku plemiennych legend, jak i przekazywanej ustnie tradycji. Mimo częstych podobieństw między historiami o uprowadzeniach a doświadczeniami aborygeńskich szamanów, dosłowna interpretacja zdarzeń może nie przynieść wielu korzyści, bowiem do czynienia możemy mieć tu niekoniecznie z istotami pozaziemskimi, lecz zupełnie innym zjawiskiem.
Perspektywy oferowane przez członków wielu rdzennych kultur, w tym Aborygenów, zwracają nam bowiem uwagę na inne ciekawe możliwości. Podobne doświadczenia mogą stanowić wynik działania subtelnych sił, które generuje sam człowiek. Na temat wielu naturalnych „miejsc cudów” czy też miejsc uważane za święte czy też niezwykłe z innych powodów, powstało wiele prac. Wydaje się zatem, że w niektórych przypadkach bezkrytyczne akceptowanie hipotezy o pozaziemskim rodowodzie wielu doświadczeń nie jest zawsze odpowiednie. Szczególnie interesujących wskazówek na ten temat dostarcza Robert Lawlor, autor książki „Voices of the First Day – Awakening in the Aboriginal Dreamtime”.
Jak mówi, natknął się on na aborygeńskie opowieści o uprowadzeniach w co najmniej trzech regionach, w Kimberly, okolicy Nowra oraz Wyspie Bathurst. W każdym z przypadków łączyły się one z procedurami inicjacyjnymi związanymi z określonym miejscem znanym z silnego oddziaływania natury duchowej. Wcześniej o podobnych relacjach wspominali antropolodzy. Takie uprowadzenia przez silne duchowe istoty są niemalże prowokowane albo też odbywają się jako część ceremonii inicjacyjnej. Wydarzenia te są z pewnością również częścią inicjacji szamanów – „ludzi wysokiego szczebla”.
Robert Lawlor rozmawiał na ten temat z mieszkańcami okolic Nowra, którzy przekazywali mu opowieści usłyszane od przodków. Mówiły one o ceremoniach, podczas których chłopców zabierano do jaskiń, w których przedstawiane były im przerażając widoki, a ich przetrzymanie stanowiło część rytuału. Od miejsc tych zazwyczaj trzymano się z daleka, jednakże dużą rolę w rytualnych widziadłach odgrywać mogły naturalne niezwykłe właściwości tego, jak i innych miejsc.
Co ważne – współczesne relacje o uprowadzeniach przez istoty pozaziemskie są często ściśle zorientowane na aspekt technologiczny, szczególnie często przewijający się w relacjach ludzi Zachodu. Spojrzenie Aborygenów odzwierciedla jednak szczegóły z ich codzienności.
Lawlor twierdzi, że współczesna fala uprowadzeń przez UFO może wiązać się z intensyfikacją energii wytwarzanych w przemyśle lub zanieczyszczeniem elektromagnetycznym. W przypadku prymitywniejszych społeczności podobne relacje wiązać się mogły w naturalnych zaburzeniach elektromagnetycznych. Wszystko to wskazuje nam na wielość interpretacji zjawisk związanych z UFO, które niekoniecznie muszą ściśle odnosić się do wizyt istot pozaziemskich.
Jak wylecieć przez zamknięte okno w czasie fali UFO…
Miasto Kempsey leży w Nowej Południowej Walii nad rzeką Macleay. Od początku lat 70-tych XX wieku stanowiło ono centrum fali obserwacji NOL i w przeciwieństwie do innych części Australii, zdarzenia te nie ustały, co sugeruje pewne związki między manifestacjami NOL-i a specyfiką regionu.
Dokładna analiza zdarzeń pozwala nam na jaśniejszą ocenę motywów i natury tego nieuchwytnego zjawiska. Pewnego dnia grupa kilkunastu mieszkańców Kempsey zaobserwowała różowy świetlny obiekt, który zbliżał się do rzeki od strony południowej. Kiedy do niej dotarł światło zmieniło się, zaś obiekt podążył dalej na północny-zachód znikając ostatecznie w pobliżu Greenhill, gdzie znajduje się osada Aborygenów. To właśnie tam tej samej nocy doszło do dramatycznych wydarzeń. Około 22:00 jeden z mieszkańców osady udał się do kuchni wiedziony pragnieniem. Niespodziewanie ujrzał „niewielką przystawioną do szyby twarz. Nie posiadała włosów i miała okrągły kształt”.
Sparaliżowany strachem mężczyzna czuł dziwne przyciąganie od strony nieznanej istoty. Jego żona, która przebywała w pomieszczeniu obok zerwała się na nogi na dźwięk tłuczonej szklanki i wbiegając do pokoju ujrzała swego męża, który w pozycji leżącej opuszczał dom przez górną sekcję kuchennego okna.
Mierzący ok. 160 cm wzrostu mężczyzna został uniesiony ponad podłogę na wysokość ok. 50 cm. a następnie przetransportowany na zewnątrz przez niewielkie okno ponad stertą naczyń. Mimo, że rozbił szybę bez większych obrażeń wylądował na plecach w odległości kilku metrów dalej. Jego żona natychmiast wybiegła z domu odnajdując płaczącego i roztrzęsionego mężczyznę.
Wkrótce potem odwiozła go do miejscowego szpitala, gdzie stwierdzono, że jest trzeźwy i założono mu opatrunek na palec.
Inwazja świateł
Sprawdzanie sprzętu w czasie ekspedycji w celu zbadania świateł min-min (fot. za: Forteantimes.com)
Pod koniec 1995 roku dobrze znany badacz fenomenu tzw. ziemskich świateł, Paul Devereux udał się do odciętego od cywilizacji obszaru Australii wraz z Erligiem Strandem (inżynierem, który badał sprawę dziwnych zjawisk świetlnych w Dolinie Heddsalen) oraz kamerzystą. W miejscu tym zamierzali uchwycić występujące tam zjawiska świetlne. Wraz z dr Davidem Seargentem towarzyszyliśmy Devereuxowi próbując ustalić, czy obszar ten rzeczywiście wiąże się z występowaniem anomalnych zdarzeń świetlnych.
Podobne miejsca mają dla naukowców szczególną wartość jeśli chodzi o zjawiska niezwykłe, jednak do tego, co ma tam miejsce podchodziliśmy z otwartymi umysłami. Najbardziej intrygował fakt, że miejscowi Aborygeni wielokrotnie donosili o nieznanego pochodzenia zjawiskach, które nazwali „światłami min-min”.
Nasze badania w tym rejonie potwierdziły, że okoliczni Aborygeni obserwowali okresowo pojawiające się zjawiska świetlne, jednak ustalenie ram czasowych nastręczyło wielu trudności. Oprócz relacji o światłach zarówno Aborygeni, jak i biali mieszkańcy tych ziem wspominali o innych zjawiskach, w tym białych obiektach świetlnych, jak też obserwacji „baniek” stworzonych z substancji przypominających „galaretę”.
W kilku przypadkach obiekty te również zbliżały się do ludzi. Przy jednej z okazji świadek mówił o jasnej kuli, która zbliżyła się do niego, a następnie zdawała się przybierać formę podobną do człowieka w srebrnym kostiumie. W czasie pobytu na odludziu Devereux i reszta nie odkryli większych śladów aktywności dziwnych świateł, ale nie oznacza to, że obeszło się bez intrygujących zdarzeń.
W czasie obserwacji błysków świateł na zboczu góry ich magnetometr rejestrował anomalie przez kilka godzin, choć samo zajście trwało tylko kilka chwil. Według Devereuxa, poziom anomalii magnetycznych wielokrotnie przewyższył występujące na Ziemi pola.
Relacja uprowadzonego
Część Aborygenów coraz częściej wydobywa na światło dzienne swe doświadczenia związane z UFO czy rzekomymi uprowadzeniami przez istoty pozaziemskie. Jedną z nich jest Lorraine Mafi-Williams, która w swym plemieniu (grupa Githebul plemienia Bandjalung) uważana jest za gawędziarkę oraz „szafarkę” mądrości.
– To, co dzieje się w niebie rządzi także nami, Aborygenami. To przypomina religię, jednak gdy w chrześcijaństwie występuje świat rządzony przez Boga, ale gdzie występuje też wielu świętych, u nas święci zastąpieni są przybyszami z planet, których wy na Zachodzie nazywacie kosmitami – powiedziała mi w czasie rozmowy. Nazywaliśmy je Wandjina czy Duchami Mimi i tak było od wieków aż do czasu, kiedy pojawił się angielski koncept tego, co dzieje się w niebie. Okazał się on równie interesujący, co sprawy praktykowane od wieków.
Lorraine wierzy, że komunikacja z istotami z kosmosu trwa cały czas. Za przykład podaje tu swe własne doświadczenia i kontakty z jej „starym przyjacielem”, które trwają od czasu, gdy skończyła 12 lat. W pewnym sensie jest ona „kontaktowcem”, jednak zupełnie innym niż jej odpowiedniki w świecie wierzeń ludzi Zachodu.
Jej doświadczenia są znacznie ściślej związane ze sferą duchową. Przez szereg lat Lorraine starała się działać jako pomost między dwoma światami – rdzennymi mieszkańcami Australii a ludźmi Zachodu, aby polepszyć rozumienie członków jednej kultury przez drugą. W międzyczasie napotykała się także na stereotypy i uprzedzenia.
– Przechodziłam przez to, z czym miały do czynienia wszystkie osoby uprowadzone – mówi. Wiemy także czemu i jak dochodzi do uprowadzeń. Wierzymy w UFO, jednak na swój aborygeński sposób.
INFRA
Autor: Bill Chalker
Fot. w nagłówku: Aborygeni, 1900 / Wikimedia Commons