Wszyscy słyszeliśmy o scenariuszach, w których dochodziło do rzekomych przypadków samoistnego zapłonu ofiar. Zwykle najbardziej zdumiewa w nich fakt, że spalone jest jedynie ciało ofiary, zaś leżące wokół przedmioty czy meble pozostają nietknięte. Choć większość ofiar tego zjawiska nigdy nie wyjawi nam szczegółów swych tragicznych historii, istnieją ponoć ci, którzy przeżyli nagłe pojawienie się płomieni. W większości przypadków ludzie nie mieli jednak tyle szczęścia, zaś winą za pojawienie się ognia obarczano siły nadnaturalne, energie, mało znane procesy chemiczne w ludzkim ciele a nawet stres czy alkohol. Tymczasem jak przekonują niektórzy, zjawisko może wcale nie mieć nadnaturalnego charakteru…
UWAGA: Szczegóły oraz zdjęcia zawarte w tekście mogą się wydać drastyczne.
W 1951 roku starsza kobieta nazwiskiem Mary Reeser usiadła na swym fotelu, by po chwili całkiem spłonąć. Wszystko, co po niej zostało, to kapeć, kupka popiołu, spalony fotel oraz nadpalony mebel. Co dziwne, reszta pokoju była nietknięta.
Przypadki spontanicznego samozapłonu (SHC – spontaneous human combustion) definiowane są jako procesy, w wyniku których ciało człowieka zapala się bez jakiejkolwiek interwencji z zewnątrz, w wyniku temperatury wytworzonej przez wewnętrzne reakcje chemiczne. Jednak to nie wszystkie niezwykłe aspekty tego zjawiska. Faktem jest bowiem, że w jego przypadku zwęgleniu ulega zwykle ciało ofiary, zaś znajdujące się w jego pobliżu przedmioty pozostają nietknięte, albo też uszkodzone są jedynie w niewielkim stopniu.
Samospalenie w historii
W historii literatury pojawia się wiele relacji dotyczących tyle samo tajemniczego, co przerażającego zjawiska samozapłonu. Niektórzy uważają, że pierwsze ślady tego zjawiska pojawiają się już w Biblii, jednakże ich wiarygodność jest kwestionowana.
W literaturze późniejszego okresu odnaleźć możemy inne przykłady samospalenia, m.in. rycerza nazywanego Polonus Vorstius (co wskazuje na jego polskie pochodzenie), które miało miejsce za czasów Bony Sforzy w Mediolanie. W XVII wieku pojawia się z kolei historia o Niemcu, który wypił za wiele alkoholu, a następnie stanął w płomieniach. Jednakże pierwsza wiarygodna relacja o zjawisku SHC pojawia się w roku 1763, kiedy francuz Jonas Dupont opisał przypadki samospalenia w swej książce „De Incendiis Corporis Humani Spontaneis”. Znany był wówczas przypadek męża oskarżonego o zabicie żony, która zginęła wskutek samospalenia.
Nicole Millet była żoną właściciela ziemskiego, której zwęglone zwłoki znaleziono w nienaruszonym fotelu w lutym 1975 roku. O morderstwo oskarżono jej męża, którego następnie aresztowano, jednakże młody lekarz o nazwisku Nicholas le Cat zdołał udowodnić, że jej śmierć nastąpiła w wyniku samospalenia. Badacz zjawisk paranormalnych Joe Nickell sugeruje w swej książce, że ciała Millet nie znaleziono wcale w fotelu, ale na podłodze w kuchni, gdzie szczątki czaszki, kręgów i dolnych kończyn znajdowały się na nadpalonej podłodze. Przypadek ten cytowany był w kilku innych źródłach poświęconych zarówno medycynie, jak i zjawisku samospalenia.
Wątek samospalenia odcisnął także ślad w dziełach XVIII wieku. Zjawisko znalazło swe miejsce w niezbyt wartościowych utworach, których celem było jedynie przerażenie czytelnika, ale też w pracach dobrze znanych pisarzy, którzy wplatali je w swe historie. Pierwszą z powieści na tym polu była książka Jacoba Faithfula pt. „Captain Marryat”, w której ofiarą tajemniczego zjawiska pada matka bohatera.
Drugim z autorów był Karol Dickens, który w 1852 roku wykorzystał SHC do wyeliminowania bohatera w swej powieści „Bleak House”. Ów bohater o nazwisku Krook był alkoholikiem, zaś w tamtych czasach samospalenie wiązano właśnie z nadużywaniem alkoholu. Sprawa wywołała pewien zamęt, zaś filozof i krytyk George Henry Lewes oskarżył Dickensa o szerzenie przesądów. W drugim wydaniu „Bleak House” Dickens zawarł oświadczenie, w którym twierdził, że powieść nie powstała bez wcześniejszego rekonesansu na polu zjawiska samospalenia, a historia Krooka opierać się miała na przypadku zgonu hrabiny Kornelii de Bandi Cesenate.
Typy samospalenia
Przypadki spontanicznego samozapłonu podzielone zostały na dwie kategorie: śmiertelne oraz lżejsze, które są znacznie rzadsze.
Większość przypadków należy do pierwszej grupy i ma bardziej tragiczny finał. Ciało ofiary zredukowane jest zwykle to kupki popiołów, z dodatkami w postaci szczątków kończyn, fragmentów czaszki lub innych. Ogień ogarnia jedynie ciało, podczas gdy fragmenty znajdujące się w pobliżu pozostają nietknięte. Na ścianach pomieszczeń, w których doszło do samospalenia odnajdywana bywa również tłusta warstwa sadzy, kończąca się zwykle na wysokości 1.2 m. od podłogi. Dopiero poza tą linią znajdują się obiekty naruszone przez temperaturę. Większość ofiar samospalenia w czasie incydentu pozostaje w pomieszczeni samotnie a odkrycie tragedii wiąże się zwykle z natrafieniem na zwęglone zwłoki lub popiół. W rzeczywistości istnieje jednak niewiele przypadków SHC, w których świadkowie widzieli rzekomo płomienie wydobywające się z ciała ofiary, wychodzące z jej skóry. Są to jednak słabo udokumentowane przypadki, zaś świadkowie nie posiadają dowodów na wsparcie swych twierdzeń.
Okazjonalnie ma również miejsce „selektywne spalenie”, kiedy to obiekty znajdujące się tuż obok ofiary pozostają nietknięte. W przypadku tym chodzić może np. o ubranie ofiary, choć w większości są to również rzadkie i słabo udokumentowane incydenty.
Mały odsetek samospaleń obejmuje zdarzenia, w których ofiary przeżyły „atak” ognia. Najczęściej były to przypadki, gdy dochodziło do nagłego pojawienia się płomieni wprost ze skóry ofiar, bez możliwości zidentyfikowania zewnętrznego źródła ognia. Niewielka ilość tych historii przyporządkowana jest do kategorii „tajemniczych oparzeń”, po których u osób nimi doświadczonych pojawiają się znamiona kwalifikowane zwykle od małych po duże, których przyczyny trudno zidentyfikować.
Samospalenie a…
Alkohol
Początkowo uważano, że przypadki spontanicznego samozapłonu powodowane są przez „boską interwencję” (stąd też przypuszcza się, że jakiś związek z tym zjawiskiem mógł mieć gorejący krzew widziany przez Mojżesza). Z czasem jednakże nauka próbowała wyjaśnić ten fenomen na swój sposób.
Po lewej: Zwęglone ciało ofiary. Wciąż dobrze widoczne organy wewnętrzne, jak serce i płuca.
W wieku XVIII i XIX uważano, że za przypadki SHC odpowiada nadmierne spożywanie alkoholu, zaś ciało przesycone łatwopalnymi fluidami, szybciej ulega zapłonowi od najmniejszej iskry. To właśnie ta hipoteza zawarta w powieści Dickensa tak bardzo oburzyła Lewesa. Jednakże badania wskazały, że wiele ofiar samospalenia nie nadużywało alkoholu.
Lekarze zaprzeczali jednak temu mówiąc, że koncentracja alkoholu w ciele nigdy nie jest tak wysoka, aby mógł zdarzyć się zapłon. Ponadto chemik Justus von Liebig udowodnił w 1850 roku, że tkanka nasączona alkoholem nie spali się na popiół, nawet gdy ogień pojawi się na zewnątrz. Co więcej, w przypadkach samospalenia mimo zewnętrznego zwęglenia tkanki, wewnętrzne organy pozostają niekiedy w stanie nienaruszonym, co zdaje się przeczyć teorii o tym, że zjawisko ma źródło we wnętrzu człowieka.
Bakteria
Rolnicy wiedzą, że niekiedy dochodzi do zapłonu kop siana lub obornika bez widocznego powodu, stąd też próbowano to zjawisko zastosować również do przypadku samospalenia u człowieka. Wiadomo, że warunki panujące w stogu siana są niekiedy na tyle optymalne do rozwoju bakterii, że okazjonalnie dochodzi do zapłonu suchego siana w wyniku ciepła wytwarzanego przez nie. Przez niedługi czas sugerowano, że podobne zjawisko może zachodzić w ludzkim ciele, jednakże wkrótce wykazano, że nie panują w nim odpowiednie warunki. Jeśli dochodziłoby w ciele do niekontrolowanego rozwoju mikroorganizmów, do śmierci doszłoby szybciej aniżeli do samospalenia.
Elektryczność
Jeden z nieżyjących profesorów Brooklyn Polytechnic Institute, Robin Beach sugerował, że pod pewnymi warunkami może dochodzić do takiej kumulacji wyładowań statycznych, że dojść może do zapłonu łatwopalnego materiału. Nie zdawał sobie jednak on sprawy, jak niewiele jego teoria ma wspólnego ze zjawiskiem SHC. Autorzy „Strange Stories. Amazing Facts” („Dziwne historie. Niezwykłe fakty.”) poświęcili cały rozdział książki teoriom prof. Beacha. Wielu ludzi do dziś sądzi, że wyładowania statyczne mogą rzeczywiście mieć związek ze zjawiskiem samospalenia. Jeszcze inni spekulowali, że pola elektryczne nagromadzone w ciele człowieka mogą doprowadzać do „spięć”, w wyniku czego powstaje reakcja łańcuchowa, której efektem jest wysoka temperatura.
Dieta
Czy samospalenie może mieć związek z ubogą dietą i wybuchową kombinacją związków chemicznych biorących udział w procesach chemicznych? Jenny Randles – pisarka zajmująca się zjawiskami anomalnymi oraz UFO uważa, że tak. Wskazuje ona na fakt, że większość przypadków samozapłonu ma miejsce w Europie i Ameryce, zaś brak przypadków tego zjawiska wśród osób o innym pochodzeniu może wskazywać, że przyczyną są różnice w diecie. Autorka sugeruje najwyraźniej, że mieszkańcy Ameryki i Europy spożywają wiele pokarmu mogącego łatwo spowodować pożar…
Fotografia szczątków Mary Reeser
Inne teorie
Wśród innych teorii na wyjaśnienie SHC pojawiła się tzw. teoria pirotronowa, według której za zapłon odpowiadać ma specjalna cząsteczka subatomowa. Jeszcze inna teoria mówi o zapłonie metanu zgromadzonego w jelitach ofiar lub gromadzeniu w ciele różnych form energii. Być może najbardziej dziwaczna z nich twierdzi, że za samospalenie odpowiadać może stres albo nawet nasycenie organizmu łatwopalnym wodorem i tlenem, co sugeruje, że z obawy przed samospaleniem nie powinniśmy oddychać.
Jednakże zamiast poszukiwać fantastycznych teorii na temat samospalenia, dlaczego nie poszukać najbardziej prozaicznych? Temperatura panująca w piecach krematoryjnych sięga 920 stopni Celsjusza, choć minimalna temperatura do zwęglenia ciała to „tylko” 250 stopni. Szalejąca infekcja bakteryjna jest w stanie wytworzyć wysoką gorączkę, jednak nie jest ona w stanie dosłownie „spalić” ciała. Jeśli zatem osoba staje w płomieniach, w grę może wchodzić czynnik zewnętrzny. Jedną z największych tajemnic zjawiska jest to, co dzieje się od okresu, gdy ofiara była widziana po raz ostatni przy życiu do czasu znalezienia ciała.
Źródło ognia
Mimo, że zwykle nie udawało się w przypadkach samospaleń zlokalizować źródła ognia, ofiary znajdowały się często w jego pobliżu. W przypadku Nicole Millet jej ciało zostało odkryte w odległości „półtorej stopy” (ok. 50 cm) od kuchni, w pobliżu której ogrzewała się w bezsenne noce. Co więcej, zgodnie z dokumentacją pani Millet nie stroniła od alkoholu, co sugeruje, że mogło dojść do wypadku.
Wspomniana już hrabina di Bandi została znaleziona w swej sypialni w równie dziwnych okolicznościach. Na ziemi znalazła się lampa pozbawiona nafty. Na stole znajdowały się dwie świece, które nadal miały knoty, zaś u ich podstawy znajdowała się dziwna wilgoć. 60-letnia Grace Pett z Ipswitch, która znaleziona została 9 kwietnia 1744 przez swą córkę wyglądała jak „pień pochłonięty przez ogień”. Jej korpus przypominał „stos węgla drzewnego pokrytego białym nalotem”. Zwęglone ciało Madame De Boiseon odnaleziono na krześle w pobliżu kominka.
Mary Reeser widziana była po raz ostatni przez syna swego lekarza na fotelu. Ubrana była w łatwopalną koszulę nocną. Ponadto raczyła się papierosem, a przed zaśnięciem przyjęła dwie tabletki nasenne. Gdy znaleziono jej ciało było zupełnie zwęglone, podobnie jak przyległy do fotela stolik oraz lampa. Dr John Irwing Bentley, którego ciało znaleziono w podobnej formie w łazience swego domu, był wielkim zwolennikiem fajki, który od czasu do czasu z racji sędziwego wieku, upuszczał na ubranie zapałki lub gorący popiół.
Istnieje jeszcze wiele innych przypadków, które można podać za przykład, jednakże uświadamiają nam one, że mimo relacji świadków w oficjalnych raportach zwykle wskazywano, że źródło ognia znajdowało się niedaleko ofiary. W wielu przypadkach sugerowano, że ofiary samospalenia próbowały napalić w piecu, zapalić świecę lub lampę, albo też paliły.
Podsycanie ognia
Jeden z popularnych argumentów podpierających anomalna naturę zjawiska SHC wskazuje, że ludzie ciało składające się głównie z wody, nie łatwo ulega zapłonowi, zaś w krematoriach to spalenia zwłok potrzeba trzech godzin wysokiej temperatury. Dlatego też ofiara samospalenia musi płonąć w znacznie wyższych temperaturach, gdyż wszystko zachodzi w znacznie szybszym tempie niż krematoriach, a ponadto potrzebne do tego wysokie temperatury nie są łatwe do osiągnięcia.
Ciało jednak ulega szybkiemu spaleniu, zaś krótszy czas palenia wcale nie wymaga wysokich temperatur. Zawartość wody w ciele człowieka nie ugasi płomieni – wyparuje nim ten obejmie ciało, więc nie zahamuje tego procesu. Mimo to wskazuje to, że ofiary nie mogły ulec samozapłonowi, gdyż nie istnieją mechanizmy pozwalające, aby doszło do tego w wysycanej płynem tkance. Co więcej, autorzy „Medicolegal Investigation of Death” (1980) wskazują, że ciało może zostać zredukowane do prochów już po około 90 minutach przebywania w temperaturze ok. 960 stopni Celsjusza. Im dłużej pali się ciało, tym mniejsza temperatura jest wymagana.
Dougal Drysdale mówi: „W krematoriach potrzeba temperatur rzędu 1300 stopni Celsjusza, aby zredukować ciało do prochów w bardzo krótkim czasie. Ale nie jest poprawnym pogląd, że te same temperatury w pomieszczeniu domowym zrobią z ciałem to samo. Można wytworzyć wysokie temperatury poprzez „efekt knota” – kombinację tlenia się i płomieni, która nawet kości zmienia w pył. Przy względnie niskich temperaturach (ok. 500 stopni Celsjusza) i odpowiednim czasie, kość przekształci się w coś, co przypomina kompozycją proszek.”
W dodatku do tego niemiecki naukowiec Burkhard Madea określił, że zwłoki dzieci mogą ulec kompletnemu spaleniu w temperaturze 500 stopni Celsjusza w ciągu dwóch godzin, zaś działanie 800-1000 stopni przez godzinę uczyni to samo z ciałem dorosłego. NF Richards donosił, że według jego obserwacji wystarczy 10 minut w temperaturze ok. 680 stopni Celsjusza, aby poważnie zwęglić ręce, 14 minut na nogi, zaś 15 minut na czaszkę, kości i barki. Ustalono, że płonące ciało osiąga temperaturę 500-600 stopni, prawdopodobnie z racji zawartości tłuszczu. Podczas swych eksperymentów dr John de Haan z Kalifornijskiego Instytutu Kryminalistyki owinął świńskie zwłoki w bawełnę a następnie zapalił przy pomocy benzyny. Płynny tłuszcz przeniknął do tkaniny sprawiając, że świnia płonęła przez kilka godzin. W ciągu 5 godzin doszło z kolei do zniszczenia kości.
Powolna konsumpcja ciała przez ogień w niższych temperaturach da się wyjaśnić poprzez „efekt świecy” – termin powstały w 1965 roku. Pomyślmy, że ciało to świeca, zaś ubranie knot. Knot dostarcza pierwszego paliwa, zaś gdy dochodzi do zapłonu, za paliwo służy tłuszcz z ciała. W rzeczywistości w wielu przypadkach tłuszcz z ciał powodował uszkodzenie w piecach krematoryjnych. Płynny tłuszcz spływający po fotelu, na którym siedzi ofiara samozapłonu może sprawić, że ogień przejdzie na mebel. W pokoju o złej wentylacji tlen jest szybko pochłaniany przez ogień, stąd też ciało tli się wyzwalając gęsty dym, który pozostawia tłustą sadzę osadzającą się na ścianach i suficie.
Co więcej, zwielokrotniony efekt knota pomaga wyjaśnić dlaczego okryte części ciała są zwykle zredukowane do prochów, zaś nieokryte kończyny czy inne obszary zwykle pozostają nienaruszone. Dzieje się tak dlatego, że ubrania działają jak knoty, które nasączone tłuszczem utrzymują ogień przez długi czas.
O. Prokop, niemiecki ekspert w medycynie sądowej mówi: „Płynny tłuszcz może być wchłaniany przez ubrania sprawiając, że działają one jak knot, który podtrzymuje ogień. Jedynie ten mechanizm może wyjaśnić najbardziej poważne przypadki samospalenia, które zdarzyły się u osób, które dla przykładu zasnęły w łóżku z papierosem.”
Zdjęcie kolejnej z ofiar – cierpiącej na chorobę Parkinsona kobiety, która spłonęła najprawdopodobniej od niedopałka papierosa
W rzeczywistości udowodniono, że choć płynny tłuszcz ludzki pali się w ok. 250 stopniach Celsjusza, knot umieszczony w takim tłuszczu będzie palić się w temperaturze znacznie niższej. Podobnie było w przypadku samospalenia kobiety z 1854 roku, na łóżku której znajdowała się konopna mata tak łatwopalna dzięki temu, że nasiąknęła ludzkim tłuszczem, że płonęła jak pochodnia.
Co jeszcze bardziej ciekawe, w przypadkach, gdy ciała ofiar samospalenia nie były zupełnie zwęglone, ich organy były zwykle w prawie nienaruszonym stanie, mimo poważnych uszkodzeń ciała. Działo się tak z powodu różnicy temperatur między ciałem, a wnętrzem, w którym płyny zachowane w różnych organach zapobiegły spaleniu, choć przy odpowiednio długim czasie i z nich zostałby jedynie popiół.
Szalejący ogień
Czemu jednak ogień nie rozszerzył się na resztę pomieszczenia a strawił jedynie ofiarę? – pytają obrońcy nadnaturalnej natury samospalenia. Jeśli spłonęła ofiara, dlaczego pozostał jej fotel?
Sedno sprawy spoczywa w złym zrozumieniu natury procesu spalania. Zwolennicy SHC uważają, że ogień, który pojawił się raz, zniszczy wszystko na swej drodze. Jednakże pamiętać należy, że nie jest to żywioł doskonały, a za jego rozprzestrzenianie się odpowiada wiele różnych czynników.
Wielu z nas pamięta ze szkoły, że aby pojawił się ogień, musi najpierw zaistnieć jego źródło, tlen oraz paliwo. Przy braku pierwszego z czynników nigdy nie dojdzie do pożaru, zaś jeśli odejmiemy któryś z dwóch pozostałych, pożar zostanie zduszony. Należy oczywiście zwrócić także uwagę na materiały. Niektóre z nich stopnieją przy kontakcie z ogniem. Obiekty zorientowane pionowo palą się szybciej niż te zorientowane poziomo (np. ogień wolniej rozprzestrzenia się po dywanie, szybciej po zasłonie).
Biorąc pod uwagę te czynniki łatwo wyjaśnić, że ogień, który pochłonął większość ofiar samospalenia nie rozprzestrzeniał się szybko. Większość z tych przypadków miała miejsce w pomieszczeniach ze złą wentylacją, dlatego tlen nie mógł podsycać płomienia, a ogień zaczynał się tlić powodując powstanie osadu na ścianach. Poziom tlenu w pomieszczeniu może spaść jeszcze szybciej wskutek zapłonu innych przedmiotów znajdujących się w pobliżu ofiary, takich jak ubranie czy meble. Podczas gdy plastik i inne łatwopalne materiały zostałyby z pewnością pochłonięte przez ogień, w wielu przypadkach pozostają nietknięte. Ponadto fakt, że ogień trudniej rozchodzi się na boki odpowiada za to, dlaczego w niektórych przypadkach, gdy ofiara samospalenia upadła na ziemię, kończyny nie noszą zazwyczaj poważnych obrażeń.
Dlaczego ludzie płoną?
Istnieje jeszcze co najmniej jedna przeszkoda, na którą zwracają uwagę osoby wyszczególniające anomalne cechy zjawiska. Dlaczego bowiem ludzie widzący swe płonące ubranie nie reagowali na widok ognia i nie zrobili niczego, aby go ugasić? Osoba, jeśli nawet jest żywą pochodnią, posiada cenne sekundy na próbę opanowania sytuacji. Dlaczego nie dzieje się tak w przypadku ofiar? Jednak zastanówmy się, jak wiele ludzi zachowuje się racjonalnie w czasie pożaru. Chodzi być może o to, na co uczulają nas strażacy. Gdy nadchodzi panika, wielu z nas traci rozum. Ironicznie stwierdzić można, że ci, którzy próbowali działać nie stali się ofiarami SHC, lecz doznali różnego stopnia oparzeń.
Zdjęcie przedstawia górną część ciała jednej z rzekomych ofiar samospalenia (zaprezentowany powyżej przypadek kobiety z chorobą Parkinsona). Lekarze orzekli na podstawie obrażeń, że największa temperatura rozwinęła się w okolicy pleców ofiary, gdzie dokonała największych zniszczeń.
Istnieje także czynnik nierozerwalnie związany ze świadomością. Jeśli przyjrzymy się przypadkom samospalenia, ich ofiarom i okolicznościom, odpowiedź pojawia się sama. Jeśli pani Millet nie stroniła od alkoholu, a pani Reeser paliła przed snem tuż po zażyciu środków nasennych, sprawa wygląda jasno. W rzeczywistości 40% z ofiar, które spłonęły w zamkniętych pomieszczeniach w Kolonii (między 1964 a 1973) oraz 54% ofiar z Oslo miało we krwi alkohol. W zmienionym stanie świadomości, szczególnie podczas zapadnięcia w sen z papierosem, nie musiały one koniecznie być świadomymi tego, co się dzieje. Medycy sądowi badający przypadki nieraz odkrywali, że ofiary tuż przed tragicznym końcem w płomieniach, doznawały udaru mózgu lub ataku serca.
Czasem w grę wchodzi także stan fizyczny świadka. Dr Bentley, który był jedną z ofiar, próbował się uratować, o czym świadczył rozbity dzban z wodą, jednak wiek i niedołężność działały przeciwko niemu. Podobnie mogło być w przypadku innych osób w podeszłym wieku lub też cierpiących na schorzenia uniemożliwiające szybkie poruszanie się.
Tłumaczenie: INFRA
Źródło: BBC