W ostatnich dniach dr Jurij Łabwin zadziwił świat deklaracją, iż odnalazł dowód na to, że eksplozja tunguska to tak naprawdę akt samozniszczenia UFO w obronie Ziemi przed katastrofą kosmiczną. Media natychmiast podchwyciły temat. Wielu uwierzyło… tymczasem mało kto wie, że w tym samym czasie kiedy dr Łabwin wykopywał z tunguskiej ziemi „pozostałości po UFO” naukowcy wpadli na trop rzeczywistego winowajcy tej największej naturalnej eksplozji współczesnego świata, która (kto wie) może się powtórzyć.
W czerwcu 1908 roku nad Środkową Syberią doszło do zagadkowej eksplozji, pozostawiającej po sobie ogromny zdewastowany obszar. Ponad wiek po tym wydarzeniu naukowcy wciąż zastanawiają się, co tak naprawdę się wydarzyło tym bardziej, że brak śladów winowajcy. Pojawiło się wiele różnorodnych teorii, od tych mówiących, że eksplozję spowodowało UFO po najnowszą mówiącą, że w 2045 roku obiekt mający spowodować katastrofę znów znajdzie się blisko Ziemi…
W ostatnich dniach dr Jurij Łabwin zadziwił świat deklaracją, iż odnalazł dowód na to, że eksplozja tunguska to tak naprawdę akt samozniszczenia UFO w obronie Ziemi przed katastrofą kosmiczną. Media natychmiast podchwyciły temat. Wielu uwierzyło… tymczasem mało kto wie, że w tym samym czasie kiedy dr Łabwin wykopywał z tunguskiej ziemi „pozostałości po UFO” naukowcy wpadli na trop rzeczywistego winowajcy tej największej naturalnej eksplozji współczesnego świata.
– Obcy poświęcił swoje życie, by ochronić planetę przed destrukcją – przekonuje rosyjski badacz.
Ekspedycja naukowa pod jego przewodnictwem dokonała przełomowego odkrycia. Wzdłuż brzegów rzeczki w rejonie tunguskiego wybuchu odnaleziono duże wzorzyste kwarcowe minerały – donosi prasa. Ta kontrowersyjna wiadomość szybko utorowała sobie drogę w mediach, bowiem to nie tylko odpowiedź na jedną z największych zagadek XX wieku ale też dowód na istnienie UFO. Ludzie na skomplikowane zagadnienia zazwyczaj oczekują prostych odpowiedzi, tymczasem okazuje się, że nie wszystko tak łatwo wytłumaczyć…
Nikt nie wie na pewno, co wywołało eksplozję tunguską, ponieważ nigdy nie odnaleziono fragmentów obiektu (poza dr Łabwinem), który mógł ją spowodować. Widoczne skutki eksplozji, która powaliła drzewa na ogromnym obszarze sprawiły, że wiele osób próbowało snuć fantastyczne hipotezy dotyczące zdarzenia – od czarnych dziur aż po atak ze strony obcych.
30 czerwca 1908 roku niebo nad Środkową Syberią rozjaśniła ogromna eksplozja. Kula ognia o sile setek bomb zrzuconych na Hiroszimę przetoczyła się przez górne warstwy atmosfery paląc obszar o powierzchni ponad 800 mil kwadratowych. Do dziś naukowcy zastanawiają się, co spowodowało eksplozję tunguską – fragment komety czy może asteroida?
Jedna z nowszych kontrowersyjnych teorii zdaje się wspierać pierwsze z tych rozwiązań. Mówi ona, że za wybuch odpowiedzialny jest kawałek komety, który spowodował powstanie kuli ognia, a po odbiciu się od atmosfery wrócił na orbitę wokół słońca. Naukowcom udało się nawet zidentyfikować potencjalnego kandydata, który spowodował katastrofę tunguską. Obecnie znajduje się on w odległości ok. 100 milionów mil od Ziemi, ale powróci w jej pobliże około 2045 roku. Czy zatem istnieje możliwość powtórki wydarzeń z 1908, których powodem jest na pozór nieszkodliwa kometa? Jak to się jednak stało, że kometa – zasadniczo będąca kulą lodu i pyłu kosmicznego, wywołać mogła tak wielką eksplozję i nie pozostawić po sobie śladu? Odpowiedź na to według naukowców odnaleźć można w podstawowych zasadach chemicznych, nie zaś w skomplikowanych teoriach odnośnie braku fizycznych pozostałości. Jedną z najbardziej ciekawych pozostałości po wydarzeniach tunguskich jest spalona ziemia, jaka pozostała na miejscu zdarzenia. W przeciwieństwie do innych wybuchów, ślad z powalonych drzew rozciąga się na podobieństwo kształtu motyla. Kiedy ów specyficzny wzór zaprezentowano czołowym naukowcom, w tym Giuseppe Longo z Uniwersytetu Bolońskiego oraz Jurijowi Miedwiediewowi z Rosyjskiego Instytutu Astronomii Stosowanej, wysnuli oni dwie główne teorie. Pierwsza z nich mówi, że albo dwa oddzielne obiekty eksplodowały na niebie nad regionem, albo jeden z nich przeskoczył nad atmosferą, okrążając Ziemię jeszcze raz a następnie wpadając w region Tunguski przy drugim okrążeniu. Edward Drobyszewski – naukowiec z Rosyjskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu uważa, że kometa uwolniła jedynie swój materiał wybuchowy w formie wodoru – gaz, który zmienił w ciągu kilku sekund Hindenburga w ogniste piekło.
Drobyszewski doszedł do tych wniosków skupiając się na podstawach chemii, a dokładnie na elektrolizie – rozbiciu cząsteczki wody na wodór i tlen przy użyciu elektryczności. Wodór, który spowodował eksplozję z 1908 roku według rosyjskiego naukowca pochodził z „poprzedniego wcielenia” komety, która była wcześniej niewielkim obiektem lodowym na księżycu którejś z lodowych planet. Z czasem silne pola magnetyczne planety podzieliły cząsteczki wody i wodoru, które zostały uwięzione w obiekcie. Po uderzeniu asteroidy w płytę doszło do eksplozji, w wyniku czego w kosmos powędrowały tysiące kawałków lodu z uwięzionym wewnątrz wodorem. (Już w 1981 roku Drobyszewski sugerował, że bogaty w wodór lód na księżycu Saturna Tytanie eksplodował przed kilkoma tysiącami lat wzbogacając strukturę pierścieni planety i wysyłając w kosmos niebezpiecznej natury lodowe odłamki.)
Od tego czasu odłamki wędrują w przestrzeni kosmicznej okazjonalnie napotykając na planety, jak to nastąpiło w przypadku Ziemi w 1908 roku. Jak mówi Drobyszewski, wystarczyła iskra, która mogła powstać w czasie wchodzenia odłamku w atmosferę by sprawić, że powstała naturalna gigantyczna bomba lodowa.
Według Drobyszewskiego, w czasie spotkania odłamka z atmosferą Ziemi, wybuchło tylko 10% materiału, zaś on sam został z powrotem odbity w przestrzeń kosmiczną. Czy podobne zdarzenie może wyjaśnić niezwykły wzór „motyla” w jaki układają się powalone drzewa? Przeczesując dane na temat ponad 6000 obiektów okołoziemskich, Drobyszewski i jego współpracownicy odnaleźli jeden, który około 27 czerwca 2008 roku znalazł się niedaleko Księżyca. Jest to kometa opatrzona nazwą 2005NB56. Cechy obiektu oraz kierunek, z którego przybył może pasować do wielu elementów opowieści o bolidzie tunguskim – mówi Drobyszewski.
Kometa 2005NB56 znajdzie się w 2045 roku w odległości 3.8 miliona mil od Ziemi. Według naukowca, w tym wypadku nie będzie stanowić zagrożenia dla Ziemi, jednakże badanie jej może dać nam interesujące wskazówki, jeśli chodzi o obiekty okołoziemskie oraz zagrożenie, jakie może sprawić zawarty w nich lód.
Kolega Drobyszewskiego z Rosyjskiej Akademii Nauk, Jurij Miedwiediew, jest zdumiony argumentami tego pierwszego, jednak nie zgadza się z wnioskiem, że to 2005NB56 spowodowała katastrofę tunguską. Według niego teorii tej nie da się udowodnić, jednak mimo to zasługuje ona na uwagę ze strony astronomów.
Tłumaczenie i opracowanie: INFRA
Na podstawie: Popular Mechanics / popularmechanics.com