Naukowcy otwarcie przyznają, że dna oceanów to najmniej poznane obszary na naszej planecie, których eksploracja zajmie jeszcze wiele lat. Co może na nas tam czekać? Rosyjskie dokumenty ujawnione przez Marynarkę Wojenną wskazują, że zaskoczenie może być duże. Wśród relacji marynarzy o UFO wylatujących z wody lub wpadających w nią znajdują się prawdziwie niesamowite historie. Zdania są jednak podzielone.
Nim zaczniemy lekturę, pozbądźmy się pewnych uprzedzeń. Nie da się ukryć, że do wielu przypadków, o których tu przeczytamy słowo „niezwykły” czy „niesamowity” nie do końca pasuje. Często są to relacje wręcz fantastyczne, trudne do jednoznacznej oceny. Władimir Ażaża, rosyjski ufolog, który zajmował się przypadkami tzw. USO (czyli niezidentyfikowanych obiektów podwodnych) przyznał jednak, że nie możemy odrzucać ich z marszu z tej racji, iż oceaniczne głębiny to nadal w dużej mierze swoista terra incognita. Historia morskich spotkań z UFO czy USO jest tak samo długa, jak i kontrowersyjna oraz w wielu przypadkach nierozerwalnie połączona z wojskiem, co daje nam duże pole manewrowe do snucia wszelakich spekulacji. Z pewnością nieraz niełatwo będzie odróżnić relacje o zdarzeniach realnych od opowieści wilków morskich XXI wieku.
Były Szef Marynarki Wojennej Rosji, adm. Władimir Czernawin poinformował niedawno, że Radziecka Flota Wojenna zgromadziła tak wielką liczbę relacji o obserwacjach niezidentyfikowanych obiektów, które albo wystrzeliwały nagle spod wody albo zanurzały się w głębinach, że do tych spraw powołano specjalną grupę badawczą. Ta raz w tygodniu składała raport na ten temat swemu przełożonemu. Na czele grupy znajdował się admirał Nikołaj Smirnow. Jakiś czas temu relacje te odtajniono.
– 50 procent spotkań z UFO miało miejsce na oceanie, zaś 15 procent wiąże się z jeziorami. UFO najwyraźniej ciągną do wody – mówi kpt. Władimir Ażaża, ufolog, były zastępca kierownika Komisji Podwodnych Badań Oceanograficznych Radzieckiej Akademii Nauk.
Władymir Ażaża
Statystyki mówią także, że większość spotkań marynarzy z UFO miało miejsce na Atlantyku – 44%, Pacyfiku – 16% a 10% na Morzu Śródziemnym. Na pozostałe akweny składa się reszta, czyli 30 procent. [1]
Ażaża, który w czasie swej kariery specjalizował się w hydroakustyce, został poproszony przez wiceadmirała J.W. Iwanowa, który kierował Morskim Wywiadem o przeprowadzenie badań nad „hydrosferycznym aspektem zjawiska UFO”. Jeden z przypadków, którymi zajmował się Ażaża miał miejsce 7 października 1977, kiedy to okręt Wołga służący jako zaopatrzeniowiec dla łodzi podwodnych napotkał UFO w odległości ok. 200 mil od Półwyspu Kolskiego na Morzu Barentsa. Relacja wspominała, że obiektów było 9 i kiedy latały wokoło statku, wysiadła komunikacja radiowa.
– Wszystko zaczęło się, gdy próbowaliśmy zrozumieć naturę pewnych obiektów spotykanych pod wodą, które często płynęły śladem naszych łodzi podwodnych. Czasami przyglądały się również manewrom – mówi Ażaża. Oczywiście myśleliśmy początkowo, że to amerykańskie urządzenia. Pewnego dnia jeden z takich obiektów wyłonił się na powierzchnię w raczej spektakularny sposób. Jeden z naszych lodołamaczy pracował właśnie na Oceanie Arktycznym, kiedy jasna kula niespodziewanie wystrzeliła spod lodu i wniosła się pionowo do góry zasypując przy tym statek deszczem lodowych drobinek. Widzieli to wszyscy obecni na pokładzie marynarze, którym trudno było zaprzeczyć istnieniu dziury w lodzie! [2]
(Graf.: NICAP/ufoevidence.org)
Kolejna z relacji mówi o okręcie podwodnym należącym do Floty Pacyficznej, który w czasie patrolu trafił na sześć obiektów nie podlegających klasyfikacji. Po tym, jak nie udało się załodze zgubić podążających za nimi obiektów poprzez manewry, kapitan zdecydował się na wynurzenie, łamiąc tym samym przepisy. Po wypłynięciu łodzi wszystkie sześć niezidentyfikowanych obiektów również wynurzyło się ponad wodę i odleciało. Pierwsze pytanie, jakie ciśnie się na usta dotyczy tego, czy relacje takie są realne i czy nie jest to najbardziej współczesna odsłona dawnych morskich opowieści o morskich wężach. Ale według zapewnień Ażaży i innych sprawa wygląda inaczej.
Były dowódca łodzi podwodnej, kontradmirał Jurij Beketow wielokrotnie pełnił służbę w okolicach Trójkąta Bermudzkiego, skąd donosił adm. Smirnowowi o dziwnych zjawiskach. Często dochodziło m.in. do nieuzasadnionych i niewyjaśnionych awarii aparatury łodzi.
– Przy kilku okazjach instrumenty wskazywały na obecność obiektów poruszających się z niesamowitą prędkością. Obliczenia wskazywały na prędkość rzędu 230 węzłów, czyli ok. 400 km/h. Poruszanie się z podobną prędkością to nie lada wyczyn nawet na lądzie, ale trzeba pamiętać, że woda daje znacznie większy opór – mówi Beketow. To tak, jakby obiekty te łamały prawa fizyki. Było tylko jedno wyjaśnienie – ktokolwiek je stworzył dysponował techniką, która wielokrotnie przewyższała naszą. Jeśli nawet przybyli z innych światów, to chronili się przed ludzkimi oczyma głęboko pod wodą.
Weteran Marynarki Wojennej, kpt. Igor Barklaj mówi:
– Oceaniczne UFO często pojawiało się w regionach koncentracji sił NATO, tj. Bahamów, Bermudów, Portoryko czy wschodniego wybrzeża USA. [3]
– Pewnego dnia, kiedy przebywaliśmy w oceanie powyżej miesiąca, nasz hydroakustyk wychwycił dochodzący z dużej głębokości szum śrub napędowych okrętu podwodnego. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem ćwiczenie zakładało, że powinien nas wykryć i namierzyć drugi okręt podwodny. Takie było nasze ćwiczebne zadanie. No ale szum, który wychwycił nasz sonarzysta świadczył o tym, że tamten okręt podwodny szedł z prędkością 8 – 10 razy większą od naszej! Wydałem rozkaz przygotowania do podniesienia peryskopu. Ujrzałem jakiś obiekt w wodzie, ale nie jestem w stanie go opisać dokładnie. Obiekt uciekł na powierzchnię oceanu z niewiarygodnie wysoką prędkością. Z takimi prędkościami pod wodą żaden mechanizm nie jest w stanie się poruszać. To jest sprzeczne z prawami fizyki – donosił z kolei kpt. O. Sokołow. [4]
Niemniej imponująco wygląda sytuacja z obserwacjami UFO w jeziorach, w tym w Bajkale. Marynarze donosili nieraz o obserwacjach świateł wydobywających się z głębin przypominających błyski reflektora albo też błyski jak te, które powstają w czasie spawania. Dochodziły do tego również obserwacje latających dysków i innych obiektów mających wydostawać się z wody.
Jak pisze Paul Stonehill zajmujący się spotkaniami z UFO na terenie ZSRR latem 1982 roku wojskowi nurkowie w czasie ćwiczeń w Bajkale kilkakrotnie mieli napotykać się na innych szerzej nieznanych dobrze zbudowanych nurków odzianych w srebrne stroje. Wedle relacji (a może bardziej „wojskowej legendy”) spotkania z odzianymi w okrągłe hełmy nurkami kończyły się źle a wręcz tragicznie. [5]
Ale o spotkaniach z nieznanymi obiektami mówili nie tylko marynarze Floty Wojennej. Wiele strachu najedli się marynarze z rybackiego trawlera m/t Wasilij Kisielew, którzy stali się mimowolnymi świadkami manewrów zagadkowego obiektu. W grudniu 1977 roku statek ten znajdował się w okolicy wyspy Nowa Georgia. Marynarze wolni od wachty odpoczywali. Naraz z oceanu, przed dziobem trawlera, podniósł się w powietrze spod wody dziwny aparat latający. Jego kształt przypominał torus, amerykański pączek albo obwarzanek – okrągły i pusty w środku. Jego średnica wynosiła 300 – 500 m. Obiekt podniósł się na wysokość 4 – 5 km nad poziom morza i nadleciał wprost nad trawler, nad którym zawisł parując…
W chwili, kiedy nieznany aparat latający wynurzył się spod wody, radary na Wasiliju Kisielewie przestały pracować. Poza tym padła cała łączność radiowa. Ogromny NOL wisiał nad statkiem jakieś 3 godziny, a potem nieoczekiwanie literalnie znikł…
Ciekawą opowieść o spotkaniu NOL-em opowiedział marynarz z tankowca t/s Gori – A. G. Głoba. W roku 1984 t/s Gori płynął w rejsie po Morzu Śródziemnym. Spotkanie z niezwykłym aparatem latającym statek ten zaliczył w odległości około 20 mil morskich od Gibraltaru. O odzienie 16:00 czasu miejscowego, Głoba miał wachtę. Razem z nim na mostku kapitańskim miał wachtę starpom S. Bołotow. I naraz, ni stąd ni z owąd, przed nimi, nieco z bakburty pojawił się spod wody wielokolorowy latający aparat. Powoli podnosił się do góry. A kiedy znalazł się nad rufą zamarł w miejscu. Pierwszy ocknął się Bołotow:
– O Boże! Szybciej! Patrz! Patrz! To jest prawdziwy latający talerz! [6]
Najsłynniejszy incydent z udziałem USO miał miejsce w październiku 1976 r. w okolicach Shag Harbor w Kanadzie. Według relacji świadków nieznanego pochodzenia obiekty wpadły pod ostrym kątem do wód Atlantyku. W ich poszukiwanie zaagnażowała się rzekomo Armia USA. Sprawa do dziś pozostaje bez wyjaśnienia (rys. H.Crawford, w: Canadian UFO Report, 1967).
– Istnieją relacje marynarzy Floty Pacyficznej mówiące o tym, jak na odległych połaciach oceanu obserwowano „rozwieszone” na niebie cylindryczne obiekty, z których wylatywały mniejsze NOL-e, które zagłębiały się w wodzie a następnie powracały do głównego „cygara – mówi Ażaża. W naszym ziemskim pojęciu można utożsamić ów cylinder ze statkiem-matką. Co do podwodnych baz, mogę powiedzieć jedno: a czemuż by nie? Niczego nie należy odrzucać. Zawsze łatwiej zająć pozycję sceptyka – w nic nie wierzyć i niczego nie robić. Ludzie bardzo rzadko zapuszczają się na duże głębiny, zatem należy ze szczególną uwagą analizować to, na co się tam natykają. [7]
W cytowanej już książce „Need to Know…” Timothy Good wspomina o innych przypadkach światowych spotkań z tzw. USO. Według niego jeden z incydentów miał miejsce w czasie ćwiczeń morskich NATO niedaleko północnych wybrzeży Rosji. Doniósł o nim członek załogi jednego z kanadyjskich niszczycieli, który obecny był na miejscu spotkania. Doszło do niego we wrześniu 1974 roku, kiedy załoga 30 jednostek biorących udział w manewrach skoncentrowała swą uwagę na podłużnym obiekcie latającym, który pojawił się tuż nad wodą. Kanadyjska jednostka, która znajdowała się w odległości ok. kilometra od niego opisała obiekt jako srebrzysty pojazd wielkości samolotu DC-8 (długość ok. 50 m.), zwieńczony kopułą. Obiekt kołysał się na boki manewrując nad powierzchnią kiedy to obserwowało go wielu marynarzy, jak i pojawił się na radarach. W międzyczasie samoloty stacjonujący na pokładzie USS John F. Kennedy dostały rozkaz przechwycenia obiektu. [8]
Czy przypadki obserwacji UFO zawierają w sobie coś takiego jak granica realności? Trudno o tym mówić. Paradoksalnie im bardziej wiarygodne osoby dokonują obserwacji, tym często zdają się one być bardziej niezwykłe. Tak jest m.in. w przypadkach obserwacji NOL dokonywanych przez pilotów czy też spotkań, do których dochodziło na terenach baz wojskowych lub w pobliżu silosów z bronią nuklearną (o czym pisze w swej książce Robert Hastings). Gdzie jednak prowadzą nas przytoczone powyżej relacje i czy stała obecność wojska nie naprowadza nas już na pewne wnioski? Na morzach zawsze rodziły się barwne opowieści i sam Neptun raczy chyba znać ostateczną odpowiedź na to, co drzemie w najbardziej niedostępnych głębinach.
Tłumaczenie i opracowanie: INFRA
Źródła:
1 Разгадку НЛО надо искать на дне океанов, Svobodnaja Pressa (także: Russia Today)
2 T.Good, Need to Know. UFOs, The Military and Intelligence, 2007, s. 292.
3 Разгадку…
4 Żarow W., UFO i USO we Wszechoceanie, Kalejdoskop NLO #15 2009 [w tłumaczeniu R. Leśniakiewicza na stronie CBZA Jordanów].
5 Разгадку…
6 Żarow W., UFO…
7 Разгадку…
8 T.Good, Need…
Zdjęcie w nagłówku: Zdjęcie rzekomego UFO nad Pescara