Z Ziemi wygląda to w zasadzie dość niewinnie – jak mała świetlna kropka mknąca po niebie. Naukowcy przyglądający się jej z obserwatoriów na szczytach gór traktują ją bardzo poważnie. To asteroida – jedna z tych, z których istnienia wcześniej nie zdawano sobie sprawy. Odczyty z komputerów skłaniają do wydania oświadczenia, z którym uczeni mieli nadzieję nigdy się nie zetknąć: obiekt jest na kursie kolizyjnym z Ziemią. Ma wielkość drapacza chmur i potencjał do pogrzebania w gruzach całego miasta. Ponadto będzie tu na dniach…
Mimo że ludzkość do tej pory nie miała do czynienia z podobnym scenariuszem, Amerykańskie Siły Powietrzne postanowiły w 2008 r. zorganizować spotkanie uczonych, wojskowych oraz specjalistów od sytuacji kryzysowych, których zadaniem było przedstawienie symulacji reakcji służb na alarm, iż do Ziemi zbliża się asteroida o nazwie Innoculatus. Ten fikcyjny obiekt miał składać się z dwóch części: 270-metrowej chmary gruzu oraz skały o średnicy 50 m. Podczas gdy pierwsza miała spaść u wybrzeży Afryki, druga kierowała się w stronę jednej z wielkich światowych stolic.
W 2008 r. uwagę naukowców i mediów przykuł niewielki kosmiczny obiekt o nazwie 2008 TC3, który wybuchł nad Sudanem. Wyśledzono go zaledwie 20 godz. przed wejściem w atmosferę Ziemi. Choć nie wyrządził wielkich szkód, uwaga astronomów kieruje się w stronę milionów obiektów okołoziemskich, z którymi zderzenie może mieć skutki porównywalne z wybuchem jądrowym. Zdarzenia tego typu nie są tak rzadkie, jak się uważa. Według szacunków czasopisma Nature, szanse na to, że w każdym roku dojdzie do powtórki słynnego wydarzenia tunguskiego z 1908 r. są jak 1:500.
– 50-metrowej średnicy asteroidy są przerażające – mówi Timothy Spahr z Minor Planet Center w Cambridge. Łatwo uświadomić sobie, że ogłoszenie o zderzeniu w ciągu 3 dni, spowodowałoby wszechogarniający chaos.
Problemem okazuje się fakt, że nawet znacznie mniejsze obiekty mogą ważyć setki tysięcy ton, a do zmiany toru ich lotu potrzeba ogromnej siły. Aby odwrócić niebezpieczeństwo ze strony asteroidy należałoby uderzyć w nią pociskiem jądrowym, ale na wiele lat przed tym jak zbliży się do Ziemi. W rzeczywistości może to pogorszyć sytuację i rozbić obiekt na odłamki, które okazałyby się mniej niebezpieczne dla powierzchni, jednak zniszczyłyby sieć satelitów na orbicie. Z drugiej strony, konwencjonalny pocisk jądrowy nie przetrwałby w przestrzeni kosmicznej, więc trudno mówić o realności takiego rozwiązania.
Czy jedyną możliwością jest przygotowanie się na najgorsze? Mimo faktu, iż naukowcy mogliby ustalić miejsce upadku potencjalnie niebezpiecznego obiektu, problem pojawiłby się, gdyby miało stać się to na obszarze gęsto zaludnionym. Na wspomnianej wyżej konferencji zauważono, że doprowadziłoby to do paraliżu komunikacyjnego i wszechogarniającego chaosu. Spahr, który powraca myślami do ewakuacji Nowego Orleanu po przejściu huraganu z 2005 r. twierdzi, że mogłoby to zakończyć się katastrofą organizacyjną. Próba przygotowania obywateli poprzez apele w mediach wywołałaby z pewnością informacyjną burzę.
W przypadku fikcyjnego Innoculatusa, który najprawdopodobniej eksplodowałby ok. 8 km nad powierzchnią ziemi, doszłoby do uwolnienia promieniowania, które wywołałoby pożary a u ofiar ciężkie poparzenia. Nim jednak usłyszałyby one huk wybuchu, z powierzchni ziemi zmiotłaby ich fala uderzeniowa pędząca z prędkością ponaddźwiękową. Podczas gdy atmosfera jest w stanie uchronić nas przed asteroidami o średnicy mniejszej niż 100 m., każdy większy obiekt wywołuje zagrożenie, szczególnie jeśli istnieje możliwość upadku bolidu lub jego odłamków do wód oceanu. Wizualizując sobie zagrożenie powstałe dla obszarów przybrzeżnych, w 2003 r. uczeni z NASA orzekli, że taki scenariusz byłby najbardziej niebezpieczną formą kolizji z obiektem kosmicznym (najnowsze badania wskazują, że niszczycielskie fale utraciłyby część swego potencjału przed dobiciem do brzegu, chyba że obiekt upadłby znacznie bliżej lądu). Najbardziej mrocznym aspektem konferencji był jednak wniosek, że nikt nie jest przygotowany na jakiekolwiek zagrożenie z kosmosu: od NASA po wojsko, służby porządkowe a nawet rząd. Jeszcze jeden niepokojący scenariusz wskazywał, że w przypadku wybuchu bolidu nad regionem, gdzie znajdują się pociski jądrowe, eksplozja mogłaby zostać błędnie zinterpretowana przez niektóre kraje jako atak nuklearny.
Allan Harris – astronom ze Space Science Institute w Boulder (stan Kolorado) szacuje, że szanse na wykrycie meteorytu o średnicy do 30 m. wynoszą obecnie 25-30%. Jasność Słońca sprawia, że nie zauważamy do 50% obiektów mogących nieść zagrożenie. Co więcej, dwie z trzech największych placówek zajmujących się śledzeniem asteroidów znajduje się w Arizonie, gdzie w miesiącach letnich niebo ma tendencję do pokrywania się chmurami. Jedynym wyjściem pozostaje intensywna obserwacja nieba, do której ma zamiar przystąpić także ESA (Europejska Agencja Kosmiczna) angażując w to obserwatorium w Chile. Istnieją plany, aby do 2015 r. powstała tam kolejna placówka pomagająca w monitorowaniu nieba z południowej półkuli.
Pomoc oferują także dwa nowe amerykańskie obserwatoria, które w większości wciąż są jeszcze w sferze planów. The Panoramic Survey Telescope oraz Rapid Response System (Pan-STARRS) składać będą się z czterech teleskopów o średnicy 1.8 m., z których pierwszy działa już na Hawajach.
Problem rozwiązałby specjalny teleskop kosmiczny, jednakże jest to wydatek rzędu biliona dolarów. Choć wydarzenia w skali katastrofy tunguskiej mają miejsce średnio co 500 lat, według wyliczeń uczonych tylko co czwarty tego typu incydent powodowałby śmiertelne żniwo, zaś co siedemnasty niósłby ofiary w wysokości ponad 10 tys. ludzi. Najszybszym sposobem na odpędzenie kosmicznego zgrożenia wydaje się wystrzelenie pocisku jądrowego ze specjalnie skonstruowanego w tym celu statku kosmicznego, jednak to kwestia dalekiej przyszłości. Problem sprawia także to, że od 1967 r. zabronione jest używanie broni jądrowej w przestrzeni kosmicznej, choć z pewnością w przypadku tak ogromnego zagrożenia, jakim jest upadek asteroidy, nikt nie wahałby się z uchyleniem zakazu.
Na postawie: David Shiga, Asteroid attack: Putting Earth’s defences to the test, 23/09/09.
Zdjęcie w nagłówku: Bolid wchodzący w atmosferę Ziemi (Wikimedia Commons)