Na wiele przypadków z bogatej historii ufologii trzeba spoglądać także w krzywym zwierciadle. Bywało bowiem tak, że rzekomi obcy – przedstawiciele zaawansowanej cywilizacji, którzy odwiedzili stojącą na wciąż niskim poziomie rozwoju planetę, mieli podczas swych wojaży zupełnie ludzkie problemy. Często wydawali się zagubieni, głodni, mieli problemy z maszynerią lub też zachowywali się zupełnie irracjonalnie… Odchodząc od poważnych tematów, drastycznych abdukcji, tajemniczych konspiracji i tajemnic ministerialnych akt, postarajmy się przyjrzeć relacjom o UFO od drugiej, często znacznie mniej znanej strony.
Wiele osób rozpisywało się na temat tego, dlaczego odwiedzać mogą nas inteligentne istoty z kosmosu. Jednak obok wielu innych nie można pominąć teorii, która obejmuje ich „syndrom niedoskonałości„. Wydaje się bowiem, że pomimo wielu opinii uznających, że UFO i jego pasażerowie prezentują nam wysoki poziom technologiczny, historia bliskich spotkań nie może obejść się bez wielu ich „wpadek„. Czasami rzekomi kosmici wydają się bowiem zagubieni, innym razem głodni albo też przytrafia się im usterka gdzieś na poboczu międzygalaktycznej trasy…
[Bardzo ważne jest także to, aby uświadomić sobie, w jaki sposób niekonwencjonalne ziemskie przedsięwzięcia stawały się w oczach świadków spotkaniami z kosmitami. Często nie obywało się bez typowo ludzkich kłopotów i trudności i mimo, że wielu z tych relacji za nic w świecie nie przypisalibyśmy działalności istot pozaziemskich, to i tak weszły one do ufologicznego folkloru. Najważniejsze jednak jest, aby przez ukazywanie relacji w krzywym zwierciadle, wyciągnąć odpowiednie wnioski-przyp.INFRA]
Być może niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego nieco zapomnianego aspektu historii ufologii. Należy jednak pamiętać, że relacje te nie wzięły się znikąd, a ludzie, od których pochodzą musieli być na tyle zdziwieni tym widokiem, że zdecydowali się o tym donieść. Spoglądając w przeszłość można dojśc do wniosku, że istnieje na tyle dużo doniesień o wszelkiego rodzaju wpadkach obcych, że temat ten wart jest kontynuacji.
Jeden z pierwszych tego typu przypadków miał mieć miejsce 12 kwietnia 1897 roku niedaleko Green Ridge w stanie Illinois. Świadkowie tego dziwnego wydarzenia z całej fali podobnych, jaka miała miejsce na przełomie wieków ujrzeli obiekt lądujący w odległości ok. 4 km. na południe od Girard. Jeden z nich, Paul McCramer oświadczył, że znalazł się tak blisko powietrznej maszyny, iż ujrzał, jak jej pasażer wydostaje się na zewnątrz, aby dokonać pewnych napraw. Pojazd miał przypominać wydłużony statek z dachem, który po naprawie oddalił się na północ. Ale to nie wszystko. Dwa dni potem podobna relacja nadeszła z okolic Gas City w stanie Indiana, gdzie dziwny obiekt wylądował na ziemi Johna Rousha sprawiając, że w popłoch wpadli zarówno miejscowi rolnicy, jak i ich zwierzęta. Wokół obiektu miało się następnie zgromadzić sześciu jego pasażerów, aby dokonać napraw, jednakże gdy miejscowi postanowili do nich podejść, ci szybko zajęli swe miejsca i odlecieli.
Nie były to jednak ostatnie tego typu przypadki. Niedługo potem John M. Barclay, mieszkaniec Rockland w Teksasie zwrócił uwagę na ujadanie jego psa oraz dziwny dźwięk, zaś gdy znalazł się na zewnątrz ujrzał latający obiekt, który zawisł jakieś 5 m. nad ziemią. Maszyna posiadała dziwne wypustki oraz migające światła. Gdy wylądowała, było już ciemno. Gdy Barclay podszedł do niej spotkał człowieka, który poinformował go, że jego zamiary są pokojowe i poprosił o narzędzia, które przydałyby mu się w naprawie statku. Potem podarował Barclayowi 10 dolarów i odleciał niczym „pocisk„.
[Istnieje znacznie więcej relacji o fali spotkań z dziwnymi obiektami powietrznymi na terenie USA na przełomie XIX i XX wieku. Charakteryzuje je dość duża „niezwykłość” a czasem wręcz naiwność. Nie wiadomo bowiem, jakimi przesłankami kierowali się dziennikarze rozpisujący się o nich w gazetach, jednakże liczne doniesienia prasowe mogą wskazywać, że fala obserwacji latających maszyn tuż przed epoką awiacji mogła mieć realne podłoże. Co ciekawe, podobna wczesna fala manifestacji NOL-i miała mieć miejsce na początku wieku w carskiej Rosji.]
Znacznie bardziej współczesna, choć równie podobna relacja pochodzi ze stanu Oklahoma, gdzie świadek obserwacji domniemanego UFO zauważył nawet jego numer rejestracyjny. 23 marca 1966 roku w miejscowości Temple pracownik miejscowej bazy lotniczej zmierzał do pracy, gdy zauważył blokujący mu drogę obiekt, który przypominał rurę wydechową o długości 25 m. z umieszczoną na szczycie kopułką oraz silnymi światłami, który spoczął na ziemi na wspornikach. W zdumieniu mężczyzna patrzył, jak pasażer obiektu ubrany w kostium najwyraźniej sprawdza, czy wszystko w porządku z jego maszyną, która miała na sobie napis „TL 4768„. Gdy mężczyzna zbliżył się do pojazdu, jego pilot wycofał się i zniknął we wnętrzu, zaś sam obiekt uniósł się w towarzystwie dźwięku przypominającego odgłos wiertarki. Co ciekawe, świadek znał się dobrze na konwencjonalnych obiektach, jednakże tego rozpoznać nie potrafił.
6 listopada 1957 roku John Trasco z Everittstown w stanie New Jersey ujrzał jasny obiekt w kształcie jaja, który zawisł nad jego stodołą. Wkrótce stanął on oko w oko z dziwną niską istotą o burej twarzy i żabich oczach, a rzekomy karzeł wyszeptał łamaną angielszczyzną: „Jesteśmy pokojowymi ludźmi, chcemy tylko twojego psa.” Niestety ubrany w lśniący zielony kombinezon ekscentryk uciekł, gdy Trasco nie przystał na jego propozycję.
18 kwietnia 1961 roku w Eagle River w stanie Washington, pan Simonton usłyszał tajemniczy dźwięk, po czym jego oczom ukazał się obiekt o średnicy 10 m. i szerokości ok. 4 m., który wylądował niedaleko jego domu. W pojeździe, wokół którego rozmieszczone były rury wydechowe, otwarły się drzwi, po czym po chwili pojawił się mężczyzna mający na sobie czarny sweter z białym pasem u dołu oraz czarne spodnie z lampasem. W środku widoczne były jeszcze dwie postaci. Simonton wkrótce przekazał załodze napełniony wodą pucharek, za co otrzymał w prezencie kilka „naleśników„. Pojazd odleciał, zaś Simonton przekazał je do zbadania. Okazało się, że składają się z tak niezwykłych substancji jak woda i mąka.
Kolejna prośba o wodę to element historii, która wydarzyła się 15 czerwca 1964 roku w Aria w Chile, gdzie górnik R.A. Donoso był świadkiem obserwacji niezidentyfikowanego obiektu, z którego wyłoniły się potem dwie szczupłe postaci proszące go o wodę w języku, który wydawał się być mieszaniną angielskiego i hiszpańskiego. Donoso nabrał im trochę wody z chłodnicy swego auta.
Kiedy mówimy o podobnych przypadkach nie można pominąć tego, co przydarzyło się Williamowi J. Kiehlowi, który wraz z 7 innymi świadkami ujrzał w 1914 roku okrągły obiekt lądujący na powierzchni wody. Wkrótce pojawiły się tam dwie niewielkie istoty w zielono-purpurowych ubraniach. Zdawały się być zajęte pracą z wężem, który wpuszczony był do wody. Po drugiej stronie obiektu znajdowały się jeszcze dwie postaci mający na sobie kwadratowe maski. Widząc ludzi, trzy istoty zeszły do wnętrza obiektu, zaś jedna pozostała na zewnątrz, gdy obiekt uniósł się w gorę zostawiając smużkę dymu.
Relacji o rzekomych kosmitach dramatycznie potrzebujących H2O jest znacznie więcej. Kolejna z nich wydarzyła się 2 lipca 1950 roku w Steep Rock Lake w Kanadzie, gdzie małżeństwo zauważyło latający spodek z obrotową anteną, który osiadł na powierzchni miejscowego jeziora. 10 postaci, które zachowywały się niczym roboty wpuściło do wody rurę. Ich twarzy jednak nie udało się ujrzeć, choć jedna z nich miała czerwone nakrycie głowy oraz ciemniejszy kolor niż pozostałe.
24 lipca 1952 roku we włoskim Vico, pewien mężczyzna łowił ryby w rzece Serchio, gdy nagle zawisł nad nim dziwny obiekt, który zrzucił do wody rurę. Przez okno mierzącego 20 m. średnicy obiektu spoglądał na wędkarza człowiek z hełmem na głowie. Mężczyzna doznał też uczucia przypominającego porażenie prądem, kiedy trafił w niego „zielony promień” z obiektu. Wkrótce obiekt odleciał na wschód.
20 maja 1953 roku w Brush Creek w Kaliforni dwaj górnicy, John Q. Black (lat 48) oraz John Van Allen, zaobserwowali srebrzysty obiekt o średnicy 2.5 m., który wylądował na pryzmie piachu w odległości 50 m. od nich. Jego pasażer, który przypominał karła ubranego od stóp do głów w kostium napełnił lśniące naczynie wodą, które podał potem do innej istoty znajdującej się wewnątrz pojazdu. Gdy zauważył Blacka, jak większość kosmitów, dał nogę i jak w większości tego typu opowieści obiekt odleciał z gwizdem.
Simonton z naleśnikiem (fot. za: ufoevidence.org)
Każdy kto przyglądał się historiom związanym z rzekomymi katastrofami UFO zastanawiał się na pewno, co takiego dzieje się z obiektami zdolnymi do wykraczających poza wyobraźnię manewrów, że kończą w tak smutny sposób. Dla przykładu, w marcu 1945 roku niedaleko Belfastu (stan Maine), myśliwy zauważył podłużny obiekt latający, który powoli zmierzał w kierunku ziemi, a następnie miał spaść na drugim końcu polany. Mimo to zdawał się być nieuszkodzony i według relacji wkrótce podniósł się z ziemi w towarzystwie dziwnego dźwięku, zaczął się obracać a na koniec wyrzucił z siebie deszcz delikatnych srebrnych nitek (tzw. anielskich włosów), po czym wzniósł się i zniknął.
12 października 1954 roku w Sainte-Marie d’Herblay we Francji, w czasie gdy cały kraj zalewały doniesienia o UFO, Gilbert Lelay (lat 13) ujrzał na pastwisku jaśniejący obiekt w kształcie walca oraz znajdującego się obok niego mężczyznę, którzy trzymał w rękach błyskającą kulę i zapowiedział Gilbertowi, aby ten jej nie ruszał (po francusku). Wkrótce mężczyzna wszedł do pojazdu, który odleciał zataczając pętle.
Kolejny raport z 1952 roku mówi jasno, że nawet najbardziej zaawansowane cywilizacje muszą mierzyć się z problemem marnych pilotów.
27 sierpnia 1952 roku w Lamberton w Północnej Karolinie, obiekt w kształcie spodka wylądował na podwórku należącym do świadka obserwacji po tym… jak zawadził o jego komin. Z wnętrza wyszedł niewielki, bo mierzący ok. 70 cm pasażer, który nie odpowiedział jednak na pytania, czy zrobił sobie krzywdę. Potem jak to bywa, pojazd odleciał z gwizdem.
W roku licznych spotkań z UFO i jego pasażerami we Francji, 42-letni Lazlo Ujvari stanął niespodziewanie oko w oko z człowiekiem mającym na sobie kurtkę, buty oraz kask, który wycelował w jego kierunku pistolet i powiedział coś w języku, którego ten nie zrozumiał. Gdy Ujvari przemówił do niego po rosyjsku, człowiek zapytał w tym samym języku, czy znajduje się we Włoszech czy w Hiszpanii oraz jak daleko jest do Niemiec. Gdy zapytał o godzine i dowiedział się od Ujvariego, że jest 2:30 odparł: „Kłamiesz, jest czwarta!” Potem chciał dowiedzieć się, jak dolecieć do Marsylii i zabrał Ujvariego na drogę, na której spoczywał srebrny obiekt z anteną na szczycie. Jakiś czas potem świadek usłyszał tradycyjny gwizd i ujrzał wznoszący się a następnie oddalający obiekt.
Wśród wielu innych historii napotykamy także na te, gdzie rzekomi kosmici wydają się zadawać co najmniej dziwne pytania, biorąc pod uwagę okoliczności obserwacji. Jeden z podobnych incydentów miał miejsce na Playa del Rey w Kalifornii, gdzie 6 listopada 1957 roku zgasł podczas przejażdżki samochód Richarda Keyhoe, podobnie jak trzy inne maszyny. Gdy pasażerowie wysiedli, zaobserwowali jajowaty obiekt otoczony „błękitną mgłą„. Z obiektu wyszli dwaj niscy mężczyźni, wyglądający jednakże zupełnie zwyczajnie, którzy zapytali świadków m.in. o personalia oraz godzinę. Żółtoskórzy panowie mieli na sobie czarne skórzane spodnie, białe pasy oraz niebieskie swetry. Statek z pasażerami oczywiście jakiś czas potem odleciał, zaś silniki samochodów zapaliły ponownie.
4 października 1954 roku w Chaleix we Francji, miejscowy rolnik, pan Garreau, ujrzał na swym polu dziwny obiekt. Przez swego rodzaju składane drzwi wyszły z niego dwie postaci w kombinezonach w kolorze khaki, którzy uścisnęli mu rękę i powiedzieli coś w rodzaju: „Paris? Nord?” Potem poklepali jego psa i jak to bywa zwykle, odlecieli.
Lata 50-te pełne były wszelkiego rodzaju dziwacznych incydentów. Dla przykładu, 24 kwietnia 1950 roku we włoskim Abiatte Guazzone, Bruno Faccini ujrzał iskry wydobywające się z ciemnego obiektu, przy którym zdawał się majstrować coś człowiek ubrany w obcisły kombinezon oraz kask. Wkrótce pojawili się obok niego trzej koledzy. Gdy istoty zorientowały się, że obserwuje ich mężczyzna, jedna wystrzeliła w jego kierunku świetlny problem, który powalił Facciniego na ziemię.
Faccini pokazuje ubranie, w którym spotkał tajmnicze istoty oraz kawałek metalu, który znalazł na miejscu dzień po obserwacji
Z kolei 19 czerwca 1951 roku w duńskim Sonderborgu miejscowy mechanik, pan Matiszewski, usłyszał dziwny gwizd, po czym zobaczył obiekt lądujący na pobliskiej łące. Gdy zbliżył się do niego na odległość ok. 50 m., został sparaliżowany zauważając przy okazji, że ptaki przestały śpiewać, a znajdujące się wokoło krowy również nie mogą się ruszyć. Z obiektu wyszły wkrótce tym razem dość fantastyczne, bo czterorękie istoty o brązowej skórze, ubrane w czarne kombinezony i przezroczyste hełmy. Z UFO wyłoniło się także 8 mniejszych sond. Kimkolwiek byli pasażerowie obiektu, najwyraźniej dokonywali jego napraw, a potem szybko zniknęli.
24 września 1954 roku w Becar (Francja), dwie kobiety (panie Geoffroy oraz Fin) dokonały niezależnie od siebie obserwacji ciemnoszaego dysku, który spoczywał na miejscowej polanie. Obok niego kręcił się mężczyzna mający na sobie swego rodzaju czapkę oraz ciemne rękawice. Gdy pani Finn podeszła bliżej uświadomiła sobie, że człowiek ten dokonuje naprawy swego pojazdu.
23 października 1954 roku w Trypolisie miejscowy rolnik ujrzał latający obiekt, który osiadł na ziemi w odległości ok. 50 m. od niego wydając z siebie dźwięk podobny do odgłosów kompresora. Była to maszyna w kształcie jaja z sześcioma kołami, której czubek wydawał się być przezroczysty i zalany jaskrawym światłem. Na pokładzie maszyny znajdowało się 6 pasażerów w żółtych ubraniach noszących na twarzy maski. Gdy mężczyzna dotknął powłoki obiektu, został porażony prądem. Wtedy jeden z pasażerów pospieszył do niego i nakazał trzymać się z daleka. Przez następne kilkanaście minut świadek obserwował pasażerów obiektu dość mocno zajętych pracą przy aparaturze pojazdu.
Jeden z najbardziej dziwacznych incydentów miał miejsce 1 listopada 1954 roku we włoskim Poggio d’Ambra, kiedy to zmierzająca na cmentarz 40-latka ujrzała obiekt przypominający dwa złączone ze sobą stożki, który spoczywał na trawie. W środku widoczne były dwa niewielkie siedzenia. Niespodziewanie zza obiektu (niczym w bajce), wyłoniły się dwa karły w szarych kombinezonach i z czerwonawymi hełmami na głowie. Mówiąc coś w nieznanym języku i pokazując lśniące białe zęby, zabrali od kobiety kwiaty i już nigdy ich nie oddali…
W tym samym roku niedaleko Santa Maria w Brazylii, R. Hellwig ujrzał z okna samochodu obiekt w kształcie kuli w rozmiarze samochodu osobowego, który spoczywał na ziemi. Kiedy podszedł do niego spotkał dwóch mężczyzn o szczupłej sylwetce i smagłej cerze. Jeden z nich znajdował się w maszynie, zaś drugi zbierał próbki trawy. Próbowali oni rozmawiać z Hellwigiem, jednak nie rozumiał większości słów. Mimo to zorientował się, że proszą go o… amoniak. Wtedy wskazał im najbliższe miasto. Wiedząc, że mogą tam go dostać mężczyźni oddalili się w swym pojeździe pośród języków ognia.
Czasami w relacjach spotykamy się z przejawami wszechobecnego chamstwa…
W lipcu 1953 roku w Villares des Saz w Hiszpanii, Maximo Munos Olivares (lat 14) usłyszał gwizd, który zwrócił jego uwagę na „wielki balon” znajdujący się z tyłu. Ze srebrzystego obiektu wyłoniły się następnie trzy istoty o wzroście ok. 60 cm. posiadające wyraźne orientalne cechy. Mówiły w języku, którego nie rozumial, jednakże nastoletni analfabeta znał jedynie swą ojczystą mowę. Posiadały także coś w rodzaju kapelusza z wizjerem. Jeden z nich… uderzył wkrótce chłopca w twarz, zaś potem niezbyt miła trójka ponownie zniknęła w obiekcie, który niespodziewanie zapłonął, zagwizdał i odleciał niczym rakieta.
6 grudnia 1965 roku w Sauce Viejo w Argentynie kolejarz Cesar T. Gallardo zdumiał się, gdy nagle przestała działać jego lampa karbidowa i radio. Wkrótce za oknem budki, w której spał zauważył dziwne światła, zaś w środku pojawiła się lśniąca istota, która… podarła jego gazetę (którą czytał), wylała zawartość puszki z olejem do niewielkiego pojemniczka i wyszła zostawiając świadka w stanie szoku. Co ciekawe, inne osoby również zaobserwowały „świetlistego człowieka” spacerującego wzdłuż trakcji.
19 października 1954 roku we włoskim Fabiano dwaj mężczyźni zaobserwowali obiekt w kształcie dysku, który emitował gwałtowne błyski. Na jego czubku znajdowała się antena. Niedługo potem po spuszczonej z obiektu drabinie zeszły dwie postaci przypominające roboty o przeszywających czerwonych oczach, powiedziały do mężczyzn coś w niezrozumiały języku i wróciły na pokład.
Ale zdarzają się także miłe akcenty. 10 września pamiętnego roku 1954, pan Mazaur, rolnik z Mourieras we Francji, wracał do domu, gdy nagle zauważył średniego wzrostu istotę w hełmie, która czyniła w jego kierunku przyjazne gesty, a następnie uciekła w krzaki, skąd potem udała się do obiektu w kształcie cygara, który odleciał w kierunku Limoges.
17 dnia tego samego miesiąca w Cenon, 28-letni Yves Daid spotkał się z czymś w podobnym w wykonaniu istoty ubranej w kostium nurka. Głos istoty był jednak „nieludzki i nierozpoznawalny„. Świadek przez cały czas trwania spotkania pozostawał sparaliżowany. Potem ujrzał stojący na drodze obiekt, który po wejściu jego pasażera zniknął w towarzystwie zielonkawego światła. Podobne gesty wykonywały istoty, które widziało dwoje młodych ludzi w Jussey (również Francja). Świadkowie jednak uciekli…
Nasz komentarz
Niezależnie od przebiegu i udokumentowania, większość bliskich spotkań posiada w sobie „pierwiastek dziwaczności„. Historia ufologii nasuwa nam wiele trudności, także tych związanych z wiarygodnością relacji, które niekiedy przypominają nam współczesne bajki i opowieści o cudach, tyle że miejsce wszelkich dziwadeł zajęły w nich latające spodki i ich pasażerowie. Mimo to w naszych czasach nie spotyka się już tak barwnych i zdumiewających przypadków, jak przed kilkudziesięciu laty. Jaki jest tego powód? Do końca nie wiadomo, ale być może tendencja ta wraz z nadawaniem im typowo ludzkich cech i skłonności, mówi nam więcej o nas samych aniżeli o nich.
INFRA
Źródło: Jim Hickman