Gdy 30 lat temu leśnik Robert Taylor udał się na inspekcję do lasu położonego niedaleko swego domu niespodziewanie natknął się na tajemniczy kulisty obiekt, z którego następnie wyłoniły się dwie sondy przypominające kształtem miny. Te starały się zaciągnąć go w kierunku większego obiektu. Nie wiadomo, co działo się potem – Taylor stracił przytomność. To co się wówczas wydarzyło uczyniło z niego bohatera jednego z najbardziej znanych bliskich spotkań w Wielkiej Brytanii.
Wydarzenie, o którym mowa miało miejsce 9 listopada 1979 roku. To właśnie tego dnia około godziny 10 przed południem Robert Taylor, 61-letni leśnik i ojciec piątki dzieci, opuścił swój dom w Livingston wyjeżdżając na inspekcję sadzonek samochodem należącym do leśnictwa. Ponieważ nie mógł on nim dotrzeć bezpośrednio na miejsce (z racji gęstych drzew), zostawił on swój pojazd na poboczu, zaś dalej udał się pieszo podążając leśną ścieżką wiodącą na zbocze wzgórza Dechmond Law.
W towarzystwie swego psa Taylor pokonywał pozostałą część drogi, kiedy około 10:15 w odległości kilkuset metrów od drogi M8 (niewidocznej z racji gęstych zarośli) dostrzegł on coś dziwnego. Ujrzał bowiem przed sobą okrągły obiekt otoczony czymś w rodzaju pierścienia przypominającego okrągłą platformę (zaś Taylorowi przywodzącego na myśl rondo kapelusza). Na powierzchni obiektu widniały także ciemne plamy, które przypominały bulaje.
Początkowo nie widział on mniejszych obiektów, które stały się głównymi bohaterami historii. Większy pojazd natomiast unosił się tuż nad ziemią nie wydając z siebie dźwięków ani nie poruszając się. Owe „coś” miało ciemnoszary kolor, zaś jego powierzchnia przypominała papier ścierny. Obiekt który mierzył ok. 6 m. średnicy według Taylora stawał się w niektórych miejscach przezroczysty, co według niego było formą „kamuflażu”. Jego pies, seter o imieniu Lara, miał zamrzeć w bezruchu i przyglądać się całemu zdarzeniu.
Robert Taylor na miejscu incydentu (fot. The Economist, za: ufoevidence.org)
Najciekawszy epizod przygody leśniczego miało dopiero nastąpić. Wkrótce bowiem według relacji miał on w zdumieniu obserwować, jak mkną ku niemu dwa mniejsze obiekty (które wyłoniły się najprawdopodobniej spod większego obiektu). Ich kolor i tekstura podobne były do macierzystej jednostki, jednakże kuliste twory najeżone były wyrostkami na podobieństwo min morskich. Obiekty obracały się wokół własnej osi wydając z siebie dźwięk przypominający „klapnięcie”, który pojawiał się za każdym razem, gdy wypustki na ich powierzchni dotykały ziemi.
Po dotarciu do mężczyzny obiekty te „przyczepiły” się do jego nóg, a właściwie spodni rozdzierając je. Taylor poczuł następnie, że jest ciągnięty w stronę głównego obiektu. W międzyczasie zachłysnął się dziwnym ostrym zapachem, który według niego wydostawał się z „min”.
Wkrótce mężczyzna zaczął tracić przytomność i przewrócił się. Odzyskawszy świadomość zauważył, że wokół nie ma obiektów, zaś przy nim znajduje się pies. Według jego szacunków (potwierdzanych późniejszymi symulacjami) minął kwadrans. Starał się coś powiedzieć, jednak zauważył, że stracił głos mając jednocześnie w ustach nieprzyjemny gorzki posmak. Próbował wstać, ale i nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Wkrótce postanowił doczołgać się do swego samochodu, skąd z kolei próbował wezwać pomoc przez radio. Nie mógł tego uczynić z racji zaniku głosu. Starał się także wycofać pojazd na drogę, jednakże ugrzązł w rozmokłym gruncie, skąd nie mógł się wydostać. Używając skrótów przez las pokonał następne 1600 m. docierając do swego domu około 11:30. W międzyczasie odzyskał głos.
Gdy żona Taylora zobaczyła w jakim stanie jest jej mąż chciała od razu dzwonić na policję (sądząc, że został napadnięty – w pewnym sensie miała rację, jednak napastnicy byli co najmniej nietypowi), jednakże świadek skontaktował się najpierw ze swym przełożonym, Malcolmem Drummondem, który niezwłocznie przybył do jego domu, z którego następnie obaj panowie udali się na miejsce spotkania, gdzie odnaleźli nieznanego pochodzenia zagłębienia w gruncie. Wkrótce jego żona zauważyła także kilkudziesięciocentymetrowe rozdarcia na spodniach w miejscach, w których przylgnęły do niego niezidentyfikowane „sondy”.
Schemat śladów znalezionych na miejscu domniemanego spotkania z UFO (rys. za: APRO)
Taylor został wkrótce zbadany przez lekarza, który odkrył jedynie zadrapania na jego podbródku i udzie. Mężczyznę odesłano do szpitala w Bangour na badania, jednakże Taylor nie zgodził się na nie. Powodem był jednak fakt, że w szkockich szpitalach badania (poza stanami wyjątkowymi) przeprowadzano jedynie w dni powszednie, toteż świadek musiałby pozostać w szpitalu przez weekend (wydarzenie miało miejsce w piątek). Zgodzono się na to z powodu faktu, że nie odczuwał m.in. bólu głowy i nie wykazywał innych niepokojących symptomów świadczących o stanie zagrożenia życia.
„Journal od Transient Aerial Phenomena” w taki sposób pisze o odnalezionych na miejscu śladach:
„Ślady pozostawione w gruncie miały dwojaki charakter. Pierwsze z nich były to ślady o długości 250 cm przypominające kształtem drabinę. Każdy ze „szczebli” był szeroki i głęboki na 2-3 cm i miał długość ok. 30 cm. Trawa między poszczególnymi śladami drabiny była nieznacznie spłaszczona. […]. Kolejnym rodzajem śladów były dziury w liczbie 40, które otaczały pierwszy rodzaj śladów. Ich maksymalna szerokość wynosiła 10 cm i zagłębiały się one w ziemi pod kątem 30 stopni. […] Ślady zostały zmierzone i skatalogowane przez miejscowych policjantów jeszcze tego samego dnia a służba leśna wkrótce otoczyła to miejsce taśmą.”
Jednym z policjantów, który przybył na miejsce zdarzenia był sierż. Ian Wark, który przyznał, że podchodził do sprawy sceptycznie, jednakże po zbadaniu 40 otworów i śladów („drabinek”) przypominających te pozostawiane przez pojazdy gąsienicowe, zmienił zdanie. Postanowił sprawdzić, czy maszyny posiadane przez leśników mogły być odpowiedzialne za to, co zastali na miejscu. Okazało się, że nie. Nie potwierdzono ponadto, aby w miejscu spotkania Taylora z obiektem odbywały się jakieś prace leśne z użyciem ciężkiego sprzętu czy też dokonywane były jakiekolwiek manewry lotnicze. Na miejscu nie wykryto także anomalnych zmian w glebie, które mogły być rezultatem spotkania z nieznanym pojazdem.
Rozdarte spodnie Taylora przesłane zostały do analizy do Edynburga. Lester Knibb – specjalista z laboratorium stwierdził, że pozostawione na nogawkach ślady odpowiadają relacji świadka, jednakże w tym przypadku nie można niczego udowodnić.
– Zniszczenie mogło powstać w sposób, który opisał świadek – mówił Knibb. Wymagało jednak interwencji mechanicznej. Nie mógł tego spowodować wstrząs elektryczny lub uderzenie pioruna – dodawał odnosząc się do teorii wysuwanych wówczas przez sceptyków.
Jeszcze inni twierdzili, że Taylor mógł doznać ataku padaczkowego i pomylić unoszący się nad ziemią obiekt z Wenus. W interwencję obcych nie wierzył także przełożony leśniczego, który udał się z nim na miejsce zdarzenia jeszcze w dniu incydentu twierdząc, że Taylor mógł stać się mimowolnie świadkiem testu nowego rodzaju broni.
W międzyczasie o wydarzeniach dowiedziały się media, zaś historia leśnika ze Szkocji stała się sensacją ogólnonarodową. On sam stał się swego czasu najsłynniejszym świadkiem obserwacji UFO w Zjednoczonym Królestwie, a jego słynne spodnie poddawali swej „analizie” nawet jasnowidze.
– Nigdy nie widziałem tak wielu relacji medialnych na temat obserwacji UFO – pisał Steuart Campbell, który zajmował się tym przypadkiem.
Leśne spotkanie postanowiono upamiętnić ustawiając jesienią 1991 w miejscu obserwacji pamiątkowy kamień z tablicą, która wkrótce została jednak skradziona. Znacznie mniej tolerancyjni dla niezwykłych doświadczeń Taylora okazali się jego sąsiedzi, bowiem po jakimś czasie musiał on wyprowadzić się z domu który zajmował.
W roku 2004, w 25 rocznicę incydentu, Bob Taylor twierdził:
– Mogę zaświadczyć, że każde słowo mojej relacji jest prawdziwe. Dla mnie jest to wciąż tak żywe wspomnienie, jakby zdarzyło się to wczoraj. To najbardziej niezwykła rzecz, jaka mi się przytrafiła.
Taylor zmarł 14 marca 2007 roku w wieku 88 lat. Za życia uchodził za osobę szczerą i odpowiedzialną. Z racji nieco flegmatycznego usposobienia nigdy nie spodziewano się po nim mistyfikacji i co więcej, relacjonował on zdarzenie z niezwykłym spokojem. Wydawało się również, że incydent niezbyt wpłynął na jego życie. Mężczyzna nie interesował się zjawiskiem UFO, jednakże potem często na wszelki wypadek nosił ze sobą aparat fotograficzny.
Świadek patrzący na miejsce spotkania (fot. za: ufocasebook.com)
Nigdy nie żądał także pieniędzy za opowiadanie swej historii, choć mimo to zawiera ona pewne niejasne elementy. Pierwszy z nich dotyczy faktu, iż Taylor nie był w stanie z nieokreślonych powodów wykonać rysunku tego, co widział. Druga odnosiła się do dziwnego i nieprzyjemnego zapachu, który miał towarzyszyć mu jeszcze parę dni po spotkaniu. Wyczuwał go tylko on.
W międzyczasie obcy jednak nie odpuszczali tego regionu Szkocji – od listopada 1979 na niebie pojawiały się coraz to nowe obiekty, o których donosili świadkowie. W tzw. „trójkącie falkirskim” dochodzi do kilkuset obserwacji rocznie, co jest ewenementem na skalę globalną. Niektórzy twierdzą, że jest to ziemskie okno na inne wymiary, jednakże bardziej prozaiczne spojrzenie uwidacznia fakt, że korzysta na tym głównie miejscowy przemysł. Kto wie, być może obcy nadal szukają Boba Taylora i jego psa, których przypadek wciąż pozostaje otwarty.
Tłumaczenie i opracowanie: INFRA
Źródła (tekst i zdjęcia):
– APRO, VI 1980.
– The Economist, 29 III 2007.
– ufologie.net
Rys. w nagłówku: Artystyczna wizja obiektów widzianych przez Taylora, autor nieznany, za: ufoevidence.org