Należy do najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawanych katolickich świętych. Ojciec Pio – stygmatyk, wizjoner i mistyk, który według wielu miał moc uzdrawiania i zaglądania w ludzkie dusze. Posiadał również swych krytyków, którzy dopatrzyli się w jego cudach mniej chwalebnej strony. Choć większość z jego cudów to opowieści mające status równy legendom, najbardziej kontrowersyjne pytanie odnosi się do jego stygmatów. Czy je fałszował?
Dwoje najsłynniejszych dwudziestowiecznych stygmatyków, Therese Neumann oraz ojca Pio, od zawsze podejrzewano o mistyfikację z tą różnica, że włoskiego zakonnika kanonizowano w 2002 roku. W kwietniu 2008 roku, gdy jego ciało ekshumowano a następnie wystawiono na widok publiczny w krypcie kościoła w San Giovanni Rotondo, ściągały tam tłumy wiernych oraz tych, którzy nie do końca ufali w jego cuda. Na nowo pojawiły się bowiem pytania związane z prawdziwością stygmatów i innych zjawisk, jakie działy się wokół kapucyna.
Jako kapucyn
Brat Pio z barankiem
Ojciec Pio przyszedł na świat jako Francesco Forgione 25 maja 1887 roku w mieście Pietrelcina. Dorastał w środowisku ludzi religijnych i przesądnych. Zaraz po urodzeniu matka zabrała go do jasnowidza, aby przepowiedział jego przyszłość. W wieku lat dwóch odwiedził jedną z lokalnych wiedźm, która miała przy pomocy swych zdolności uleczyć go z choroby przewodu pokarmowego. W dzieciństwie w snach dręczyły go „mary” i „potwory”, lecz oprócz tego rozmawiał on z Matką Boską, Jezusem i swym aniołem stróżem. Doświadczał także innych mistycznych zjawisk, które dziś przypisane zostałyby do osobowości skłonnej do fantazjowania. Francesco często chorował, nie tylko na ciele, ale i na duszy twierdząc, że atakują go złe duchy.
W 1903 roku wstąpił on do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów założonego przez św. Franciszka z Asyżu uznawanego za pierwszego stygmatyka. Nowe zakonne imię Francesco Forgione brzmiało Fra Pio (brat Pio), ale i wówczas nie ustały dziwne doznania. Nadal słyszał on bowiem niezidentyfikowanego pochodzenia głosy i doświadczał wizji, zaś w 1910 roku, tuż po otrzymaniu święceń kapłańskich, pojawiły się u niego stygmaty.
Wraz z ich pojawieniem się zaczęły się objawiać początki kultu związanego z zakonnikiem. Twierdzono, że Pio ma zdolność zaglądania w ludzkie dusze i człowiek nie musi wypowiedzieć ani słowa, aby poznał on jego grzechy. Kolejną niezwykłą zdolnością zakonnika była bilokacja, a więc zdolność do przebywania w dwóch miejscach w jednym czasie, przepowiadanie przyszłości czy cudowne uzdrawianie. Oprócz tego towarzyszył mu zawsze charakterystyczny „zapach świętości”. Zainteresowanie postacią było tak duże, że przedsiębiorczy mieszkańcy okolicznych wsi sprzedawali jego wyznawcom rzekome relikwie w postaci kawałków materiału ze śladami kurzej krwi.
Mimo to nie wszyscy byli zakonnikowi przychylni. Jeden z lokalnych duchownych oskarżył klasztor o wystawianie go na widok publiczny w celu czerpania z tego korzyści. Pozostawał on również wysoce sceptyczny co do wielu cudownych mocy zakonnika, jak również prawdziwości jego stygmatów.
Fenomeny
Na samym początku należy zaznaczyć, że mityczne cudowne zdolności o. Pio nie zostały udowodnione a ich historia opiera się głównie o szczątkowe opowieści. Okazuje się, że status świętego nie różni go zbytnio od wielu innych jasnowidzów czy ludowych cudotwórców. Wiele z jego rzekomych „bilokacji” to opowieści porównywalne z historiami spotkań z sobowtórami znanych osób. Część z nich można również uznać za pochodne halucynacji, jak te mające miejsce w czasie ataku migreny u świadka, czy też zachodzące na krawędzi snu.
Podobnie sytuacja ma się z cudownymi uzdrowieniami o.Pio. Wiele ich przypadków według pogłosek miało należeć do niewyjaśnianych z medycznego punktu widzenia. Wiele podobnych przypadków opartych o rzekome uzdrawianie przy pomocy wiary da się wyjaśnić za pomocą złej diagnozy, przypadłości psychosomatycznych, spontanicznych remisji, skutków działania leków i innych efektów. Wiele z przypadków uzdrowienia przez zakonnika zostało źle zbadanych i często było to formułowanie opinii „na oko”. Jeden z przykładów obejmuje przypadek człowieka, który twierdził, że dzięki o.Pio zagoiła się rana na jego nodze, choć zdawał się nie zauważać, że uprzednio leczył się na nią przez ponad pół roku.
O. Pio stał się jednak sławny dzięki swoim stygmatom. Niektórzy z lekarzy przyglądający się jego ranom twierdzili, że mogą być one tworzone przez samego zakonnika, jednak dokładniejsze badania uniemożliwiało postępowanie samego stygmatyka. Rany pokryte miały być grubą warstwą zeschniętej krwi, jednak jeden ze znanych wówczas patologów wysłanych na miejsce przez Watykan zauważył brak śladów „obrzęku, penetracji czy zaczerwienienia nawet przy użyciu dobrego szkła powiększającego”. Inny z lekarzy doszedł do wniosku, że rana na boku wcale nie wynikała z przebicia skóry. Niektórzy uznali zatem, że o. Pio tworzył swe stygmaty przy pomocy kwasu lub też mocząc je w jodynie sprawiał, że były ciągle otwarte.
Siła wiary w moce zakonnika sprawiała jednak, że jego wyznawcy często wysuwali niewiarygodne teorie i historie. Jedna z nich pochodząca od lekarza zakonnika mówiła, że rany na rękach na przekór tego, co mówili sceptycy, wcale nie były sztuczne, gdyż widzieć on miał światło, które przez nie przenikało.
Ale podejrzenia wzbudzała także lokalizacja ran. O ranie od włóczni zadanej w bok ukrzyżowanego Jezusa wspomina tylko Ewangelia św. Jana, choć nie precyzuje, o który bok chodziło. I tak, podczas gdy św. Franciszek posiadał ją na prawym boku, u o.Pio pojawiła się na lewym. Świadkowie, którzy ją widzieli wspominali, że miała ona kształt krzyża – była więc bardziej stylizowaną raną aniżeli realistyczną. Po drugie, u wielu stygmatyków rany pojawiały się na dłoniach, podczas gdy wielu anatomów twierdzi, że przybite do krzyża ręce nie utrzymałyby ciężaru ludzkiego ciała. Zapytany o to stygmatyk z San Giovanni Rotondo odpowiedział zagadkowo: „Byłoby przesadą posiadanie ich dokładnie w tym samym miejscu, co Chrystus”. Co ciekawe, w przypadku wspominanej już Therese Neumann występujące u niej „rany od gwoździ” przybierały raz okrągłą raz kwadratową formę. W przeciwieństwie jednak do innych stygmatyków, o. Pio nie posiadał rany na czole.
Giorgio Bongiovanni – inni włoski stygmatyk. Przedstawiciele Italii zdają się wieść prym wśród stygmatyków.
Przez lata zakonnik ubierał rękawiczki bez palców, które miały zakrywać jego rany, co według jego zwolenników miało również świadczyć o jego skromności. Mimo to zaczęto podejrzewać, że jest to strategia pozwalająca mu na unikanie nieustannego odnawiania ran. Przed swą śmiercią o. Pio „ze wzrokiem skierowanym w inny świat” odprawiał mszę. Zgodnie z jednym z autorów (Ruffin, 1982) wówczas „po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie próbował ukryć swych rąk w jakimkolwiek momencie celebracji. Ku zdumieniu wszystkich nie widać było śladu ran.” Podobnie było już po jego śmierci, która nastąpiła 23 września 1968 roku.
Czy zatem zjawiska koncentrujące się wokół o. Pio były realne? Wielu innych stygmatyków, takich jak choćby Magdalena de la Cruz przyznało się do fałszowania swych ran. Maria de la Visitacion, święta z Lizony, w 1587 roku przyłapana została na fabrykowaniu swych ran. Papież Pius IX nazwał oszustką stygmatyczkę Palmę Marię Matarelli (1825-88) dodając, że udało się jej oszukać tłum ufnych i pobożnych ludzi. Również u Therese Neumann (18988-1962) stygmaty pojawiały się tylko wtedy, kiedy nie była ona obserwowana. Najbardziej współczesnych przypadek fałszywego stygmatyka to historia Włoszki Giglioli Giorgini skazanej przez sąd za fałszerstwo.
C.Bernard Ruffin, obrońca prawdziwości stygmatów o. Pio przyznaje nawet, że „u każdego prawdziwego stygmatyka, czy to histeryka, świętego czy opętanego, istnieją co najmniej dwie rany, które zadaje on sobie sam.” Katolicki uczony Herbert Thurston stwierdził nawet, że od czasów św. Franciszka z Asyżu nie pojawił się żaden wiarygodny przypadek stygmatyka. Thurston uznawał, że za sam fenomen odpowiada silna sugestia, jednak o. Pio znajdywał odpowiedź i na takie teorie: „Idźcie na pole i przyjrzyjcie się bykowi. Skoncentrujcie się na nim całą siłą swej woli. Czy urosną wam rogi?” Co do św. Franciszka, to być może do uzyskania stygmatów w wyniku pobożnego oszustwa również skłoniło go gorliwe naśladowanie Jezusa? Tego się nie dowiemy.
Jako święty
Ale oskarżenia o fałszowanie stygmatów to nie wszystko. Obok nich pojawiły się także zarzuty o innej treści, m.in. nadużyć finansowych. Założyciel Katolickiego Szpitala Uniwersyteckiego w Rzymie był jedną z osób, które nie wierzyły zakonnikowi nazywając go „ignorantem i samookaleczającym się psychopatą, który wykorzystywał ludzką naiwność”.
Wierni byli jednak niezłomni i jakiś czas po śmierci zakonnika pojawiły się pierwsze głosy zmierzające do uczynienia zeń świętego. Jan Paweł II, którego pontyfikat przyniósł najwięcej świętych w historii kościoła, odpowiedział na te prośby. Pio został beatyfikowany w 1999 roku, zaś trzy lata później kanonizowano go jako św. Pio z Pietrelciny.
Co ciekawe, ani jeden z cudów, które świadczyły o jego wyjątkowym stanie (przy beatyfikacji i kanonizacji) nie obejmował stygmatów. W grę wchodziły za to uzdrowienia osób, w przypadku których medycyna miała okazać się bezradna. Innymi słowy, nie udało się uzyskać oficjalnego kościelnego potwierdzenia stygmatów.
Taki bieg zdarzeń nie zadowolił oczywiście wszystkich. Historyk Sergio Luzzatto napisał krytyczną biografię o. Pio pod tytułem „Drugi Chrystus”. Luzzatto cytował w niej relację pewnej aptekarki, która znajduje się w Archiwach Watykańskich. Maria De Viot zeznała: „Byłam wyznawczynią o. Pio i po raz pierwszy spotkałam się z nim 31 lipca 1919 roku. Ojciec Pio przywołał mnie do siebie sekretnie dodając, abym o niczym nie mówiła współbraciom. Wręczył mi osobiście pustą buteleczkę i poprosił, czy mogę służyć jako kurier między Fogią a San Giovanni Rotondo przywożąc mu cztery gramy czystego kwasu karbolowgo” (fenolu). Jeśli jednak jak twierdzą zwolennicy zakonnika, kwas miał służyć do dezynfekcji strzykawek, to po co cała tajemnica? Po co zakonnikowi jednak nierozcieńczony kwas?
Śledztwo w tej sprawie ujawniło wiele ciekawych faktów. Okazało się, że we wrześniu poprzedniego roku Pio oraz część jego współbraci zajęli się leczeniem chorych na grypę. Ponieważ alkohol do dezynfekcji nie był dostępny, jeden z lekarzy pozostawił im do dezynfekcji fenol dodając, że należy stosować jego roztwór. W wyniku jego używania o. Pio i jego towarzysz dostali jednak plam na rękach, zaś wkrótce zaczęto podejrzewać, że to stygmaty, choć w przypadku drugiego z braci podejrzenie padło na rany wskutek działania fenolu. Choć według niektórych relacji stygmaty pojawiły się u Pio już w 1910 roku, na „stałe” zaczęły występować na niedługi czas po niewłaściwym użyciu środka dezynfekującego.
Sergio Luzzatto ściągnął na siebie gniew wiernych wskutek publikacji tego oświadczenia. Według Katolickiej Ligi Antydefamacyjnej historyk dopuścił się rozsiewania „antykatolickich oszczerstw”.
Ciało o. Pio w specjalnej masce wystawione w San Giovanni Rotondo w 40 lat po jego śmierci (za: AFP)
Ekshumacja
40 lat po śmierci o. Pio, która nastąpiła w 1968 roku jego szczątki zostały wydobyte z krypty kościoła w San Giovanni Rotondo. Jednym z celów władz kościelnych było ponowne zainteresowanie wiernych postacią świętego, a także podreperowanie kulejącej sytuacji finansowej klasztoru.
Jeszcze przed ekshumacją wiele osób podejrzewało, że zwłoki świętego mogą znajdować się w nienaruszonym stanie, jako że według popularnych wierzeń jest to jeden ze znaków stanowiących dowód na świętość. W rzeczywistości istnieje wiele przypadków, w których zwłoki także ludzi świeckich uległy mumifikacji wskutek przechowywania ich w odpowiednich warunkach.
Mimo tego, że ciało o.Pio poddano balsamowaniu, zachowało się ono jedynie w „dobrej kondycji”. Aby jednak można było je wystawić, londyńskie muzeum figur woskowych poproszone zostało o wykonanie maski zakonnika. Tak „wzbogacone” zwłoki wystawiono na widok publiczny 24 kwietnia 2008 roku w szklano-marmurowej trumnie. Najważniejsze było jednak to, że brak było śladów stygmatów…
Tłumaczenie i opracowanie: INFRA
Autor: Joe Nickell
Źródło: Skeptical Inquirer