Historia Grigorija Kernosenki przypomina nieco to, co miało miejsce dokładnie 33 lata temu w Emilcinie. Ten weteran Armii Czerwonej pewnego dnia wyszedł na podwórze, gdzie ujrzał latający spodek i… przepadł bez śladu. Kilka dni później w tym samym miejscu znalazł go syn. Kiedy wszyscy myśleli, że mężczyzna zaginął lub został zamordowany, on odbywał ponoć kosmiczną podróż w towarzystwie „czarniawych” kosmitów. Choć mieszkańcom jego miejscowości trudno było uwierzyć w jego opowieść, zwróciła ona także uwagę uczonych z Kijowa, ale nikt nie był w stanie powiedzieć, gdzie Kernosenko się podziewał.
____________________
INFRA
Każdego roku na Ukrainie znika bez wieści ponad 100 tysięcy osób. Wychodzą z domu nie pozostawiając żadnych informacji. Statystyki mówią jednak jasno: jedna osoba z dziesięciu pada ofiarą złodziei i morderców, a jedna na pięć trafia do szpitala w wyniku wypadku. Jednak to nie przestępstwa i wypadki są główną przyczyną zaginięć. Najczęściej ludzie porzucają swe domy i krewnych w poszukiwaniu lepszego losu. W przypadku mieszkańca wsi Dmitrow było jednak zupełnie inaczej…
Historia ta miała miejsce 3 maja 1987 roku. Grigorij W. Kernosenko, weteran wojenny i emerytowany pracownik kołchozu, kończył pracę w swoim gospodarstwie, kiedy żona, Wiera, poprosiła go, aby wypuścił indyki. Mężczyzna pognał ptaki ku wrotom i gdy je otworzył, zauważył dziwny pojazd stojący w zaułku. Przypominał on niebieskawy spodek, jednak Kernosenko nie zdążył mu się uważniej przyjrzeć, gdyż został „wessany” do środka. Spotkał tam trzy dziwne postaci.
– Usiadłem w jakimś wygodnym fotelu – mówił. Wyżej, przede mną siedziały na podobnych trzy osoby. Dwóch czarnych mężczyzn, była tam też kobieta ubrana w lśniący strój. Jeden z mężczyzn burknął: „Teraz ty polecisz z nami!” Nie zorientowałem się nawet, że za iluminatorami pojawiły się gwiazdy. Mocno się zdenerwowałem i zapytałem: – A odwiedziecie mnie z powrotem? Kobieta odpowiedziała: – Skąd cię zabraliśmy, tam wrócimy.
Innoplanetanka z opowieści Kernosenki (za: UFODOS). Swą relację przekazał on w reportażu telwizyjnym możliwym do obejrzenia –tutaj– (fot.: YouTube).
Kernosenko twierdził, że obcy przypominali wyglądem ludzi, choć mieli wielkie głowy i oczy oraz czarniawy odcień skóry. Ich stroje wydawały się być zrobione z metalu, zaś na głowie kobiety dostrzegł on długie brązowe włosy i coś w rodzaju „aureoli”. Sam obiekt nie wydawał żadnego dźwięku, co nieco zdumiało mężczyznę. Ponadto nie rozumiał, dlaczego obcy porozumiewają się z nim w jego rodzimym języku. Jak potem przyznał, nie czuł wówczas strachu, a jedynie lekkie zażenowanie, gdyż w podróż wybrał się w wytartym roboczym ubraniu.
– Lecieliśmy w zupełnym milczeniu przez dość długo. W czasie lotu smarowali mi oni kilka razy usta czymś w rodzaju białej pasty bez smaku i zapachu. Na koniec, po lądowaniu, powiedzieli mi: – Wychodzić! Wyszedłem dość roztrzęsiony i widzę przed sobą miasteczko. Wszystkie domy z ostrymi dachami, a na końcu każdego – krzyż! A z krzyży wychodzi jasność. Kwitły tam też jakieś drzewa.
Były weteran twierdził, że wylądował w miejscu, które przypominało mu widziany w czasie wojny… Kraków. „Krzyże” na szczytach budynków, o których wspominał płonęły czerwonym blaskiem. Przed lądowaniem obcy nie tylko smarowali mu usta dziwnym „kremem”, ale również zadawali sporo pytań na temat jego życia.
– Słońca nie było widać – mówił o miejscu, do którego się udał. Pogoda była pochmurna. Zresztą mogło być tak, że był to czas przed świtaniem. Nie zdążyłem się jeszcze dobrze rozejrzeć, kiedy powiedziano mi: – Lecimy z powrotem! Niczego więcej nie pamiętam. Na moje oko lot trwał trzy lub cztery godziny.
Kiedy emeryt odbywał swą podróż, jego krewni uznali, że zaginął. Wkrótce zgłosili sprawę na milicji, jednak Kernosenki, żywego czy martwego nie odnaleziono. Znalazł się za to sam. W dziwny sposób, po równych 5 dniach, naprzeciwko swojego domu.
– Ocknąłem się u siebie na podwórzu. Padał deszcz – mówi. Z ziemi podniósł mnie syn, chociaż nie mogłem pojąć, skąd się wziął, ponieważ nie mieszkał z nami, tylko w Dniepropietrowsku. Potem jednak dowiedziałem się, że minęło pięć dni, a moja żona wysłała synowi telegram informujący o moim zaginięciu.
Syn zaginionego tak opowiadał o tej sytuacji:
Gieorgij Kernosenko (fot.: YouTube)
– Mieszkałem w Dniepropietrowsku. Niespodziewane otrzymałem od matki telegram mówiący: „Przyjeżdżaj. Ojciec zaginął.” Nie było go w sumie 5 dni. Przez ten czas szukaliśmy go wszędzie! Obdzwoniliśmy wszystkich przyjaciół, przeczesaliśmy cały teren, także szpitale i kostnice. Ale nigdzie go nie było. Potem zgłosiliśmy sprawę na milicji uznając, że stało się coś złego. Ale szóstego dnia, kiedy paliłem na ganku papierosa, zobaczyłem ojca. Nie wiem, skąd się pojawił. Był wychudzony i zarośnięty, klęczał na jednym kolanie. Wyglądało to tak, jakby spadł na ziemię z niewielkiej wysokości. Co więcej, chociaż padał deszcz, miał on suche ubranie. Zapytałem go: „Gdzie byłeś?”, a on odpowiedział, że poleciał na inną planetę. Pomyślałem, że całe szczęście, że się znalazł i zadzwoniłem na milicję, aby o tym opowiedzieć.
Spotkanie weterana z UFO miało szereg dziwnych następstw. Po dojściu do siebie zauważył on, że posiada na plecach cały szereg czarnych znamion przypominających „pieprzyki”. Jego opowieść nie spotkała się jednak ze zrozumieniem wśród miejscowej społeczności, wśród której zyskał sobie przydomek „Astronauty”. Początkowo w to wydarzenie powątpiewała nawet jego świętej pamięci żona. Kiedy o przygodzie Kernosenki dowiedziała się prasa, jako pierwszy odwiedził Dmitrow dziennikarz gazety „Za Rulem”. Artykuł o niezwykłych wydarzeniach zwrócił uwagę naukowców, a niebawem Kernosenko otrzymał telegram, w którym informowano go, że odwiedzi go grupa uczonych z Kijowa – specjalistów od kosmosu.
Przypadek Kernosenki badany był też przez przedstawicieli Centrum Badań Zjawisk Anomalnych przy współpracy naukowców ze Stowarzyszenia Naukowo-technicznego im. Popowa, na czele którego stał prof. Goroszko z Uniwersytetu Kijowskiego. Badacze byli zgodni co do tego, iż Kernosenko nie konfabulował. Coś wydarzyło się naprawdę a badanie gruntu na miejscu jego uprowadzenia potwierdziło, że znajdował się tam „jakiś pojazd”. Szef Centrum Badań Zjawisk Anomalnych Artiom Bilik spekuluje, że możemy mieć do czynienia z przypadkiem podróży nie na inną planetę ale do… innego wymiaru.
– Przeglądając folklor różnych narodów, możemy znaleźć dowody na istnienie światów równoległych. Opowieści o porwaniach i odwiedzinach „królestwa elfów”, „świata gnomów” itp. towarzyszą historii ludzkości. W erze lotów kosmicznych takie podróże przybrały bardziej nowoczesne formy: ludzi porywają nie elfy ale obcy pokazujący nam swoje światy – mówi.
Kernosenko rysujący postaci czarnoskórych obcych, którzy zabrali go na 5-dniową eskapadę (fot.: YouTube)
14 listopada 2006 r. w Kijowie dziennikarze stacji telewizyjnej STB w ramach programu „Prawa życia” nakręcili specjalne tematyczne wydanie pod tytułem „Gdzie znikają ludzie?”. Ukraiński ufolog Jarosław Soćka polecił im zaproszenie do udziału w programie pana Kernosenki. Pewny siebie mężczyzna po 20-letniej przerwie opowiedział jeszcze raz telewidzom swoją historię o podróży na inną planetę. Oczywiście, tak jak w przypadku Emilcina, głównego bohatera oskarżono o pijaństwo, konfabulacje i co tylko się da. Niestety w przeciwieństwie do historii z 1978 r. przypadek Kernosienki nie wykazuje zbyt wielu namacalnych dowodów, ale główny bohater został poddany szczegółowym testom, których wyniki zaprzeczyły, aby były jakiegokolwiek powody by swoją historię zmyślił. Co więcej, w przeciwieństwie do wielu innych osób, które przeżyły coś podobnego, były kołchoźnik nie napisał książki, ani nie udzielał porad duchowych. Po śmierci żony zamieszkał w Krzywym Rogu.
Historia ufologii mimo wielu lat zmagania się z podobnymi opowieściami, nie przyniosła nam żadnych odpowiedzi. Z jednej strony mamy do czynienia z niezwykle tajemniczym zniknięciem, zaś z drugiej ze scenariuszem, który rozmija się ze zdrowym rozsądkiem. Po co bowiem kosmici mieliby zabierać ukraińskiego rolnika na krótką wycieczkę na swoją planetę? Z każdym podobnym przypadkiem pytania mnożą się w nieskończoność. Postawa wiążąca się z podważaniem wiarygodności opowieści ludzi takich jak Kernosenko jest dość wygodnicka. Mówiąc wprost, stanowi ucieczkę od zadawania sobie bardzo, ale to bardzo trudnych pytań.
_____________________
INFRA
Na podstawie:
– Ufodos.ua
– Fakty.ua
– Hierman K. Kołczin, NLO: Fakty i dokumenty, Leningrad 1991.
Fotografia w nagłówku: kadr z reportażu o Kernosence, YouTube