W drugiej części wywiadu z Robertem L. Hastingsem, który od kilkudziesięciu lat zbiera doniesienia na temat przypadków obserwacji UFO nad instalacjami jądrowymi, poruszony zostaje temat tych przypadków, które zasługują na największą uwagę. Hastings dzieli się także swoimi opiniami o pochodzeniu UFO oraz o tym, dlaczego wojskowi wolą zachowywać w tej kwestii milczenie. Na koniec dzieli się jednym przypadkiem ze swojego archiwum, który otrzymał od… oficera z Polski.
____________________
Rozmawia: Piotr Cielebiaś (INFRA). Artykuł ukazał się także w magazynie „Nieznany Świat”. Zobacz także: pierwszą część wywiadu z R.Hastingsem.
Jeśli musiałby pan wyselekcjonować najlepsze dowody na istnienie UFO, to jakiego typu wydarzenia zasługiwałyby na największą uwagę?
RH: Niezwykle ważne są dane radarowe, ponieważ potwierdzają one obecność wysoce zaawansowanych pojazdów latających poruszających się w atmosferze Ziemi. Mowa oczywiście o przypadkach, w których stopień zaawansowania przekraczał ludzkie pojęcie. Podsumowanie najlepszych przypadków, w czasie których odnotowano ogromne prędkości rozwijane przez te obiekty oraz ich niewyobrażalną zwrotność znajduje się na stronie internetowej grupy NICAP.
W odniesieniu do innych dowodów, w tym relacji obserwatorów, te zbierane przeze mnie mają szczególną wartość, ponieważ pochodzą od wysoce wiarygodnych świadków, dopuszczanych przez amerykańskie wojsko do operowania bronią masowego rażenia, pracami technicznymi nad nią lub jej zabezpieczaniem. Nim im na to pozwolono, osoby te musiały przejść szereg testów, także psychologicznych.
Sceptycy niekiedy mają racje mówiąc, że ludzie źle interpretują to, co widzą, szczególnie jeśli nie są dobrymi obserwatorami, jednak ponad 120 osób pełniących służbę w różnych bazach Sił Powietrznych donosiło przez lata o obserwacjach niezidentyfikowanych obiektów (w kształcie spodka, cygara czy kuli), które dokonywały intruzji nad miejsca, w których składowano pociski nuklearne. Niekiedy też bezpośrednio wpływały na ich działanie. Ludzie ci nie mogą po prostu być szaleni. Nie można też oskarżyć ich o to, że niedokładnie przyjrzeli się obserwowanym zjawiskom. Niektórzy zwyczajnie musieli być wiarygodni, choć zatwardziali sceptycy zawsze będą ignorować pewne fakty. Co najważniejsze, część z przypadków, kiedy UFO manewrowało lub unosiło się nad silosami atomowymi zostało także potwierdzonych przez radary. W licznych innych przypadkach w incydenty te zaangażowane było kilka stacji radarowych lub radary umieszczone w samolotach, co z kolei minimalizuje możliwość wystąpienia zaburzeń technicznych.
Czy uważa pan, że prawda o UFO i stojącą za tym zjawiskiem inteligencją jest wciąż zbyt trudna, aby mógł ją pojąc człowiek XXI w.? Jak w pańskiej opinii zbliżanie się do prawdy o tym zjawisku może zmienić naszą wizję człowieczeństwa, Ziemi i nas samych? Czy obcy mogą być groźni nie tylko dla naszej cywilizacji, ale też… dla naszego zdrowia psychicznego i modelu społeczeństwa?
Okładka książki „UFO’s and Nukes” autorstwa R.Hastingsa, w której podsumował on wyniki swych wieloletnich badań nad obserwacjami obiektów UFO w pobliżu instalacji z bronią jądrową (fot. za: ufohastings.com).
RH: Według mnie nie ma dowodów na to, aby ze strony inteligencji kontrolującej pojazdy UFO groziło nam jakieś niebezpieczeństwo. Jeśli przypadki uprowadzeń przez obcych mają jakąkolwiek realną podstawę, tj. jeśli dochodzi do nich w rzeczywistości, to niektóre z relacji wskazują, iż nasi „goście” mogą mieć związek z pewnymi czynnościami wykonywanymi wbrew woli uprowadzonych (choćby ekstrakcji ich komórek), jednak wydają się być to zabiegi egoistyczne, nie zaś same przez się „wrogie” ludziom. Jeśli rzeczywiście są oni zaangażowani w serię „eksperymentów” związanych np. z inżynierią genetyczną można zauważyć, że w podobnie egoistyczny i przedmiotowy sposób ludzie traktują zwierzęta, chcąc bądź to prowadzić badania nad kosmetykami, bądź to testować medykamenty. Jeśli chcemy krytykować postawę moralną przybyszów dokonujących wzięć, powinniśmy przynajmniej przyznać, że sami w pewnych sprawach zachowujemy się podobnie. Jeśli zaś obcy mają na celu stworzenie rasy mieszańców, którzy ostatecznie zawładną nasza planetą, jak to sugerują niektórzy, to już zupełnie inna sprawa. Ale osobiście uważam, że nie wchodzi to w grę. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie UFO-zjawiska i proszę uznać to jedynie za mój głos, nie za wiążącą opinię. Śp. dr John Mack z Harvardu zajmował się badaniem raportów dotyczących uprowadzeń przez obcych, jak też i innymi aspektami spotkań twarzą w twarz między ludźmi a przedstawicielami innych ras. Wiele z nich miało dość dużą wartość i powinny być dalej zgłębiane.
Wychodząc jednak poza tematykę tych doniesień, chcę zauważyć, iż oficjalne potwierdzenie wizyty obcych na Ziemi, np. poprzez skoordynowany szereg oświadczeń ze strony rządów państw świata, do którego może dojść wkrótce w przyszłości, może mieć fundamentalny a nawet dramatyczny wpływ na ludzkość. Nasze wierzenia, naukowe fascynacje, instytucje społeczne i wspólne poczucie tożsamości mogą zmienić się w sposób do tej pory niespotykany.
Jeśli jednak kosmici istnieją a nawet i działają na naszej planecie, powinno nam się przedstawić fakty, które według mnie są ukrywane przez władze od dziesięcioleci. Nadszedł czas, aby ludzkość dorosła i nauczyła się, jak radzić sobie z „szerszą rzeczywistością”, która mówi, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, a niektóre rasy mogą nawet zajmować nadrzędną wobec nas pozycję. Akceptacja tego będzie dla wielu ludzi sporym wyzwaniem, a szczególnie odczują to ci przystający do tradycyjnych poglądów religijnych lub osoby o egocentrycznym podejściu do życia i świata. Ich dzieci oraz wnuki będą jednak już bardziej oswojone z tą ideą i poniosą ją dalej w nową przyszłość.
Powróćmy do związku UFO z bronią jądrową. W swej książce wylicza pan wiele przypadków, w których wykwalifikowani wojskowi obserwatorzy spotykali się ze zjawiskami, na które nie byli zupełnie przygotowani. Które z tych przypadków są w pana opinii najbardziej wiarygodne i dlaczego?
Monument przy bramie do bazy lotniczej Malmstrom AFB w Montanie, gdzie m.in. w 1967 r. doszło do incydentu z udziałem niezidentyfikowanego obiektu latającego. Więcej informacji o tych incydentach – tutaj– (fot.: PD)
RH: Wszystkie z nich są w mojej opinii wiarygodne, bowiem inaczej nie pisałbym o nich. Słyszałem wiele innych historii z ust byłych wojskowych, ale wydawały mi się one mniej godne uwagi z tego czy innego powodu. Nie chodzi jednak o to, że osoby te zmyśliły te historie lub próbowały mnie oszukać. Niektórzy starsi panowie, którzy doświadczyli dziwnych zjawisk w latach 40-tych lub 50-tych zwyczajnie niewiele już z tych zdarzeń pamiętali. W czasie rozmów z nimi napotykałem na szereg problemów, takich jak niepewność w sprawie kluczowych elementów ich doświadczeń czy nawet podawanie sprzecznych relacji. Takie przypadki odsuwałem na bok. Jak napisałem w książce, każda historia, nawet ta opisana przez uczonego, jest tylko przypuszczalnym obrazem tego, co miało miejsce w przeszłości. Dzieje się tak z powodu ulotności ludzkich wspomnień. Ja zaś staram się skupiać na samej esencji tego, o czym donoszą świadkowie i uzyskać jak najwięcej szczegółów. Najbardziej zdumiewa jednak fakt „zbiorowych” relacji ze strony byłych wojskowych.
Jeśli musiałbym wskazać najważniejsze przypadki, zaliczyłbym do nich incydent z aktywacją pocisków nuklearnych, który miał miejsce na terenie bazy Minot AFB, a także przypadki unieruchomienia systemów operujących pociskami w bazach Malmstrom i Ellsworth, kolejno w 1967 i 1978 r. Z ich analizy wynika jasno, iż wpłynęły one na bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych znacznie bardziej niż inne zgłaszane mi przypadki. Być może jeszcze ważniejsze w tych sprawach jest to, że dostarczają nam one nieco wglądu w możliwe intencje naszych „gości” i ich zainteresowania naszym arsenałem atomowym. Jak powiedziałem wcześniej, wierzę w to, że ostrzegają oni mocarstwa atomowe przed potencjalnym zagrożeniem związanym z rozwijaniem tej technologii obronnej. Prawdopodobnie demonstrują oni także to, że to oni, a nie my będą mogli kontrolować broń jądrową w wypadku możliwej wojny atomowej.
Dlaczego świadkowie wywodzący się z kręgów wojskowych decydują się mówić wprost o swoich doświadczeniach? Jakie motywy nimi kierują? Czy niezidentyfikowane obiekty nadal pojawiają się nad instalacjami z bronią jądrową?
RH: Motywy są różne i uzależnione od danej osoby, jednak większość z nich uznaje, że nie wolno dłużej skrywać prawdy przed obywatelami i społeczeństwem. Są to zwykle patrioci, którzy wiedzą, jak ważna dla spraw państwa jest kwestia poufności niektórych danych. Jednak w przypadku UFO rozumieją oni, że wydarzenia, które obserwowali mają tak dramatycznie ważny charakter, iż ukrywanie prawdy na ich temat nie znajduje uzasadnienia w kraju, który kieruje się zasadami demokracji. Większość z moich informatorów popierała moje zabiegi w celu upublicznienia ich historii. Niektórzy nazywali mnie nawet swym „głosem” ponieważ wahali się z ujawnieniem tych informacji, aż ich do tego zachęciłem. Incydenty związane z pojawianiem się UFO nad miejscami składowania broni jądrowej wciąż mają miejsce. Między wrześniem 2010 a lutym 2011 wiele osób zamieszkałych niedaleko instalacji z pociskami operowanymi przez bazę Warren AFB w Cheyenne (stan Wyoming) donosiło o obserwacjach cylindrycznych i trójkątnych obiektów, które albo manewrowały w pobliżu silosów, albo nad nimi zawisały. Niebawem opublikuję na ten temat artykuł.
Dziękuję panu za tak szczegółowe odpowiedzi. Pomogą one z pewnością wielu naszym czytelnikom zrozumieć podstawowy fakt mówiący, iż armia i nauka czasem nie może nic podziałać w konfrontacji z „nieznanym”. Czy chce pan przekazać naszym czytelnikom coś jeszcze?
RH: Mam 60 lat i jestem swego rodzaju „cyber-dinozaurem”. Nie jestem użytkownikiem (bo i nie mam na to czasu) portali społecznościowych, nie używam Facebooka i Twittera. Z tego powodu zdaje się na innych w szerzeniu „wieści” w cyberprzestrzeni na temat UFO i jego związków z bronią jądrową, dodatkowo biorąc pod uwagę to, że konwencjonalne media, z tego czy innego powodu, nigdy nie podejmą tego tematu. Tych, którzy przeczytali ten wywiad i uznają moje wypowiedzi za szczere i warte uwagi, chcę prosić o przekazanie tych faktów innym osobom, nie tylko w Polsce, a ale w każdym innym kraju na świecie.
* * * * * *
Z ARCHIWUM ROBERTA HASTINGSA
UFO NAD „POLSKIMI” BAZAMI?
Robert L. Hastings w czasie wykładu (fot. archiwum prywatne R. Hastingsa)
Poniższy list Robert Hastings otrzymał drogą elektroniczną w czerwcu 2010 r. Jego treść zawiera relację rzekomego byłego oficera WSW, który przekazał kilka informacji nt. UFO zgromadzonych w czasie swej służby. Informator był autorem dwóch listów. Kolejne dwa, w tym jeden informujący o jego śmierci, przesłał Hastingsowi jego krewny. Część relacji stanowi historyczne wprowadzenie, a większość informacji w nim zawartych można znaleźć choćby w Internecie. List miejscami sprawia wrażenie chaotycznego i momentami mało konkretnego. Nieco bardziej sensacyjny charakter ma jednak jego druga część, w której znajdują się „konkretniejsze” wnioski na temat UFO i kilka szczegółów odnośnie rzekomych obserwacji UFO w pobliżu baz wojskowych na terenie Polski. Cała sprawa jest jednak zbyt mało szczegółowa, aby traktować ją jako przełomowy dowód w sprawie tak kontrowersyjnej, jak związek Wojska Polskiego z UFO. Robert Hastings przekazał go w dobrej wierze, jako swoiste uzupełnienie wywiadu, mając nadzieję, iż takie same były zamiary informatora. Oto treść listu:
Drogi Panie Hastings,
Proszę mi wybaczyć, ale mój angielski z biegiem czasu nieco przyrdzewiał. Piszę do pana z Polski po przeczytaniu pańskiej książki o UFO i broni jądrowej. Powodem jest to, że przypomina to nieco wydarzenia z tej strony oceanu.
Po pierwsze, jestem 70-letnim emerytowanym oficerem LWP, pełniącym służbę w okresie polskiego socjalizmu. Byłem pułkownikiem i funkcjonariuszem Wojskowej Służby Wewnętrznej, która była wojskową jednostką wywiadowczą. WSW było odpowiednikiem radzieckiego GRU i współpracowała z nią blisko, gdyż trzeba pamiętać, że Polska była jednym z najważniejszych państw Układu Warszawskiego… Miałem zatem możliwość zasięgnięcia informacji o kilku sprawach.
Po II Wojnie Światowej na terenie Polski, z przyczyn politycznych i taktycznych, stacjonowało sporo jednostek sowieckich. Na podstawie dyrektywy 11097 wydanej przez Sowieckie Dowództwo Naczelne, która wzywała do przegrupowania i rozproszenia istniejących jednostek wojskowych po terytorium Bloku wschodniego, cała Północna Grupa Wojsk (Armii Czerwonej) pozostała na terytorium Polski. Była to 43., 65. i 42. Armia. Wszystko to stanowi dziś powszechnie dostępną wiedzę historyczną.
Dziś wiadomo również powszechnie, że na terytorium Polski znajdowało się kilka baz, w których miały być przetrzymywane pociski jądrowe, jeśli tylko pojawiłaby się konieczność użycia ich przeciwko siłom państw zachodnich. Ze wszystkich 63 baz w kraju, tylko kilka przeznaczono do tego celu. Były to m.in. baza nr 3001 w Podborsku, 3002 w Brzeźnicy Kolonii oraz 3003 w Templewie. Wszystko to stało się na przełomie lat 50-tych i 60-tych, dokładnie wtedy, kiedy Ameryka i ZSRR zaczęły odchodzić od koncepcji zmasowanego przeciwuderzenia bombowego i zaczęły wypracowywać technologię rakietowych pocisków balistycznych międzykontynentalnego zasięgu (ICBM), a także pocisków tego typu przystosowanych do wystrzeliwania z pokładu łodzi podwodnych (SLBM).
W Polsce nie składowano pocisków dalekiego zasięgu. Wszystkie polskie – lub bardziej dokładnie, sowieckie jednostki, posiadały rakiety taktyczne 8k11 (Scud) oraz 3r10, z których większość montowano na mobilnych wyrzutniach typu TEL, takich jak MAZ-543. Były one niecelne i miały krótki zasięg. Niemożliwe było np. trafienie Scudem w szeroką ścianę stodoły z odległości ponad 100 km, zaś efektywny zasięg pocisku przenoszącego głowicę nuklearną ograniczony był do 150 km. Zasięg rakiety 3r10 był jeszcze mniejszy i zatrzymywał się na 30 km. Założenie taktyczne polegało na „pocałowaniu” wrogich jednostek przy pomocy tej „super-broni” a następnie, jeśli byłoby to konieczne, przypuszczenie kolejnego ataku na Berlin, tym razem przy pomocy broni jądrowej.
Sprawiło to, że zacząłem interesować się UFO. Musi pan zdawać sobie sprawę, że wiedzieliśmy o tych obiektach dość dużo. Blok Wschodni rozpatrywał ten problem „kolektywnie”, ale to Rosjanie decydowali o ewentualnym otworzeniu ognia. Oficjalnie byliśmy im silnie podporządkowani, ale pozostaliśmy i tak najbardziej „niezależną” organizacją wywiadowczą w całym Układzie Warszawskim. Przeprowadzaliśmy zatem dodatkowe badania nad tym zjawiskiem, których wyników nie znam i które pozostały utajnione. Tak jednak prezentowały się zarysy tematyki UFO, które dostarczone były przez GRU i z którymi mnie zapoznano:
1) Szansa, iż obiekty te zostały wyprodukowane w USA lub innych krajach zachodnich jest bardzo niska i wynosi ok. procenta. 2) Obiekty te dokonują manewrów z prędkościami, które zabiłyby każdego pilota. Są albo zdalnie sterowane, albo pilotowane przez istoty nie będące ludźmi. 3) Dające się obserwować zjawiska powietrzne można równocześnie śledzić na radarach, jednak w niektórych przypadkach obiekty te wykazały zdolność „usuwania się” z ich ekranów. 4) Obiekty te wykazywały nietypowe i regularne zainteresowanie obszarami, na których składowano broń jądrową.
To właśnie dlatego pańska książka wydała mi się tak poruszająca. Ale jest coś jeszcze. W przypadku obejmującym obserwację tego typu obiektu na terenie lub wokół placówki wojskowej, cały personel (poza wyszczególnionymi osobami) miał przejść do pod- lub naziemnych instalacji, gdzie czekać miał na dalsze rozkazy. Żołnierzom nakazano natychmiastowo przejść np. do podziemnego bunkra, podczas gdy specjalnie przeszkolona osoba pozostawała na górze w celu obserwacji i przekazywania danych odnośnie pozycji i innych szczegółów obiektu NOL. Co najzabawniejsze, o podobnej procedurze, tylko stosowanej przez USAF, przeczytałem w pańskiej książce.
Wyjaśnimy jeszcze jedno – w Polsce nikt z rządzących nie wypowiadał się o NOL-ach. Żołnierzom (jeśli im w ogóle cokolwiek mówiono) nakazano, aby nie mówili o UFO, lecz o mglistej koncepcji „prawdopodobnej aktywności szpiegowskich samolotów”, a biorąc pod uwagę realia Zimnej Wojny, kiedy wszystko to się działo, każdy bał się imperialistycznego amerykańskiego oka na niebie. Były to czasy, kiedy wy baliście się komunistycznych szpiegów a nasi bali się waszych. Histeria ta przyczyniała się do utajniania całej sprawy. Jestem całkiem pewien, że dowódcy zdawali sobie sprawę, że obiekty UFO nie były amerykańskimi samolotami szpiegowskimi (i musieli wiedzieć, że takowe poruszają się na wysokościach, na których niemożliwe jest ich wyśledzenie przez personel naziemny i systemy namierzania pocisków).
Zastanawialiśmy się wówczas wszyscy, czy Rosjanie zdają sobie sprawę z intencji tego niezaprzeczalnie inteligentnego zjawiska. Pamiętam rozmowę z przyjacielem, który spędził wiele czasu w Moskwie i powiedział: „Rosjanie znają sprawę i wiedzą o tym dość dużo. Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale lepiej o tym nie mówić. Może to cię kosztować karierę, a nawet zdrowie.” Pojawiło się wiele incydentów, w których obiekty UFO obserwowano w bliskiej odległości od baz, w których składowano głowice jądrowe. Z informacji, które słyszałem lub przeczytałem wynikało, że nie doszło do żadnych przypadków wylądowania tych obiektów. W jednym z przypadków UFO przeleciało ukośnie nad prostokątnym obszarem, gdzie składowano pociski, wystrzeliwując w dół bardzo jasny stożkowaty snop światła przypominający ogromny reflektor. Obiekt zdawał się wykorzystywać to światło, albo cokolwiek to było, w regularnym cyklu, który polegał na oświetlaniu terenu poniżej, znikaniu światła, a następnie jego pojawianiu się nieco dalej.
O wszystkim tym usłyszałem od jednego z oficerów stacjonujących w Brzeźnicy, gdzie doszło do obserwacji. Stwierdził on, że wszyscy uważali obiekt za amerykański bezgłośny helikopter. Nie zarejestrowano jednak żadnych zakłóceń w pracy urządzeń elektronicznych, a obiekt nie pojawił się na radarze. Wojskowe kanały były jednak zakłócane trzykrotnie tego wieczora i w nocy. Najpierw pojawiła się przerwa w komunikacji radiowej, a dwukrotnie zakodowane informacje, które otrzymano z Warszawy nadeszły w złej kolejności (ta, która została nadesłana później, przyszła jako pierwsza).
To wszystko, o czym chciałem panu powiedzieć. Byłem tylko trybikiem w wielkiej wojskowej maszynie, ale i tak jestem zadowolony, że miałem możliwość poznania tak wielu informacji. Większość z moich rówieśników nigdy nie dowiedziała się, albo nadal nie wie, czym jest UFO. Piszę o tym, ponieważ ZSRR i PRL już nie istnieją, a ja 25 lat temu zrzuciłem mundur. Mogę mówić o wszystkim wprost i nie obejmują mnie żadne dokumenty, ani regulacje. Jestem starszym człowiekiem i moja pamięć jest już nadwyrężona, a niektóre z rzeczy, jakie przekazałem, mogą nie być tak szczegółowe, jak powinny.
Pozdrowienia,
XYZ
20 czerwca 2010
Artykuł ukazał się także w piśmie „Nieznany Świat„, 12/ 2011.
____________________
Rozmawiał: Piotr Cielebiaś
Fot. w nagłówku: Minuteman III w Silosie, DOD / DP