Gdy pod koniec lat 60-tych odkryto pulsary, które uznano za potencjalne źródło pozaziemskich sygnałów , większość uczonych wahała się czy informacje te przekazać opinii publicznej. Przez kilkadziesiąt lat trwania SETI pojawiło się kilka innych transmisji mogących pochodzić od obcej inteligencji. Dziwne postępowanie uczonych zajmujących się poszukiwaniem wiadomości od innoplanetan sprawiło, że wokół SETI narosło wiele mitów. Przyglądając się tej zagmatwanej historii można dojść do wniosku, że ET mogli starać się z nami skontaktować, a ludzkość tego nie zauważyła.
____________________
Philip Coppens
Był rok 1960, gdy amerykański astronom i astrofizyk Frank Drake przeprowadził pierwsze poszukiwania sygnałów radiowych mających pochodzić od cywilizacji pozaziemskich. Miało to miejsce w Narodowym Obserwatorium Radioastronomicznym w Green Bank w stanie Wirginia Zachodnia. Tak rozpoczął życie program SETI (ang. Search for Extra-Terrestrial Intelligence, pol. Poszukiwanie inteligencji pozaziemskiej). Niedługo potem Drake stworzył tzw. „formułę z Green Bank” – wzór matematyczny mający pomóc w ustaleniu prawdopodobieństwa istnienia we wszechświecie inteligentnych form życia. Formuła Drake’a pozwalała także oszacować liczbę planet podobnych do Ziemi w Drogi Mlecznej.
Od tamtego czasu „równanie Drake’a” (jak powszechnie zaczęto je nazywać) stało się ulubionym instrumentem w poszukiwaniu obcych form życia. Niektórzy egzobiolodzy twierdzą, że równanie jest zbyt ograniczone, ponieważ skupia się na planetach, na których organizmy mogły wyewoluować, a nie takich, gdzie mogły zostać „eksportowane”. Tak jak ludzie przemieszczają się z kraju do kraju, tak i życie mogło wędrować od planety do planety. Gdyby udało się udowodnić, że życie przywędrowało na Ziemię z kosmosu (np. poprzez meteoryty), równanie nie powinno obejmować także nas! Większość naukowców zwraca jednak uwagę na fakt, że wszystkie czynniki w równaniu są nieznane i dlatego pozostają tylko przypuszczenia. Oznacza to, że według Drake’a prawdopodobieństwo życia we wszechświecie waha się od zera do miliarda miliardów, w zależności od tego jakie wartości podstawi do wzoru poszczególna osoba. Równanie jest swego rodzaju „chwytem”, i ze sposobu w jaki Drake je stworzył najwyraźniej wynika, że właśnie taki był jego zamysł.
Frank Drake (ur. 1930) twierdzi, że równanie stworzył w następujących okolicznościach: „Kiedy planowałem spotkanie [poświęcone zagadnieniu poszukiwania śladów od inteligentnych cywilizacji w 1961 r.], kilka dni przed nim uświadomiłem sobie, że potrzebujemy planu. Spisałem zatem wszystko, co jest konieczne do przeprowadzenia prób poszukiwania życia w kosmosie. Przyglądając się zapiskom, stało się dla mnie jasne, że gdyby pomnożyć to przez współczynnik n, otrzymamy liczbę cywilizacji z naszej galaktyki, które są zdolne do nawiązania kontaktu. Chodziło oczywiście o poszukiwania radiowe, nie zaś próby odkrycia prymitywnych form życia.” (fot. za: scifun.org)
Innym naukowy narzędziem związanym z równaniem Drake’a jest paradoks autorstwa przez Enrico Fermiego z 1950 r. Włoski noblista stwierdził, że zachodzi oczywista sprzeczność pomiędzy olbrzymim prawdopodobieństwem istnienia cywilizacji pozaziemskich a brakiem dowodów w tej sprawie. Ponieważ jednak mainstreamowa nauka uparcie odmawia poszukiwań obcych poza SETI oraz ignoruje innego rodzaju dowody, istnienie paradoksu Fermiego jest w pewnym sensie paradoksem samym w sobie.
Adrian Kent z Perimeter Institute w Waterloo, w kanadyjskim stanie Ontario twierdzi, że może istnieć powód tego, dla którego pozaziemianie nie dali o sobie znać poprzez sygnały radiowe. Kent utrzymuje, że we wszechświecie, podobnie jak na Ziemi, istnieć może konkurencja w zakresie zdobywania surowców. Zaawansowane rasy mogą wykorzystywać inne planety dla swoich celów, a w międzygwiezdnej gospodarce dyskrecja i tajność to atuty.
Po wielu latach bezowocnego funkcjonowania SETI, wraz z nadejściem Internetu i rozpoczęciem w 1999 r. programu Seti@home (SETI w domu), szerokie rzesze ludzi miały możliwość wzięcia udziału w poszukiwaniu obcej inteligencji. Projekt Seti@home zarządzany był przez University of California (UC) w Berkeley, z którym łączyły się miliony komputerów na całym świecie w celu przeszukiwania danych zbieranych przez radioteleskop w Arecibo. We wrześniu 2004 r. poinformowano, że program zdołał odnaleźć sygnał pozaziemski, ale astronomowie szybko temu zaprzeczyli. – To wszystko to tylko niepotrzebny hałas – powiedział Dan Wertheimer. – Nie mamy niczego niezwykłego.
Sprawdzono setki tysięcy sygnałów bacząc, czy ich nadawcami nie są czasem cywilizacje pozaziemskie. Do dalszych analiz wybrano 150 sygnałów. We wrześniu 2004 r. wykryto SHGb02+14 o częstotliwości 1420 MHz (linia emisyjna promieniowania elektromagnetycznego o długości fali równiej 21 cm, tj. zakres radiowy, wysyłanego przez atomy wodoru). Sygnał uznano za poważnego kandydata, jednak po czasie okazało się, że jest on jedynie zakłóceniem. Sposób w jaki doprowadzono do tej konkluzji wywołał jednak falę krytyki i spekulacji. Na przykład dyskutowano o tym, że Instytut SETI nigdy nie ujawnił wszystkich szczegółów sygnałów, np. ich dokładnych lokalizacji. Dla zwolenników teorii spiskowych był to dowód na to, że SETI nie mówi o wszystkim, co wie.
Ale wydarzenie z 2004 r. nie było unikatem. Radioastronomia jest jak szukanie igły w stogu siana (w dodatku poszukiwacze nie mają pojęcia jak ta igła wygląda). Metody zastosowane przez naukowców mają za zadanie wyselekcjonować sygnały, które wydają się być nienaturalne i podobne są do tych, które mogłaby wyemitować pozaziemska cywilizacja. Problem polega jednak na tym, iż niektóre sygnały naturalne bardzo przypominają te wygenerowane sztucznie. Jednym z najlepszych przykładów są impulsy pulsarów: w 1967 r., kiedy Jocelyn Bell Burnell i Antony Hewish odkryli pulsar PSR 1919+21 i nazwali go LGM-1 (od angielskiego Little Green Men – pol. mali zieloni ludzie) uważano, że obiekty te mogą stanowić dowód na inteligencję pozaziemską, ponieważ ich sygnały mają tak „perfekcyjny” charakter.
Co ciekawie, zgodnie z tym co twierdzi brytyjski fizyk Peter Sturrock, w środowisku naukowym toczono wówczas dyskusję czy informacje te podawać do publicznej wiadomości. Naukowcy z Cambridge University ustalili, że nie mogą wydać takiego oświadczenia zanim nie skonsultują się z „wyższymi władzami”. – Mówiło się nawet o tym, czy nie lepiej by było w interesie ludzkości w ogóle zniszczyć dowody i o wszystkim zapomnieć! – twierdził Sturrock. Ostatecznie wydano oświadczenie, że sygnały z pulsarów są naturalne, co mogło wzbudzić podejrzenia czy aby nie jest to kłamstwo skonstruowane przez „wyższe władze” i naukowców, którzy przecież byli przekonani, że są sztuczne. Niektórzy, jak Paul LaViolette, nadal uważają, że pulsary są inteligentnie sterowane, ale są to raczej odosobnione głosy. W swej książce „The Talk of the Galaxy” LaViolette pisze: „Jeżeli pozaziemskie cywilizacje próbują się z nami skontaktować wyróżniając swe transmisje ‘czymś co nie może być naturalne’ to sygnały z pulsarów są z pewnością czymś, co by pasowało do tego modelu”.
Sygnał „Wow!” zaznaczony na wydruku przez J.R. Ehmana
(fot. Wikimedia Commons)
Jednak najlepszym przykładem potencjalnego „obcego” sygnału odkrytego przez SETI był tzw. „Wow!”, który 15 sierpnia 1977 r. wykrył dr Jerry R. Ehman. Sygnał trwał 72 sekundy, jednak zarejestrowano go tylko raz, przez co nie udało się go zweryfikować. Nazwa pochodzi od tego, iż Ehman widząc go, nakreślił na wydruku komputerowym słowo „Wow!” Podobnie jak SHGb02+14a mieścił się on na częstotliwości 1420 MHz. Powodem tego jest fakt, że częstotliwość ta jest aktywnie „przeczesywana” przez radioastronomów, który zakładają, iż obce istoty wykorzystują ją, gdyż jest to sygnał emisji wodoru stanowiącego podstawowy budulec życia. To kolejny przykład „igły w stogu siana” – podejścia, które zakłada, że obcy chcący wysłać ludzkości wiadomość o swoim istnieniu będą myśleć tak samo jak my.
„Wow!” pochodził z konstelacji Strzelca, z okolic grupy gwiazd Chi Sagittarii. Czas jego trwania (72 sek.) w rzeczywistości wynikał z konstrukcji teleskopu Big Ear. Spodziewano się określonej długości sygnałów, które miały narastać przez 36 sekund, kiedy wchodziły w okno obserwacyjne, a następnie trwały przez drugie tyle.
Ehman czekał na powtórkę słynnego sygnału. Nic takiego jednak nie nastąpiło. W 1987 i 1989 r. Robert Gray szukał go dzięki sieci META przy Obserwatorium Oak Ridge, ale skutek okazał się podobny. Kolejną (również zakończoną fiaskiem) próbę przeprowadził w lipcu 1995 r. dyrektor wykonawczy SETI League, H. Paul Shuch, który wykorzystał 12-metrowej średnicy radioteleskop w Narodowym Obserwatorium Radioastronomicznym w Green Bank (Zachodnia Wirginia). Gray kontynuował próby z użyciem Very Large Array w Nowym Meksyku w latach 1995-1996, a trzy lata później z pomocą dr Simona Ellingsena poszukiwał „Wow!” przy pomocy 26-metrowego teleskopu w Radioobserwatorium Astronomicznym w Mount Pleasant należącego do Uniwersytetu Tasmańskiego.
Choć sygnał „Wow!” został sklasyfikowany jako „interesujący, mogący potencjalnie mieć pochodzenie pozaziemskie, jednak nigdy więcej nie zarejestrowany”, SETI rozpoczęło kampanię mającą na celu wyjaśnić za wszelką cenę jego proweniencji. Sam Ehman sugerował, że „coś sugeruje, że był to sygnał ziemski, który odbił się od kosmicznych śmieci”. „Coś” jest w tym przypadku terminem bardzo nienaukowym. Choć uznał on, że sygnał ma najprawdopodobniej ziemskie pochodzenie, pojawiły się proste wnioski mówiące, że częstotliwość 1420 Mhz jest nieużywana przez ziemskie przekaźniki, jako że zarejestrowano ją dla celów astronomicznych i obserwacyjnych.
Tzw. przekaz z Arecibo został wysłany w kosmos w listopadzie 1974 r. Wiadomość w kodzie dwójkowym skierowana była do obcych cywilizacji i zawierała podstawowe informacje na temat człowieka i jego planety. Wielu specjalistów jest jednak przeciwnych nadawaniu przez ludzkość wiadomości do obcych, gdyż mogą wiązać się z tym nieprzewidywalne zagrożenia (graf. Wikimedia Commons).
Kolejny przykład dwuznacznego zachowania SETI miał miejsce na początku stycznia 2012 r., kiedy badacze z UC opublikowali listę dwunastu sygnałów, które w oświadczeniu prasowym opisali jako „sygnały podobne do tych, które jak uważamy mogą zostać wyprodukowane przez pozaziemską technologię”. Kiedy informacja została podchwycona przez media, szybko nadeszło uniwersyteckie dementi oświadczające, że nie chodziło o realne sygnały, a przykłady interferencji. Nikt jednak nie potrafił wyjaśnić, jakie były zamiary publikacji owej listy.
Te kilka przykładów pokazuje nam z jakimi dziwacznymi, ale równocześnie intrygującymi sprawami stykała się SETI. W 1992 r. NASA ogłosiła swój własny program poszukiwania inteligencji w kosmosie – High Resolution Microwave Survey. Po roku działalności, dzięki staraniom senatora Richarda Bryana, został on wstrzymany. W swym uzasadnieniu Bryan wyjaśniał, że do tej pory nie udało się spotkać dzięki temu żadnego „Marsjanina” ani „latającego spodka”. Choć było to bardzo prostackie i krótkowzroczne, mówiąc o kosztach, zdołał przekonać rząd do swych racji.
Podsumowując historię SETI zauważymy, że program ocierał się niejednokrotnie o pomówienia o udział w ukrywaniu dowodów na istnienie pozaziemskiej inteligencji. Powiązani z nim uczeni mają za sobą długą historię dziwacznych oświadczeń, które zwykle prostowali lub którym zaprzeczali. Dlaczego? Przedstawiciele SETI ogólnie zachowują się w dziwny sposób. Dlaczego przykładowo nauka narzuciła odgórnie wyimaginowany sposób myślenia, jaki mogli, ale nie musieli przyjąć przedstawiciele pozaziemskiej inteligencji? Podobnie było z częstotliwością 1420 MHz, która często występuje „w naturze”. Oznacza to, że istoty pozaziemskie, które zechciałyby jej użyć, zastanowiłyby się nad tym dwukrotnie, gdyż ich sztucznie wygenerowany sygnał łatwo byłoby pomylić z naturalnym. Dlatego to, czy ET rzeczywiście skontaktowali się z nami dzięki radioastronomii, może na zawsze pozostać tajemnicą.
_____________________
INFRA
Autor: Philip Coppens
Źródło: philipcoppens.com
Fot. w nagłówku: Anteny w Hat Creek Observatory / CC
Opublikowano za zgodą autora