Podczas pobytu u prymitywnych ludów antropolodzy stykali się niekiedy ze zjawiskami, które dla zachodniej nauki pozostawały i pozostają w sferze tabu. To, co podczas afrykańskich ceremonii widzieli Bruce Grindal , Edith Turner i inni znacznie wykracza poza rozumienie rzeczywistości białego człowieka. Doświadczenia te często zostawiały na badaczach trwały ślad. Dla autochtonów były to jednak rzeczy dopuszczalne i jak najbardziej realne; dla nas coś nie z tego świata.
____________________
J.Hunter, Darklore/Dailygrail.com
Znalezienie się w otoczeniu innej, zupełnie obcej kultury samo w sobie jest dziwnym doznaniem. Wielu antropologów zauważyło jednak, że podczas swoich wypraw zaczynali doświadczać rzeczywistości na sposób, który zachodniej nauce wydawał się nie do przyjęcia. Doświadczenia te możemy uznać za „anomalne”, jako że nie pasują do racjonalnego, naukowego obrazu świata. Przedstawiciele prymitywnych kultur rozpatrywali te sprawy zgoła inaczej – choć nie były to dla nich zjawiska codzienne, były jednak bardzo ważne. Mówiąc dokładniej, inaczej niż zachodnie kultury uznają oni za możliwe istnienie takich zjawisk jak telepatyczna komunikacja, sny prorocze, spotkania i rozmowy z duchami czy czarodziejstwo.
Wielu szanowanych antropologów podczas swej pracy zauważyło, że wystarczy zrobić kilka kroków w tył, aby doświadczyć innego pojmowania rzeczywistości (bez uciekania się do środków psychoaktywnych). E.B.Tylor, E.E. Evans – Pritchard, B.T.Grindal oraz E.Turner doświadczyli tego na własnej skórze i zinterpretowali każdy na swój sposób. Analiza ich doświadczeń na temat spotkań ze zjawiskami nadprzyrodzonymi pozwala nie tylko zajrzeć w ich głąb, ale także zrozumieć stosunek, jaki ma do nich nauka akademicka…
Zjawy i wiktoriańska inteligencja
Edward Burnett Tylor (1832-1917) – angielski antropolog, etnolog i archeolog, zainteresowany głównie genezą kultury i religii. Autor „Cywilizacji pierwotnej” i „Antropologii”.
Edward Burnett Tylor (1832-1917) uznawany jest za jednego z ojców antropologii, a także typowego antropologa fotelowego (zamiast dalekich wypraw preferował ciszę bibliotek). W 1872 r. przeprowadził on jednak eksperyment etnograficzny z udziałem kilku członków ruchu spirytystycznego, który w tamtym okresie zyskiwał w Ameryce i Europie wielu zwolenników.
Tylora intrygowało to, jak wielu intelektualistów epoki wiktoriańskiej dawało wiarę w to, że media potrafią przekazać dowody, że ludzkie życie nie kończy się po śmierci fizycznej. Wiara w istoty duchowe była jedną z podstaw teorii Tylora na temat pochodzenia religii; sugerował, że powstała ona w sposób podobny do ruchu spirytystycznego. Ponieważ uważał go za współczesną wariację wierzeń animistycznych, pragnął zobaczyć, jak rzecz ma się od strony praktycznej.
Tylor zaczął badania jako sceptyk przekonany, że medium spirytystyczne albo nadmiernie wierzy w swoje możliwości kontaktu z zaświatami albo (co gorsze) umyślnie stara się wprowadzić w błąd ludzi zgromadzonych na seansie. Notatki uczonego z tamtego okresu wskazują jednak na bardziej skomplikowaną sytuację: choć rzeczywiście był on w stanie wykryć kilka mistyfikacji na seansach z duchami, nie potrafił wytłumaczyć zdolności takich mediów jak Daniel Douglas Home, Stainton Moses czy Kate Fox. Po seansie z pierwszym z nich odnotował, że nie był w stanie wyjaśnić, w jaki sposób dochodziło do „zagadkowych stuknięć, lewitacji stołu czy samoistnego grania akordeonu”. W przypadku Staintona stwierdził, że „jego trans wydawał się być realny”, zaś przypadek Kate Fox uznał za „warty dalszego rozważenia” Poprzez doświadczenia z mediami uznał on, że nie da się zaprzeczyć możliwości, iż „może istnieć siła parapsychiczna powodująca szuranie, poruszanie przedmiotów, ich lewitację etc.” Mimo tego nie uznał on, że publikacja tych obserwacji, nawet w ramach pracy o animizmie, jest konieczna. Wykazały one, że wiara w podobne zjawiska nie ogranicza się jedynie do „dzikich”, ale obejmuje także członków angielskich elit. W obawie o szyderstwa ze strony świata nauki, których doświadczył chemik Sir William Brookes po opublikowaniu wniosków na temat D.D. Home’a w 1874 r., Tylor zdecydował, że o tym co widział mówić nie warto.
Substancja czarownika
Evans – Pritchard (1902-1973) w otoczeniu młodzieży Zande.
Na początku XX w. antropologia była już nieco dalej niż w czasach Tylora. Bronisław Malinowski (1883-1942) wyznaczył całkiem nowe schematy badań, rozwijając metodę „obserwacji uczestniczącej”, stanowiącej do dziś filar etnografii. W 1926 r. Edward Evans-Pritchard (1902-1973) poproszony został przez rząd brytyjski o zbadanie ludu Azande (Zande) z Południowego Sudanu, wśród którego żył przez cztery kolejne lata uczestnicząc, w miarę swoich możliwości, w ich codziennym życiu.
Dzięki bliskim kontaktom z Azande Evans-Pritchard dowiedział się wiele o ich kosmogonii i wierzeniach. Szczególnie ciekawe było ich pojmowanie związków przyczynowo-skutkowych. Ustalił on, że w świadomości Azande czarownik był stroną, której zadaniem było wyjaśnianie zdarzeń niezwykłych oraz nieszczęśliwych. Co więcej, w jego opinii ich poglądy (co było dość radykalnym stwierdzeniem jak na tamte czasy) miały charakter logiczny, a wiara w czary nie stała u nich w opozycji do racjonalnego podejścia do innych zjawisk natury. Pewnej nocy zdarzyło się coś wyjątkowego.
„Około północy, tuż przed pójściem do łóżka, wziąłem dzidę i poszedłem, jak co noc, na przechadzkę. Przechodziłem przez ogród z bananowcami w pobliżu jednej z chat, gdy zauważyłem jasne światło przelatujące za domem mojego służącego i kierujące się w stronę chaty człowieka zwanego Tupoi. Ponieważ było to warte zbadania, śledziłem je do czasu, aż dalszą obserwacje utrudniły wysokie trawy. […] Niestety, straciłem światło z oczu. Wiedziałem, że tylko jeden człowiek we wsi miał lampę, która mogła dawać podobnie mocne światło, jednak rankiem poinformował mnie on, że była przecież bardzo późna godzina i nie używał jej. Powiedział mi, że to co widziałem przypisuje się działaniu czarów. Tego samego ranka umarł starszy kuzyn Tupoia i znajomy właściciela lampy. Światło, które widziałem miało być z tym powiązane. Nigdy nie odkryłem jego prawdziwego pochodzenia.”
Azande uznawali to zjawisko za nadprzyrodzone. Światło, które widział Pritchard-Evans miało według nich być substancją z ciał czarowników, którą wydalali chcąc kogoś zabić. Mimo zapewnień miejscowych, że uczony widział magiczną „emanację” z ciała, uznał on, że był to raczej ktoś, „kto podpaloną garścią trawy oświetlał sobie drogę do ustępu”. Choć Brytyjczyk ignorował wyjaśnienia autochtonów zdawał sobie sprawę, że miało to dla nich wielkie znaczenie. Warto dodać, że w 1944 r. antropolog przeszedł na katolicyzm, a jego decyzję starano się wytłumaczyć tym, co przeżył w Afryce. Transformacja ta szła w parze z otwartością do mówienia o swoich doświadczeniach, co było przeciwieństwem zachowania E.B. Tylora.
Tańczący trup
Laska wróżbity z Sisalaland, używana do kontaktu z duchami przodków (za: bbc.co.uk)
Anomalne lub jak mówił Bruce T. Grindal „nadprzyrodzone” doświadczenie, przytrafiło się mu podczas pobytu u ludu Sisala z Ghany w 1967 r. W wyniku śmierci dwóch mieszkańców wioski, miała odbyć się ceremonia na dużą skalę, z udziałem „bomo”. Kilkudniowe przygotowania do uroczystości były tak intensywne, że znacznie zaburzyły rytm dnia Grindala. W dzień pogrzebu, kiedy miało dojść do „cudu”, był on wyczerpany, ale mimo to przekazał niezwykle rozbudowaną relację na temat swojego doświadczenia:
„Kiedy ich obserwowałem, uświadomiłem sobie, że zaczynają poruszać się w przód i w tył. Zauważyłem, że goka [uczestnik ceremonii pogrzebowej] i ciało połączyły się w rytmie zawodzenia i hałasu. Dostrzegłem, że co jakiś czas ciało porusza się, jakby w odpowiedzi na ruchy goki. Początkowo myślałem, że oczy płatają mi figle. Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to się zaczęło, ale początek wyznaczało oczekiwanie w przerażeniu na nadejście czegoś niewyobrażalnego. Ledwie oddychałem, czułem niepokój w trzewiach odpowiadający potęgującej się świadomości. To, co wówczas widziałem wykraczało poza ramy normalnej percepcji. Zarówno z ciała goki, jak i zwłok wystrzeliwały promienie światła, które były tak ulotne, że trudno mi było powiedzieć skąd się brały. Goka uderzał o ziemię metalową motyką, a z jego ust strzelała naokoło ślina. Nagle iskry zaczęły sypać się z niego niczym z ogniska. Poczułem wtedy, że moja szczęka zacisnęła się, a po plecach przeleciały mi ciarki.
Roztoczył się przede mną widok tak samo wstrętny, jak i piękny. Z palców i ust goki w kierunku palców u rąk i stóp martwego ciała pobiegły nitki światła. Trupem wstrząsnęły spazmy, stanął on na ziemi i zaczął szaleńczo tańczyć. Kiedy patrzyłem, włączyłem się w ten krąg siły. Zdawało się, że ściany i podłoga ożyły i emanują światłem i mocą, która popycha tańczących w jedną, a potem drugą stronę…”
Obok tej wstrząsającej relacji nie można przejść obojętnie. Grindal pragnął uwiecznić wydarzenie w jak najdrobniejszych szczegółach, odnosząc się także do interpretacji Sisalów. Potwierdził, że to co opisał miało miejsce w rzeczywistości i widział to nie tylko on, ale wszyscy zgromadzeni. Nie dziwi jednak, że było to dla niego wystarczająco mocne przeżycie i nie miał zamiaru go powtarzać. Jak mówił, był szczęśliwy mogąc doświadczyć go raz w życiu, by potem snuć o nim teoretyczne rozważania…
Wyciąganie Ihamby
Dzieci z ludu Ndembu
Doświadczenie Edith Turner z czasu jej pobytu u ludu Ndembu z Zambii należy do jednej z najbardziej znanych etnograficznych relacji o spotkaniu ze zjawiskiem nadprzyrodzonym. Turner uczestniczyła w ceremonii leczniczej, podczas której szaman próbował usunąć z ciała pacjentki złego ducha Ihamba. Pod koniec zobaczyła ona, jak z pleców kobiety wyciągana jest niezwykła, niemal „ektoplazmatyczna” masa.
„Uzdrowiciel stojący pośrodku zachwiał się. Wszyscy wychylili się, bo najwyraźniej złapał go. Uświadomiłam sobie podobnie jak oni, że pękają pewne bariery i zaczęłam płakać. To coś chciało się urodzić i właśnie przychodziło na świat. […] Potem Meru [pacjentka] upadła. Minęło trochę czasu, zanim zdołałam wychylić się zza pleców Billa wśród ogólnej wrzawy. Uzdrowiciel naciskał na jej plecy […] Nagle Meru podniosła jakby uwolnioną rękę i wtedy na własne oczy zobaczyłam, że z mięśni jej pleców wydostaje się coś, co przypomina wielki, szary skrzep o średnicy jakichś 6 cali; wielkie matowe „coś” przybrało kształt kuli. Byłam zdumiona. Śmiałam się uświadomiwszy sobie, że widziałam Ihambę, i to tak dużego. Widać było go doskonale. Ręce uzdrowiciela pracowały tymczasem nad plecami pacjentki. Przygotowano następnie pojemnik. Czymkolwiek było to coś, zostało zamknięte. I po sprawie.”
Dla Edith Turner doświadczenie to było tak potężne, że kazało zakwestionować podstawy nauki. Uznała, że przez dziesięciolecia antropolodzy spotykali się z opowieściami o duchach, które ignorowali. Jak pisała: „Antropolodzy bywali świadkami wielu rytuałów związanych duchami. Za każdym razem miejscowi próbowali uświadomić im, że duchy istnieją, ale ci interpretowali wszystko na swój, dalece odmienny sposób.” Turner postanowiła spojrzeć na to oczyma badanych ludów, choć wykraczało to poza utrzymywany zwykle badawczy dystans. Doświadczenie to sprawiło także, że zmieniła ona pogląd na sferę istnienia bytów niematerialnych.
Antropologia dziwności
Jakie wnioski możemy wyciągnąc z tych relacji? Można uznać, że świadkiem podobnych sytuacji mógłby być każdy, kto dostatecznie długo żyłby wśród wymienionych tu kultur. Być może „uczestnictwo” jest ogólnym warunkiem doświadczania wszelkiego rodzaju zjawisk paranormalnych. Tylor wchodząc w środowisko bywalców seansów spirytystycznych doświadczył zjawisk, których nie mógł pojąć. Evans Pritchard, kiedy doświadczył spotkania z „substancją czarownika” mieszkał przez długi czas wśród Azande. Podobnie było z doznaniem Grindala, który tak jak Edith Turner brał pełny udział w przeżywaniu ceremonii.
Być może z tego powodu w badaniach nad zjawiskami paranormalnymi powinno się uwzględniać czynnik kulturowy i sposób interpretacji osób, które ich doświadczają. Uczestnictwo pozwala badaczowi uzyskać wiarygodny wgląd w doświadczenia i zmieniony stan świadomości związany z przeżywaniem nadprzyrodzonego. Przytoczone powyżej relacje wskazują również na stopniową zmianę w podejściu antropologów do anomalnych doświadczeń, z jakimi niektórzy z nich się stykają. Większa otwartość sprawia, że w przyszłości możemy dowiedzieć się o tych zdarzeniach znacznie więcej…
O autorze: Jack Hunter jest doktorantem antropologii społecznej na Uniwersytecie w Bristolu. Jego zainteresowania badawcze skupiają się na kwestii osobowości oraz zmienionych stanów świadomości w doświadczeniach anomalnych. Jest on również założycielem i redaktorem pisma „Paranthropology: Journal of Anthropological Approaches to the Paranormal”.
_____________________
Autor: M.Hunt
Źródło: Darklore / Dailygrail.com
Zdjęcie w nagłowku: Czarownik z ludu Azande (fot. E. Evans – Pritchard)