W drugiej połowie XX wieku narodził się jeden z największych ufologicznych skandali. Tajemnicze listy i dokumenty, które otrzymali ludzie z całego świata, w tym specjaliści jak naukowcy czy filozofowie, zawierały przesłanie od tajemniczych UMMO – mieszkańców innego świata, którzy kontaktowali się z Ziemianami poprzez pisane charakterystycznym żargonem listy… Wielu uwierzyło w ich prawdziwość.
Pierwsi kontaktowcy pojawili się w oparciu o rozważania i wykłady metafizyków z lat 50-tych ub. wieku. Ominęli oni wsłuchiwanie się w długie wiadomości dyktowanych przez media czy spisywane podczas sesji pisma automatycznego i wyszli na pierwszy plan z doświadczeniami związanymi z „kosmicznymi braćmi”.
U wczesnych kontaktówców z Ameryki Łacińskiej odnajdujemy pewien urok i elementy silnie przypominające nowele Juliusza Verne’a – portrety postaci, które kontaktują się z przedstawicielami zaawansowanej technicznie rasy obcych.
W Hiszpanii to nowe zjawisko, przynajmniej w Madrycie, miało jedno źródło. W podziemnej części Cafe Lyon zwanej „
La Allena Allegre” (Wesoły Wieloryb), w zalanych dymem salach gromadzili się słuchacze Fernando Sesmy – dziennikarza i autora kolumny poświęconej zjawiskom nieziemskim. Spotkania te miały za jakiś czas dać początek jednemu z najbardziej spektakularnych mitów w historii ufologii – sprawie UMMO. W 1955 roku wszystkie oczy zwrócone były jednak na rzekomy „marsjański kamień”, jaki od istoty pozaziemskiej emanującej miłością i zrozumieniem otrzymał Alberto Sanmartin – z zawodu sanitariusz. Zdumiony przyjął on kamień pokryty dziwnymi znakami i obserwował, jak humanoid oddala się, wchodzi na pokład swego statku i unosi w ciemne niego. Podczas gdy część kwestionowała to zajście, inni widzieli w kamieniu twardy dowód na istnienie obcych na Ziemi. Ksiądz Severino Machado zaczął wkrótce silnie wspierać Sanmartina w jego twierdzeniach, poświęcając wiele czasu badaniu rytów na „kamieniu z Marsa” (na zdjęciu po lewej).
Machado doszedł wkrótce do zaskakującego wniosku. Kamień nie pochodził z Marsa… lecz z Saturna! Ryty (uznane za mizerną robotę przez badającego je potem epigrafa) zawierać miały następującą wiadomość: „Przesłanie z Saturna na Ziemię – znajdujemy się w podróży mającej na celu ustalenie związków przyjaźni z całą Ziemią. Istnieje krótsza droga na dotarcie do was, która wiedzie przez koniunkcję ciał niebieskich między Ziemią a Saturnem…” itd. Ksiądz ze swoim kamieniem z kosmosu znalazł się wkrótce na wykładach Sesmy w Wesołym Wielorybie. Machado stał się z kolei autorem pierwszej z książek poświęconej latającym spodkom na ziemi hiszpańskiej. Książka „Los Platillos Volantes Ante La Razón y la Ciencia” („Latające spodki wobec rozumu i nauki”) wydana została w Madrycie w 1955 roku.
Bywalcy podziemi „Lyon Cafe” – bądź co bądź niezwykłego miejsca, jak na owe czasu, kontynuowali swą aktywność do następnej dekady pod wodzą Sesmy. W pewnym momencie w 1962 roku otrzymał on telefon od kogoś, kto przedstawił mu się jako „Saliano” pochodzący z planety „Auko”. Mieszkańcy tego świata musieli czuć się uzależnieni od pisania, ponieważ Saliano, kimkolwiek był, bombardował Sesmę korespondencją pełną bazgrołów i zapowiedzi. Owe listy odczytywano bywalcom Wesołego Wieloryba ku ich uciesze i krytyce przeciwników. Beztroska lektura tego w większości nonsensu utorowała drogę czemuś znacznie bardziej poważnemu, lecz pochodzącemu nie z Auko, lecz UMMO – planety, której mieszkańcy opanowali loty kosmiczne, jednak nie posługiwali się małymi literami. To właśnie Sesma i jego towarzysze stali się pierwszymi odbiorcami ich listów.
Istoty z UMMO, znajdującej się w odległości ok. 14 lat świetlnych od Ziemi opisywali się jako wysokie blond istoty, których opisy pasowały dokładnie do Nordyków z historii Adamskiego, które weszły już na stałe do języka ufologów. Często mówiąc o sobie jako DE 98, ASOO 3 czy IAUDU 3, reprezentowali cywilizację, która przełamała planetarną dysharmonię i opanowała podróże do sąsiednich systemów gwiezdnych w swych wspaniałych OAWOLEA UEWA OEM, które mniej zdolni Ziemianie opisać mogli tylko jako „latające spodki”.
Ta zaawansowana rasa kosmicznych podróżników wypracowała technologię, o której ludzie mogli tylko marzyć. Ich system liczbowy opierał się na 12, w przeciwieństwie do wykorzystywanej u nas 10. Odkryli oni ponadto, że za związek duszy i ciała odpowiada łańcuch 84 atomów kryptonu mieszczący się w podwzgórzu mózgu. Ich fizyka odrzucała model geometrii euklidesowej twierdząc, że wszechświat składa się z nieokreślonej liczby wymiarów, zaś materia, energia i masa były wynikami trzech odrębnych osi, znanych kolektywnie jako IBOZOO UU. To właśnie kontrola nad IBOZOO UU pozwalała im na przybywanie na Ziemię w wyniku trwającej siedem lub osiem miesięcy podróży. Ummici mówili o „multiwszechświecie” (WAAM-WAAM) i byli zafascynowani magnetohydrodynamiką, którą wykorzystywali do zasilania niewielkich pojazdów, jakimi poruszali się ich ziemscy emisariusze.
Model ich społeczeństwa zwanego UMMOALEWE było prawdopodobnie najlepszą z rzeczy, które owi samozwańczy kosmici mogli zaoferować Hiszpanii, która znajdowała się pod rządami gen. Franco, gdzie występowała nierówność płciowa, wyznaniowa i poglądowa.
Ummici posiadali także gadżety, których nie miał nawet James Bond. Były to np. długopisy emitujące dźwięki służące do komunikacji na odległość, metaliczne kule, które zawisały w powietrzu i wszelkie inne twory.
Wszystkie informacje dotyczące ich społeczeństwa, organizacji i wierzeń wypływały z niekończących się „raportów”, których celem było zapoznawanie ludzi z ich kulturą, jak i ich poglądami na niektóre ziemskie sprawy, w tym wojny oraz niesprawiedliwość. Raporty te były rzekomo przekazywane ludziom którzy je spisywali (i otrzymywali jednocześnie jasne rozkazy mówiące, aby nie kontaktować się z adresatami), potem zaś wysyłali do naukowców, filozofów i szerokiej grupy innych osobowości, które spełniały ich kryteria i mogły je zrozumieć, a także wykorzystać w dobry sposób.
W przeciwieństwie do kontaktowców Ummici nie oferowali przesłań natury religijnej czy nadziei ocalenia od nieuchronnych kataklizmów. Wiarę w nie wzmacniały pewne przypadki, wyglądające jak zbiegi okoliczności, kiedy to lokalna prasa donosiła o lądowaniach i obserwacjach UFO w Madrycie i okolicach. Lądowanie, które miało miejsce w San Jose de Valderas i Santa Monica nie mogło być niczym innym jak lądowaniem statku Ummitów, który zabierał pasażerów w podróż w kosmos. Co dziwne, Ummici poinformowali trzech madryckich zaprzyjaźnionych z nimi dziennikarzy o nadchodzącym zdarzeniu. Kilkadziesiąt osób, członków Klubu Przyjaciół Kosmicznych zauważyło w gazetach ogłoszenia podające namiary na miejsce manifestacji statku powietrznego.
Soczewkowaty pojazd z rozpoznawalnym znakiem UMMO pod spodem przeciął niebo nad dzielnicą San Jose de Valderas, lądując na moment w Santa Monica. Wielu świadków mówiło o obserwacji pojazdu wyłaniającego się zza linii drzew, kołującego i startującego pionowo w górę z wielką prędkością. Twierdzenia o Ummitach wspierać miały także ślady lądowania oraz wypalona ziemia. Jeszcze ciekawsze były jednak niklowe tubki zawierające paski materiału ze znakiem UMMO: -)+(-. Po analizie jednej z nich okazało się jednak, że są niezwykłe, jednakże trudno uznać je za pozaziemskie. Tubki rzeczywiście składały się z czystego niklu, jednak materiał w nich zawarty był znany jako TEDLAR i wykorzystywano go w operacjach kosmicznych.
Ale lądowanie Ummitów w Santa Monica także okazało się być fałszerstwem. Mówi o tym m.in. „Enciclopedia de los encuentros cercanos” (Encyklopedia bliskich spotkań z UFO) autorstwa Vicente Juana Ballester-Olmosa. Podejrzenia zaczęły spadać na „profesora” Fernando Sesmę i jego grupkę ochoczych zwolenników. Jak twierdził Antonio Robera: „[Sesma] miał reputację człowieka skłonnego o fantazjowania, wysuwania bezpodstawnych spekulacji bez oparcia w rzeczywistości, co zaprezentowano w kilku magazynach i ksiązkach.” Ribera wraz z innym badaczem, Rafaelem Farriolsem zdołał wejść w posiadanie oryginałów listów przekazanych Sesmie przez Ummitów, którzy nie interesowali go jednak zbytnio, ponieważ nie byli tak uduchowieni jak Saliano z Auko.
„Sprawa UMMO” przeszła potem poza granice Hiszpanii, zaś adresatami korespondencji kosmitów stali się wkrótce inni poważni badacze z krajów Europy. Aime Michel i Rene Faure otrzymali mikrofilmy i fotografie obiektów Ummitów identyczne z tymi, jakie widziano rzekomo nad San Jose de Valderas. Tak też na sprawę zwrócili uwagę francuscy badacze. Sami Ummici utrzymywali, że ich pierwsze lądowanie na Ziemi miało miejsce niedaleko wsi
La Javie w południowej części Francji, gdzie z kolei pobrali różnorakie próbki od śpiących mieszkańców domostw znajdujących się niedaleko miejsca lądowania. Wśród łupów, jakie zgromadzili były m.in. gazety i żarówki.
Obiekt ze znakiem UMMO
Znany badacz UFO Jacques Vallee odwiedził
La Javie i przeszukując archiwa miejscowej policji odkrył doniesienie o zaginięciu w jednym z domów licznika energii, który padł łupem rzekomych przybyszów z kosmosu. Vallee ścigał następnie zjawisko aż do Argentyny, gdzie UMMO zamanifestowało się pod postacią listów kierowanych do medycznego establishmentu, zawierających opisy cudownych kuracji. Niedawna książka Vallee pt. „Messengers of Deception” wskazuje na możliwe szpiegowskie powiązania między UMMO a Zimną Wojną. W 1970 roku brytyjska firma UMO Plant Hire Ltd. okazała się być frontem działań KGB. Rok później ponad setka sowieckich przedstawicieli wydalona została z Wielkiej Brytanii pod zarzutem szpiegostwa, zaś UMO zamknięto.
W wywiadzie z dziennikarką Linda Strand Vallee stwierdził, że istnieje silne prawdopodobieństwo tego, że UMMO było w rzeczywistości częścią sekretnych działań światowych agencji wywiadowczych, których celem było stworzenie kultu, który wykorzystywać można potem do innych celów. Vallee nie był on osamotniony w swych wnioskach. Wcześniej o tym samym mówili hiszpańscy badacze. UMMO odzwierciedlało społeczeństwo uzależnione w codziennym życiu od gadżetów, sterylnego stylu życia i poruszające się w futurystycznych pojazdach. Właśnie tak wyglądać miało idealne futurystyczne społeczeństwo widziane z amerykańskiej perspektywy kulturowej. Właśnie to wskazuje na możliwe motywy stojące za całą sprawą.
Zjawisko UMMO nazwać można największym i najdłużej utrzymującym się fałszerstwem w ufologii. Spowodowało ono podział na osoby wierzące i niewierzące, tych, którzy otrzymali dobrą nowinę od kosmicznych braci oraz tych, którzy dzielili bardziej sceptyczne podejście. Naukowy żargon, którym posługiwali się twórcy listów doprowadził najwyraźniej do tego, że wielu uwierzyło w ich prawdziwość.
Tłumaczenie: INFRA
Autor: Scott Corrales, Inexplicata – The Journal of Hispanic Ufology