Wyspa ta, odkryta w Wielkanoc roku 1722 wciąż wzbudza zachwyt i zdumienie głównie z powodu monumentalnych tworów, które pozostawili po sobie jej tajemniczy mieszkańcy. Wielkie kamienne głowy spoglądają tępo w stronę wyspy, opierając się wszelkim próbom odpowiedzenia na nękające historyków pytania, kto, jak, kiedy i po co je stworzył? W XX wieku pojawiło się wiele teorii odnośnie Wyspy Wielkanocnej, jednak czy można uznać je za prawdziwe?
Była Wielkanoc roku 1722, kiedy duński admirał Jacobs Roggeveen odkrył na Pacyfiku nową wyspę, którą nazwał Wyspą Wielkanocną. Wzdłuż jej linii brzegowej jego załoga ujrzała niewielkie łodzie należące do lokalnego ludu, który przygotowywał się na powitanie. „Na lądzie z kolei widoczne były gigantyczne głowy wyłaniające się z krajobrazu. Roggeveen tak o nich pisał: Nie mogliśmy zrozumieć, jak ci ludzie, którzy nie posiadali drewna do tworzenia maszyn czy silnych lin byli w stanie wznieść te posągi, które mierzyły po 10 m szerokości i wysokości.” Roggeveen do listy tajemnic dodaje kolejną – im bardziej ludzie Zachodu podróżowali po świecie, tym więcej tajemnic napotykali. Także typ dyplomacji, jaką prowadzili z napotykanymi ludami oznaczał często, że trudno będzie pozyskać dalszą wiedzę na ich temat.
Roggeveen myślał, że znalazł szybką odpowiedź na „swą” zagadkę. Odciął głowę jednej z figur spodziewając się, że udowodni to tezę, że nie są one wykonane z kamienia, lecz z gliny z pokrywą z muszli. Jednak Roggeveen musiał wkrótce zniknąć z wyspy. Jeden z miejscowych został przypadkowo zastrzelony, potem jednak wskutek konfliktu zginęło ich znacznie więcej.
Dopiero w pół wieku później Hiszpanie zdecydowali się wysłać ekspedycję w poszukiwaniu tajemniczych wysp. Udało się potwierdzić, że wielkie kamienne głowy (tzw. moai), które się tam znajdują rzeczywiście wykonano z kamienia, ale tajemnica wciąż nie była wyjaśniona. Między 1770 a 1774 r. lokalna populacja musiała poradzić sobie z różnymi problemami. Wiele posągów w tym czasie upadło z podstaw. James Cook zauważył, że jedyne wzgórze na wyspie było w rzeczywistości wulkanem, który według niego był główną przyczyną zniszczeń, jakie tam zaszły. Cook doszedł też do wniosku, że obecni mieszkańcy wyspy nie byli twórcami kamiennych głów.
Kim jednak byli? Dwa wieki później Erich von Däniken spekulował, że figury głów były dziełem pozaziemskiej cywilizacji. Uznał, że istoty były uwięzione na wyspie i nie mając nic lepszego do roboty, wznosili posągi. Von Däniken twierdził także, że miejscowa populacja, mając do dyspozycji prymitywne narzędzia, nie mogła tego dokonać. Była to jednak tylko jedna opinia spośród kilku. Inni uważali, że posągi liczyły sobie tysiące lat i były ostatnimi pozostałościami po zaginionej cywilizacji Mu – pacyficznemu odpowiednikowi Atlantydy.
Były też inne, bardziej kontrowersyjne poglądy. Cook i przedstawiciele innych ekspedycji doszli do wniosku, że platformy, na których stały posągi głów używane były do celów pogrzebowych. Posągi nosiły także imiona byłych władców. Od miejscowego ludu nie dowiedziano się znacznie więcej, m.in. dlatego, że wkrótce opuścili wyspę jako siła robocza. W 1877 roku na wyspie pozostało tylko 111 osób.
Pochodzenie 1000 kamiennych głów było zatem trudne do odgadnięcia. Mają one od 2 do 11 m. wysokości i wszystkie wyglądają podobnie: posiadają długie głowy, podbródki oraz uszy a ręce ułożone są wzdłuż ciała lub spoczywają na brzuchu. Niektóre z posągów nadal posiadają oczy wykonane z czerwonego i białego kamienia oraz koralu. Niektóre z głów posiadają także „pukao”, czyli coś w rodzaju kapelusza. Wszystkie z posągów mają wzrok skierowany w kierunku lądu, choć wiele z nich stoi bardzo blisko morza.
W XX wieku udzielono odpowiedzi, co do wieku posągów. Archeolodzy dowiedzieli się, że pierwsi ludzie przybyli na wyspę między IV a VII w.n.e. Pierwsze platformy powstały niedługo potem, zaś pierwsze posągi powstały około roku 1000. Z kolei po roku 1680 zaprzestano ich wznoszenia, co było skutkiem rozkładu tamtejszego społeczeństwa, którego przyczyną lub skutkiem była wojna. Wniosek: posągi powstały w czasie okresu wynoszącego 500 lat, co oznaczało, że średnio co roku powstawały dwa.
Kamień używany do ich stworzenia pochodził z wulkanu Rano Rarku. W kamieniołomie wciąż widoczne są miejsca, gdzie je wykuwano, zaś na miejscu pozostało ok. 400 z nich. Jedną z niedokończonych głów jest „El Gigante”. Mierzy 20 m. wysokości i waży ok. 270 ton. Choć zewnętrzna powierzchnia kamieniołomu jest niezwykle twarda, wnętrze jest bardziej miękkie, niewiele trwalsze od kredy, stąd też łatwe w obróbce. Prawdopodobnie dlatego Roggeveen uznał, że są wykonane z gliny.
W jaki sposób pozyskiwano kamień na posągi? Kilka szpiczastych kamieni wciąż znajduje się w swym miejscu w kamieniołomie. Thor Heyerdahl próbował odtworzyć kamienne głowy. Pięciu mężczyzn pracowało przez trzy dni, czego rezultatem była kamienna głowa mierząca 5 m. wysokości.
Na wyspie wciąż widać ślady ścieżek prowadzących z kamieniołomu do różnych miejsc. Niektóre z nich mierzą po kilka kilometrów. Jasne jest, że największe z nich znajdują się najbliżej miejsca ekstrakcji kamienia. Powód był oczywisty – kamienie były z jednej strony cięższe, a z drugiej strony mniej odporne na przenosiny.
Pierwsi badacze uważali, że na wyspie nie występowały drzewa, lecz najnowsze badania wskazują inaczej. Podjęto zatem kilka prób odtworzenia tego, w jaki sposób można było przesuwać posągi. Podczas pierwszych prób doszło do uszkodzenia głów, jednak wkrótce użyto technik z wykorzystaniem drewnianych noszy, które pozwalały na przenoszenie głów na dystans 50 m. tylko w dwie minuty. Potem próbowano także przewracać posągi na „plecy”, a nie przenosić je w pozycji wyprostowanej. Uważa się, że to właśnie w taki sposób ich twórcy ustawiali je na miejscu.
Thor Heyerdahl
Thor Heyerdahl zadał sobie także pytanie odnośnie miejsca pochodzenia ich twórców. Uznał za mało prawdopodobne, że mogli pochodzić z zachodu, gdzie leży Australia. Według niego pochodzili oni z Południowej Ameryki, a dokładnie z Peru. Archeolodzy nigdy nie wsparli tej teorii, gdyż według nich ludy zamieszkujące dzisiejsze Peru nie rozwinęły technik żeglarskich, które mogły pozwolić im dotrzeć do Wysp Wielkanocnych. Heyerdahl chcąc udowodnić swą teorię, zorganizował w 1947 roku wyprawę Kon Tiki, w której wykorzystał tradycyjną łódź wykorzystywaną przez mieszkańców Ameryki Południowej. Podróż Heyerdahla trwała 101 dni, w czasie których przebył on dystans 6000 mil. Udowodnił zatem, że podróż tradycyjną łodzią po morzu była możliwa, jednak Heyerdahl wyprawił się nie na Wyspę Wielkanocną, lecz Tahiti. Był to punkt najbardziej krytykowany. Twierdzono, że wzór łodzi podróżnika był nowoczesny i ponadto posiadała ona żagiel. Co więcej, łódź została odholowana 100 km od brzegu i nie pozwolono jej na opuszczenie wód przybrzeżnych. Gdyby tak się stało, prądy skierowałyby ją nie ku Wyspom Wielkanocnym, a na północ, ku Panamie. Choć próba Heyerdahla była jedną z pierwszych, wszystkie z nich kończyły się na Tahiti, nie na wyspie kamiennych głów. Jeśli zatem prądy kierowały wszystkie łodzie właśnie tam, dlaczego na Tahiti nie ma śladów południowoamerykańskich wpływów? Nasuwało to od razu odpowiedź, że jej mieszkańcy nie podejmowali wypraw morskich, ani na Tahiti, ani gdziekolwiek indziej.
Nie mniej jednak prawdą jest, że niektóre gatunki roślin z Wyspy Wielkanocnej mają południowoamerykańskie pochodzenie. To właśnie ten fakt zainspirował Heyerdahla i innych do wsparcia swych teorii. Jakiś czas potem okazało się jednak, że co najmniej jedna z roślin przybyła na wyspę przed 30.000 laty, ale dzięki zwierzętom. Inna z kolei rozprzestrzeniła się na wyspy Pacyfiku dzięki prądom. Jedynym dowodem, który pozostał Heyerdahlowi był ziemniak, który także obecny był na Wyspie Wielkanocnej. Choć wygląda to tajemniczo, nie ma dowodów na to, że dostał się tam dzięki człowiekowi. Być może w jakiś sposób odpowiedzialne były za to ptaki. W wyniku wszystkich tych spraw malało prawdopodobieństwo, że mieszkańcy Ameryki Południowej dotarli kiedykolwiek na Wyspę Wielkanocną.
Z kolei dowód na to, że jej mieszkańcy pochodzą z Polinezji, odkryty został na wyspie Pitcairn, która leży 2000 km na zachód od Wyspy Wielkanocnej. Najważniejszym spośród wszystkich śladów było to, że znajdowały się tam gigantyczne głowy wzniesione na platformach, które zostały niestety zniszczone przez pierwszych osadników.
Gdy Heyerdahl zaproponował swe alternatywne podejście, o Polinezji nie wiedziano zbyt wiele. On sam z kolei żył w przeświadczeniu, że na wyspach nigdy nie istniało coś jak myśl techniczna. 50 lat potem sytuacja uległa znacznej zmianie. David Hatcher Childress jest jednym z pisarzy, który zidentyfikował inne podobne projekty na wyspach Polinezji. Są one porównywalne skalą do kamiennych głów z Wyspy Wielkanocnej, ale wciąż niewiele o nich wiadomo. Badania DNA przeprowadzone na szkieletach z okresu od 1100 do 1868 roku wskazały na wiele podobieństw z mieszkańcami Hawajów i Wysp Chacham. Był to dowód, na który czekało wielu naukowców. Pod sam koniec i Heyerdahl spuścił nieco z tonu w lansowaniu swej teorii.
Ale tajemnica Wyspy Wielkanocnej nadal istnieje. Jakie bowiem było przeznaczenie owych posągów? Co z tajemniczym pismem rongorongo? Pierwszym, który zetknął się z nim i z językiem był ksiądz Joseph Eyraud – pierwszy osadnik na wyspie. W czasie swej misji, która zaczęła się w 1864 roku nie udało mu się jednak odkryć wielu szczegółów odnośnie życia miejscowych, z których większość została sprzedana jako niewolnicy. Na wyspach Polinezji nie istniał pisany język, ale odwrotnie było w Ameryce Południowej. Mimo to naukowcy wierzą, że język w rzeczywistości rozwinął się po przybyciu na wyspę Hiszpanów. Na zabytkach nie odnaleziono jakichkolwiek jego śladów. Język jest jednolity, coś świadczy o jego bardziej współczesnym pochodzeniu, bowiem wraz z upływem czasu język ewoluuje.
Choć język używany na wyspie mógł mieć bardziej współczesne pochodzenie, jego odcyfrowanie z pewnością pozwoliłoby odkryć wiele tajemnic z życia miejscowej ludności i być może kamiennych głów. Niestety wszystkie próby wykonane w tym kierunku okazały się nieskuteczne. Niektórzy byli jednak blisko. W 1886 toku amerykański żeglarz William Thomson odkrył dwie tabliczki, po czym rozmawiał także z 83-letnim mieszkańcem wyspy, który powiedział, że potrafi je odczytać, ale nie zrobi tego, gdyż język został zakazany przez kościół. Dał się on jednak przekupić i spojrzał na tabliczki, choć nie chciał ich dotykać. Po ich odczytaniu, wraz z kilkoma innymi starszymi zanucił pieśń o płodności. Jednak z powodu tego, że nie udało się tego w żaden sposób potwierdzić, oświadczenia Thomsona traktuje się z pewnym sceptycyzmem tym bardziej, że jako łapówki dla miejscowych użyto… alkoholu.
Jasne jest, że tajemnica Wysp Wielkanocnych uległa w ostatnich latach pewnym zmianom. Niemniej jednak nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa o znaczeniu kamiennych głów, ani też o pochodzeniu ludzi, którzy mogli emigrować dalej na wschód przez setki, jeśli nie tysiące lat.
Tłumaczenie: INFRA
Autor: Philip Coppens
Źródło: philipcoppens.com (artykuł ukazał się także w magazynie „Frontier”)