Philippe Nizier (zwany też Philippem de Lyon) był jedną z najciekawszych postaci swej epoki, jak i jednym z najbardziej wpływowych uzdrowicieli i jasnowidzów XIX wieku. Na długo przed kontrowersyjnym Rasputinem, którego swymi zdolnościami pozostawiał daleko w tyle, był on doradcą Cara. Był zarówno obiektem czci, jak i kontrowersji, często będąc porównywanym z samym Jezusem…
Philippe Anthelme Nizier urodził się w 1849 roku. Od dziecka wykazywał „dziwne moce” do tego stopnia, że niektórzy uważali go za Jezusa, który ponownie przyszedł na świat. Po śmierci w 1905 roku okrzyknięto go „Mistrzem Philipem”. Swe siły opanowywał naturalnie i nie ma dowodów wskazujących, że kiedykolwiek ćwiczył pod okiem innego mistrza doskonalącego jego umiejętności.
– Nie miałem nawet 7 lat, gdy miejscowy proboszcz po raz pierwszy wykazał zmartwienie o pewne zjawiska, których ja nie byłem jeszcze świadom. W wieku 13 lat – twierdził Nizier – posiadłem zdolności uzdrawiania, choć nie byłem wciąż w stanie wytłumaczyć, co działo się wówczas we mnie.
Mimo początkowych trudności widać, że Mistrz zaczął swe życie jako uzdrowiciel, choć nikt nie nakłaniał go, aby nim został. W rzeczywistości w wieku 14 lat został on pomocnikiem swego wuja rzeźnika zamieszkałego w Lyonie. To właśnie tam po raz pierwszy publicznie pokazał swe możliwości. Gdy nagle uciął się w dłoń podczas sprawiania tuszy zwierzęcej, chwycił w rękę prawie odcięty kciuk i zaczął się modlić. Poprosił rzekomo Boga o to, aby rana zrosła się i po chwili krew, uprzednio płynąca z niej obficie, zaczęła krzepnąć. Wezwany na miejsce lekarz obandażował ranę. Mimo niezwykłych zdolności Nizier został wcielony do wojska w 1870 roku, ale kariery żołnierskiej nie kontynuował przez długi czas.
Wieści o cudownym uleczeniu wkrótce rozeszły się po okolicy i do młodego rzeźnika zaczęli zgłaszać się ludzie z drobniejszymi obrażeniami. Oznaczało to, że zyskał wybór dalszej życiowej drogi. Po serii seansów, w której leczył chorych zdecydował się na otwarcie swego gabinetu, do czego doszło w 1872 roku w Lyonie. Zyskał także nową możliwość, bowiem kariera rzeźnika przeszkodziła mu w dalszej nauce, ale teraz mógł zająć się medycyną.
Ówczesna medycyna skupiała się, podobnie jak dzisiejsza, na stawianiu diagnozy i przepisywaniu choremu całej listy specyfików. Nizier na tym polu był bliższy szamanom, którzy przeciwstawiali się nowej wizji, zaś ich zadaniem jako „medyków” było uleczanie chorych, a nie jedynie stawianie diagnozy i przepisywanie lekarstw. W ten sposób Nizier leczył ludzi lepiej niż większość ówczesnych lekarzy ze względu na niekonwencjonalne metody. Nie dziwi zatem, że spowodowało to zazdrość o jego pozycję w środowisku medyków, ponieważ coś takiego jak dokonywane przez Mistrza cuda nie mieściło się w naukowym światopoglądzie.
Nowe umiejętności i formalne wykształcenie nadało Nizierowi inny wizerunek – stał się on lepszym analitykiem. Kiedy jedna z jego pacjentek narzekała na brak tchu cierpiąc jednocześnie na bóle, których przyczyny nikt nie potrafił ustalić. Nizier wydał jednak fachową opinię, po której niemalże zacytował fragment „Pisma Świętego”:
– Wstań i idź! Jesteś uzdrowiona – powiedział. Pacjentka wstała.
Potem nie czuła już więcej bólu.
Sceptycy mogą spierać się, że jej choroba była sama w sobie wyimaginowana, jednak Nizier wiedział, ze jest uleczona. Podobnych rzeczy dokonywał raz za razem. Pewnego dnia ujrzał też chorego mężczyznę płaczącego w łóżku, ponieważ wkrótce miała go czekać amputacja nogi. Pocieszył go jednak, że tak się nie stanie i w rzeczywistości następnego dnia lekarze zauważyli poprawę. Pytając się pacjenta, jak to możliwe, uzyskali odpowiedź: „To dzięki takiemu niskiemu panu”.
Jeśli było to złudzenie lub też łut szczęścia, jego koledzy-medycy z pewnością mogliby osiągnąć coś podobnego. Wkrótce jednak zdolności Niziera, którym próbę dawał w obecności kolegów i przełożonych spowodowały pewne problemy. Zerwano jego umowę o pracę ze szpitalem mając na względzie fakt, że stosował on „okultystyczną medycynę” oraz to, że był „jawnym szarlatanem”. Oskarżenia tej treści były jednak tylko początkiem problemów Niziera z francuską hierarchą medyczną.
Mimo wszystko wzrastała jego sława w społeczeństwie, która w pewnym sensie była potwierdzeniem tego, że Nizier nie tylko porusza się po granicach nauki, ale również robi to niezwykle skutecznie. Wraz ze rosnącą sławą pojawiały się też historie o Mistrzu, wedle których był on w stanie wskrzeszać zmarłych, co czyniło z niego postać na skale biblijną.
Choć wycofano jego pozwolenie na praktykowanie medycyny, było to jedyne co mogły zrobić władze. Mistrz Philippe nie dotykał swych pacjentów, zaś w swym postępowaniu prosił ich jedynie, aby zaangażowały się moralnie w leczenie, zmieniły się i prosiły Boga o pomoc w wyzdrowieniu. Był to bardzo „przejrzysty” proces trudny do sankcjonowania.
W międzyczasie Nizier pojął za żonę Jeanne Landar. Spotkali się oni po raz pierwszy w roku 1875, kiedy jego przyszła teściowa przyprowadziła do niego swą chorą córkę. Uleczył ją, po czym ta zaczęła uczestniczyć w jego seansach. Nizier i Jeanne mieli dwoje dzieci. Starsza córka, Jeanne Victorie urodziła się w 1878 roku a w 1897 pojęła za męża lekarza. Urodzony w 1881 roku syn Nizierów zmarł w wieku trzech miesięcy.
Przez ten czas sława uzdrowiciela sięgnęła poza granice Lyonu. W 1881 roku leczył on Beja Tunisu, w którego domu otrzymał tytuł doktora. W 1884 roku uzyskał z kolei doktorat z medycyny na Uniwersytecie Cincinnati, zaś rok później honorowe obywatelstwo miasta Acri we Włoszech. Kolejny rok, 1886, przyniósł następny zaszczyt. Królewska Akademia w Rzymie nadała mu honorowy tytuł doktora medycyny, jednakże już rok później został on potępiony za nielegalne praktykowanie medycyny.
Następnie dziesięciolecie w życiu Niziera miało nieść ze sobą związki z potężnymi przyjaciółmi. Jednym z nich był Gerard Encause (lepiej znany jako Papus) – znany okultysta, ale przede wszystkim szanowany lekarz. Na temat Papusa powstało wiele prac podkreślających czasem jego związek z kilkoma wpływowymi francuskimi stowarzyszeniami. Niewiele jednak mówi o tym, jak spotkał się on z Mistrzem Philippem w dość niezwykłych okolicznościach. Rozmiar ich przyjaźni znajduje wyraz w tym, że Nizier został ojcem chrzestnym syna Encausse’a, któremu nadano na imię Philippe i który w przyszłości stał się autorem książki poświęconej Mistrzowi z Lyonu.
Papus
Mimo łączącej ich przyjaźni, mężczyźni nie zawsze się ze sobą zgadzali. Papus był adeptem wielu tajnych stowarzyszeń, podczas gdy jego przyjaciel uważał, że „nie mają one żadnej wartości. Nie zrobiły nigdy nic dobrego dla innych niż oni sami. Praktykują despotyzm, ale nie powinno tak być. Wszyscy jesteśmy braćmi – musimy sobie pomagać i nie mieć między sobą sekretów.”
Przyjaźń z Nizierem skierowała Papusa z magii na tory „prawdziwej magii”. Nie chciał on już dokonywać czynności, które przynieść miały określony skutek. Chciał poznać ich naturę i sedno, dlatego też stał się uczniem „prawdziwego szamana”, Mistrza Philippe’a.
Papus brał udział w kilku uzdrowieniach dokonanych przez Niziera i chciał dociec ich natury widzianej z innej niż medycyna perspektywy. Poświadczył on także za przyjacielem mówiąc, że to, czego dokonuje nie jest trikiem. Napisał też, jak wraz dwoma medykami był świadkiem tego, jak młoda matka przyniosła do Niziera swego 5-letniego syna, który wedle lekarzy cierpiał na zaawansowane gruźlicze zapalenie opon mózgowych. Encausse zauważył, że gdy Nizier starał się kogoś uleczyć, często pracował w obecności kilkudziesięciu ludzi, których starał się nastroić pozytywnie. Robił tak również w przypadku tego dziecka mówiąc członkom grupy. Dwie godziny później ciężko chore dziecko było zdrowe, co poświadczyli lekarze. Wydaje się, że nastawienie grupy odgrywało ważną rolę w procesach leczniczych Niziera, choć nie było ono w stu procentach wymagane, jako że leczył on także ludzi podczas bezpośrednich relacji.
W 1893 roku Hektor Durville założył w Paryżu Szkołę Magnetyzmu. Zrobił to z pomocą Papusa, który namawiał swego przyjaciela, aby otworzył podobną w Lyonie, co ten zrobił w październiku 1895 roku. Wszyscy jednak zgadzali się, że owa „szkoła” miała niewiele wspólnego z magnetyzmem, zaś Mistrz Philippe dokonywał w niej swych dawnych specyficznych praktyk leczniczych. Nie wiadomo czemu Papus chciał, aby Nizier praktykował coś z osobami nie posiadającymi wrodzonych zdolności. Miał być może nadzieję, że jego osoba przyczyni się do rozpropagowania magnetyzmu jako metody leczenia będąc „medycyną, która może uzdrawiać”.
Wiele również mówiło się o związku Papusa z rosyjskim dworem, ale znacznie mniej wiadomo o roli, jaką w tych związkach odegrał Mistrz Philippe. We wrześniu 1900 roku książę Włodzimierz odwiedził Niziera w Lyonie. Kiedy wrócił do ojczyzny wysłał do niego zaproszenie. Nizier wyjechał do Rosji, w której bawił przez dwa miesiące. Kolejny rosyjski szlachcic mówił, w jaki sposób spotkał Niziera w czasie mszy, gdy jeden z lyońskich księży mówił, że biblijnych cudów nie trzeba brać dosłownie. Po chwili pojawił się Nizier, który powiedział księdzu, że jest w błędzie.
– Niech uderzy piorun, jeśli tak nie jest – powiedział Mistrz, po czym miał spojrzeć w oczy księdzu a następnie wykonać ruch ręką, po którym w kościele pojawił się piorun, który uderzył tuż u stóp księdza. Widowisko spowodowało zdumienie u Rosjanina. W jego kraju Nizier uważany był za maga, który może sprowadzać burze „jak i wiele innych cudów”.
Od tego czasu Mistrza odwiedzali w Lyonie członkowie rosyjskiego domu panującego, zaś on sam spotkał się z Carem i jego małżonką w 1901 roku. Po raz kolejny zaprosili go oni do Rosji, zaś w podróży tam towarzyszyła mu córka i jej mąż.
Wiadomo, że Mistrz od razu zyskał przychylność Cara, którego radził się we wszelkich sprawach. Ten z kolei przebywając na dworze przepowiedział mu na rok 1904 narodziny syna, następnie porażkę na froncie, jak i rewolucję.
Zatem Rasputin miał swojego poprzednika, choć mało pamiętanego. Tajemniczy mnich pojawił się zresztą znacznie później i można dochodzić, czy zyskał swe miejsce na dworze z racji tego, że brakowało tam następcy Niziera.
Car był jednak na tyle zdumiony jego zdolnościami, że spytał Ministra Spraw Zagranicznych o to, czy francuski rząd mógłby nadać Nizierowi tytuł doktora, aby monarcha mógł zapraszać go na swój dwór bez wewnętrznych niesnasek. Rząd Francji oczywiście odmówił, ale Car sam chciał nadać mu tytuł, w czym upewniali go ministrowie zapewniający, że Nizier zda wszystkie niezbędne egzaminy.
Sam egzamin wyglądał bardzo nietypowo. Otóż Nizierowi podano listę z numerami szpitalnych łóżek. Po rozpoczęciu seansu, nawet bez udawania się do szpitala, zdiagnozował on u każdego pacjenta chorobę mówiąc, że została ona zażegnana. Po tym, jak lekarze potwierdzili jego słowa, 8 listopada 1901 roku nadano mu tytuł doktora medycyny.
W czasie narodzin zapowiedzianego dziecka Mistrz Philippe znajdował się z powrotem w Lyonie. Stamtąd napisał do Cara list, który jednocześnie miał stać się jego testamentem, gdyż czuł, że zbliża się jego ostateczna chwila. W liście napisał, że umrze 2 sierpnia 1905 roku, zaś następne dziesięciolecie przyniesie krach Imperium Rosyjskiego, jak i masakrę wielu ludzi, w tym rodziny carskiej. Orzekł także, że widzi przed Rosją stulecie tragedii. List ten kończyły słowa: „Rosja odzyska swą należną rolę – reinkarnację i dziedziczność dynastii rządzącej, która przyniesie jej wielki dobrobyt i pokój. Sam powrócę jako dziecko, podobnie jak ci, którzy mnie rozpoznają.”
Słowa te nie padły jednak tam po raz pierwszy. W czasie seansu z 1901 roku uczestnicy mieli usłyszeć od Mistrza: „Wkrótce odejdę, ale nie zostanę tam na długo. Niebawem wrócę.”
Jego śmierć poprzedziła inna wielka tragedia. W sierpniu 1904 roku jego córka zachorowała, co skłoniło wszystkich do próśb o jej uzdrowienie.
– Wolą niebios jest, aby odeszła- powiedział. Mimo to, aby pokazać wam, że możliwe jest dla nieba wszystko, wyzdrowieje ona na dwa dni, ale trzeciego dnia powróci do stanu, w jakim teraz jest.
Tak stało się w rzeczywistości. Córka Niziera zmarła 29 sierpnia 1904 roku. W czasie pogrzebu powiedział on, że odmowa leczenia córki była dla niego ofiarą, zaś ona poszła dalej po „łagodnej ścieżce”
– Ta śmierć ukrzyżowała mnie za życia – miał powiedzieć.
Od lutego 1905 roku pogarszał się stan zdrowia samego Philippe’a. Nie mógł on więcej opuszczać domu. Śmierć spotkała go, gdy wstawał ze swego krzesła. Upadł na podłogę nie podniósł się więcej.
Ale dwa lata wcześniej podjął on przygotowania do drogi, w jaką się miał udać żegnając się z kręgiem przyjaciół i mówiąc im, że seanse prowadził będzie dalej Jean Chapas, co zresztą robił do swej śmierci w 1932 roku.
Chapas był mimo to tylko jednym z kontynuatorów Niziera. Innymi byli Jean Leloup (Paul Sedir), Cyril Scott oraz Jean de Rigines, choć przyszedł on na świat dopiero w 1917 roku (zmarł w 2001). Jak mówił ten ostatni (zresztą krewny Papusa), pewnego dnia zamanifestował mu się głos Mistrza. Był to początek drogi, która ostatecznie zaprowadziła go do niewielkiego zamku i opactwa gdzieś w regionie Aude, niedaleko Renes-le-Chateau. Ostatecznie dotarł on do miejsca znanego dziś jako Domanie de la Salz leżącego niedaleko słynnej góry Bugarach. Tajemnicą jest to, dlaczego tam dotarł.
Część postanowiła pozostawić postać Mistrza Philippe’a jako człowieka – tajemnicę, obdarzonego siłami których sam nie potrafił zrozumieć. Ale z jego słów, które przez innych były skrupulatnie spisywane wynika fakt, że wierzył on (i to dosłownie) w moc swoich uzdrowień.
Po pierwsze, nie uważał choroby za karę, bowiem „jeśli dusza nie jest chora, ciało też nie będzie”. Mówił także, że Bóg nigdy nie karze ludzi, zaś spotykający ich los to wynik „poprzednich czynów”. Wierzył w reinkarnację dodając, że niektóre choroby mogą trwać nawet przez kilka wcieleń, bowiem „muszą zostać zastąpione przez coś dobrego. Mówił także, że nasz wygląd fizyczny to odzwierciedlenie naszej duszy i można go zmienić, ale pod warunkiem wewnętrznych zmian, pozbywając się problemów, także tych z poprzednich wcieleń.
– Wszystko zakodowane jest w fizjonomii. Nosimy ślady tego, kim jesteśmy – mówił. Człowiek walczący ze swymi namiętnościami może w ciągu trzech czy czterech lat, zmienić swój wygląd, nawet jeśli jest stary.
Aby wyjaśnić swą metodę leczenia mówił, że musi znać osobę co najmniej „od kilku wieków” i pozwolić jej zrzucić swe grzechy. Pewnego dnia miał powiedzieć młodemu człowiekowi o przyczynach jego choroby: „W 1638 roku byłeś panem na ziemiach niedaleko Saint-Marcellin”. Uczynki z tego wcielenia miały powodować obecną chorobę. Podobne diagnozy wskazywały, że był on w stanie zaglądać w poprzednie wcielenia ludzi, mając wgląd w „pamięć duszy”, która w jakiś sposób docierała do jego umysłu, gdzie była analizowana.
Sam mówił, że również zna swe wcześniejsze wcielenia:
– Nie wiem, czy wierzycie w reinkarnację – mówił. Możecie wierzyć lub nie, ale wiem, że to co pamiętam miało miejsce i że opuściłem tamten świat, jak i będę musiał opuścić ten. Dusza jest znacznie starsza od ciała, zaś my powracamy na ten świat, aby spłacić swe długi, gdyż tak musi być. Chciałbym bardzo, aby ktoś udowodnił mi, że tego nie robimy.
Nizier łączył zatem w pewien sposób swe zdolności lecznicze z wglądem w czyjąś „karmę”.
– Przychodzicie przede mnie i mówię wam, co się z wami dzieje. Kiedy to robicie zachodzi w was coś nadnaturalnego, a jeśli moja dusza słyszy wasze słowa, jesteście uzdrowieni.
Wskutek tego twierdził on, że dochodziło do pewnej formy „samouzdrowienia”, zaś on działa jako swoista brama – medium. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego mógł robić to on, nie zaś kto inny.
Kluczem miała być jego postawa. Jak mówił, nigdy nie był zły i nie dosięgały go podobne myśli.
– Często mówię, że lepiej nie modlić się wcale, niż robić to źle, gdyż jeśli czyni się zło drugiej osobie a potem mówi, że ją miłuje, łamie się obowiązujące niebieskie prawo.
W ramach poglądów Niziera współpracowała zatem ze sobą karma i reinkarnacja. Mówił ponadto, że nie sądzi nas Bóg, lecz robimy to sami:
– Mamy strażnika, który zapisuje wszelkie nasze myśli i czyny. Spisywane jest wszystko, zaś w momencie śmierci odczytujemy, co uczyniliśmy. Zawsze spoczywa na nas odpowiedzialność – mówi – dlatego powinniśmy najpierw myśleć, a potem robić.
Mówiąc o sensie tego całego systemu twierdził mówił, że po zesłaniu na Ziemię „ojciec, chce abyśmy coś zyskali”. Według niego często też ulegamy materializmowi, który stara się nas zwieść. Zamiast tego Nizier twierdzi, że „w sercu mieszka myśl, zaś w mózgu jej odbicie. Myśl to nie rozumowanie, bowiem jest ona jawnym wdzieraniem się w światłość”.
Niektórzy sprzeczają się, że filozofia Niziera miała wschodnie znamiona, ale zawierała też wzmianki o czysto materialistycznych obrzędach, jakim jest pochówek. Uważał, że człowiek musi po śmierci powrócić do ziemi, bowiem to ona ma właściwości oczyszczające.
Zwracał także uwagę na nienarodzone dzieci mówiąc:
– Zmarłe po chrzcie dziecko nie idzie do nieba. Lepiej żyć do 80-tki, ponieważ istnieje wtedy czas, aby pocierpieć, mieć problemy i przez to spłacić dług, który się miało.
Reasumując, Mistrz Philippe wydaje się być miejskim magikiem – nie osobą niedostępną, ukrytą w zaciszu swej pracowni, ale człowiekiem, którego można było spotkać na ulicach miasta, albo też i w carskim pałacu. Jak dawni magowie miał on talent zaglądania w duszę człowieka, aby sprawdzić, co działo się z nią w danym okresie. Jak mówił, „ciało jest płaszczem dla duszy i ma za zadanie ją chronić”. To właśnie ta zdolność jego odróżniała i nastawienie do życia stawiało go obok innych ówczesnych uzdrowicieli i lekarzy. Dla Mistrza Philippe’a zdrowy umysł utrzymywał zdrowe ciało, które samo w sobie nie mogło zagwarantować prawdziwego uzdrowienia bez względu na to, jak wiele lekarzy przykładałoby do tego rękę. Stare przysłowie nakazuje bowiem leczyć się samym medykom.
Gdyby pierwszy publiczny pokaz Niziera, który dał w wieku lat 14, odbył się w dżungli czy na stepie, jego zdolności nie wymagałyby „naukowych kwalifikacji”, zaś lud obdarzyłby go szacunkiem jako „Mistrza” – maga lub szamana. To samo zrobili mieszkańcy Lyonu, dla których był terapeutą i kimś więcej niż lekarzem.
INFRA
Autor: Philip Coppens
Źródło: philipcoppens.com
Fot. w nagłówku: Philippe Nizier, PD
Opublikowano za zgodą autora