Wybuch wulkanu Eyjafjöll nie tylko sparaliżował ruch lotniczy, ale zwrócił nam także uwagę na fakt, że zagrożenie ze strony wulkanów może nieść za sobą poważne konsekwencje dla planety i rozwoju cywilizacji.
Ziemia niekiedy zbyt często przypomina nam, że nie jesteśmy jej w stanie całkowicie opanować. Erupcja wulkanu na Islandii jest tylko przypomnieniem. Wraz z tym, jak Północną Europę spowija popiół uziemiając ruch lotniczy, zaczynamy sobie uświadamiać jak bardzo bezsilni jesteśmy.
Jednak w historii erupcji wulkanicznych paraliżujące świat wydarzenie z Islandii to niewielka próba sił. Naukowcy ustalają skalę wulkanu w zależności od tego, jak bardzo są one wybuchowe. Wykorzystują do tego wskaźnik eksplozywności wulkanicznej, który obejmuje stopnie od 0 do 8. Ich pomiar oparty jest na ilości wyrzucanego przez wulkan materiału, wysokości, na którą to następuje oraz czasu trwania. Podobnie jak w przypadku skali do pomiaru trzęsień ziemi, skala VEI jest logarytmiczna, co oznacza, że wybuch o sile 5 VEI jest dziesięciokrotnie silniejszy od erupcji w skali 4.
Do tej pory nie udało się jeszcze naukowcom zmierzyć wskaźnika VEI wulkanu Eyjafjöll, jednak Thorvaldur Thordarson, ekspert od islandzkich wulkanów z Uniwersytetu Edynburskiego szacuje, że wynosi on 2 lub 3, podobnie jak w przypadku sycylijskiej Etny, która wybuchała w 2002 i 2003 roku. Erupcji któregoś z ziemskich wulkanów w tej skali można spodziewać się co najmniej raz w roku.
W przeciwieństwie do nich wybuch Mount St. Helens na północnym-zachodzie Stanów Zjednoczonych w maju 1980 roku był wydarzeniem, które zdarza się raz na 10 lat, kiedy współczynnik VEI wynosi ok. 4. Jeszcze rzadziej, bo raz na 50 lub 100 lat zdarzają się wydarzenia o skali dochodzącej do 5 – 6, czego przykładem była erupcja Pinatubo na Filipinach w 1991 roku.
Jednak największą siłę miała erupcja wulkanu Tambora na indonezyjskiej wyspie Sumbawa, do której doszło w 1815 roku i która odpowiadała za spektakularne zachody słońca uwieczniane na płótnie przez Josepha M.W. Turnera. Posiadająca 7 stopień w skali VEI erupcja była też najbardziej tragiczną w historii, gdyż w jej wyniku śmierć poniosło ok. 70.000 ludzi. Uspokaja jednak fakt, że do podobnych wydarzeń dochodzi średnio raz na sto lat.
Jednakże wraz z tym, jak islandzki Eyjafjöll stał się niespokojny, pojawiły się też pewne obawy. Ostatni raz Islandia doświadczyła podobnej erupcji w roku 2004, kiedy wybuchł wulkan Grímsvötn. Zablokowanie przez pierwszy z wulkanów najruchliwszych europejskich tras lotniczych uczyniło go sławnym.
Jeśli Eyjafjöll jest porównywalna z Grímsvötn, erupcja powinna potrwać dzień lub dwa, jednak co stanie się, jeśli przedłuży cię ona na znacznie dłuższy okres? Thordarson stwierdza, że choć naukowcy wyglądają jej rychłego końca, erupcja trwać może przez tygodnie, miesiące, a nawet i lata.
Erupcja wulkanu Eyjafjöll (Eyjafjallajökull) z marca 2010 roku (fot. za: Wikipedia)
Gdy wulkan ostatecznie ucichnie, to jednak nie będzie to wcale oznaczać, że już po sprawie.
– Ostatnim razem, gdy wybuchł Eyjafjöll [co miało miejsce w 1823 roku], erupcja trwała przez ponad rok, zatem i dziś możemy być świadkami czegoś podobnego – mówi Bill McGuire z University College London.
Zgadza się z nim Thordarson dodając, że w ciągu następnych kilku lat możemy spodziewać się nagłych erupcji tego wulkanu. Dla wulkanologów nie jest to jednak zaskoczenie.
– Od 10 lat dochodziło pod nim do niepokojów, zaś ich kumulacja przypadła na początek tego roku – mówi Thordarson.
Dla wulkanologa Islandia to prawdziwy raj, gdyż znajduje się tam 30 aktywnych systemów wulkanicznych, które często demonstrują swą siłę. Geolodzy wierzą, że powodem niezwykłej aktywności sejsmicznej na Islandii jest fakt, że spoczywa ona na „pióropuszu płaszcza” – pionowym strumieniu nagrzanej materii objawiającym się na Ziemi tzw. „plamami gorąca”.
Aby uczynić sprawy jeszcze bardziej spektakularnymi, ów pióropusz znajduje się dokładnie pod Grzbietem Środkowoatlantyckim, z którego wciąż wydobywa się lawa. Mimo tak „szczęśliwego” położenia w ostatnich dekadach nie doszło na Islandii do wydarzenia o spektakularnej skali.
– W drugiej połowie XX wieku wulkany były nadzwyczaj ciche – mówi Thordarson.
Litografia przedstawiająca erupcję Krakatau z 1883 roku
Mimo to w ciągu ostatnich 10 lat wulkanolodzy zaobserwowali nasilenie niepokojących odgłosów pochodzących z wnętrza Ziemi, które sugerowały, że Islandia może na powrót wchodzić w falę aktywną, która niesie ze sobą niespodziewane i potężne erupcje.
Jeśli naukowcy mają rację, przyszłość może być niespokojna. Ostatnia wielka erupcja wulkanu na Islandii miała miejsce w 1783 roku. Laki, który uprzednio był szczeliną w ziemi w pobliżu wulkanu Grímsvötn, zaczął wylewać z siebie fontanny lawy i chmury pyłu. Trwało to przez 8 miesięcy. Trujący dwutlenek siarki zabił ponadto połowę żywego inwentarza na wyspie przyczyniając się do klęski głodu, która uśmierciła ćwierć populacji Islandii.
Kiedy obłok pyłu kierował się na południe siał także zamęt w Europie.
Emisja dwutlenku siarki przy nietypowych warunkach atmosferycznych spowodowała, że nad całą zachodnią Europą rozciągnęła się gęsta mgła, która przyczyniła się do śmierci setek osób w 1783 i 1784. Była ona tak gęsta, że statki w całej Europie zmuszone były do pozostawania w portach.
Skutki mogły być jednak bardziej dalekosiężne, bowiem według Thordarsona Laki mógł wpłynąć nie tylko na spadek upraw w Japonii, ale także zaburzył afrykański i indyjski system monsunów.
W skali VEI Laki otrzymał pozycję 6, zaś tego typu erupcje zdarzają się raz na około sto lat. Jak jednak poradzilibyśmy sobie, gdyby w najbliższych dniach czekała nas podobna eksplozja?
– Uważam, że współczesne społeczeństwo jest znacznie lepiej przystosowane do radzenia sobie ze skutkami zdrowotnymi i środowiskowymi takiej eksplozji, jednak ekonomiczne konsekwencje zatrzymania ruchu powietrznego na pięć miesięcy byłyby na pewno poważne.
Najgorsze jednak jest to, że prędzej czy później nastąpić może erupcja wulkanu podobna do tej, jaka miała miejsce na Islandii w 1362 roku.
– Miała ona siłę dwu lub trzykrotnie silniejszą od wybuchu Lakiego i była to największa od 2000 lat erupcja wulkanu w Europie – mówi Thordarson.
Jeśli idzie jednak o katastrofy o naprawdę wielkiej skali, to islandzkie wulkany wydają się być mniej znaczące. Co mniej więcej 100.000 lat dochodzi do katastrofalnej erupcji tworu o nazwie „superwulkan”. Wówczas w powietrze wylatuje ponad 1000 kilometrów sześciennych materiałów, zaś pył i gaz potrafią pogrążyć planetę w chłodzie na całe lata. Ostatnia erupcja tego typu miała miejsce przed 74.000 lat, kiedy wulkan Toba na Sumatrze wypluł z siebie ilość lawy równą niemalże dwóm Mount Everestom.
Wybuch Toby był ponad 5000 razy silniejszy od erupcji St. Helens w 1980 roku i miał 8 stopień w skali VEI. Istnieją rozbieżności na temat tego, jak bardzo ponowna eksplozja tego typu byłaby szkodliwa dla ludzi, jednak bez wątpienia jej skutki byłyby dalekosiężne.
Erupcja Mount St. Helens w 1980 roku
Przeszłe erupcje superwulkanów łączy się niekiedy z epokami masowego wymierania organizmów żywych, do których dochodziło m.in. w permie, kiedy to zniknęło 90 procent gatunków organizmów żyjących w oceanie.
Niestety nie da się uniknąć następnej super erupcji.
– Nie powinniśmy pytać czy to się zdarzy, lecz kiedy się zdarzy – mówi McGuire.
W przeciwieństwie do konwencjonalnych wulkanów superwulkany nie są zawsze dobrze widoczne z powierzchni ziemi, co nie ułatwia naukowcom zadania związanego z przewidywaniem ich kolejnej erupcji. Kandydatami na tej liście są jednak wulkan Yellowstone w Wyoming, obszar Campi Flegrei na zachód od Neapolu oraz wulkan Lake Taupo w Nowej Zelandii. Istnieje niestety również wiele miejsc, w których superwulkany mogą pojawić się nagle. W ich skład wchodzą m.in. Indonezja, Filipiny, kraje Ameryki Srodkowej, Japonia, Kamczatka oraz niektóre miejsca w Europie (jak Kos i Nisyros na Morzu Egejskim).
W 2005 roku grupa badawcza utworzona z inicjatywy Londyńskiego Towarzystwa Geologicznego zajmowała się badaniem niebezpieczeństw, jakie może nieść ze sobą wybuch superwulkanu. Wnioski mówiły, że „zniszczeniu mógłby ulec obszar wielkości Ameryki Północnej lub Europy, zaś przez kilka lat po erupcji spodziewać należałoby się zaburzeń klimatycznych na globalną skalę. Zdarzenia tego typu pogrążyłyby w ruinie światowe rolnictwo, spowodowałyby zakłócenia w dystrybucji żywości oraz masową klęskę głodu. Skutki te mogłyby być na tyle poważne, aby zagrozić podstawom cywilizacji.”
Lekki niepokój w związku z tym, co dzieje się na Islandii może być zatem zapowiedzią czekających nas w przyszłości trudności…
Tłumaczenie i opracowanie: INFRA
Autor: K.Ravilious
Źrodło: Daily Telegraph